11 listopada 1918 roku zebrała się „Komisja Organizacyjna Uniwersytetu Polskiego w Poznaniu”, a pół roku później powstał Uniwersytet. O pierwszych dniach wolności z prof. Grzegorzem Łukomskim, z Instytutu Kultury Europejskiej UAM, rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.
Odzyskanie niepodległości kojarzy się z postacią Józefa Piłsudskiego. Dlaczego Poznań nie wystawił mu pomnika? Wielkopolanie nie doceniają zasług Marszałka?
Myślę, że niektórzy cenią, inni nie. Kwestia w polityce. Sam Józef Piłsudski cenił Wielkopolan. Może trochę mniej z powodów politycznych, bo był za młodu socjalistą. Co prawda, jak sam powiedział, w 1918 roku „wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku Niepodległość”, jednak trochę w nim tego socjalizmu zostało. Natomiast w Poznaniu dominowała Narodowa Demokracja powiązana z Romanem Dmowskim, z Komitetem Narodowym Polskim w Paryżu. Dmowski i Piłsudski to „dwa na słońcach swych przeciwnych - Bogi”, jak pisał Słowacki w „Beniowskim”. Animozja, a nawet wrogość do Piłsudskiego powstała dopiero w roku 1926, po przewrocie majowym, kiedy wyraził zgodę na zbrojne przejęcie władzy. Wtedy Wielkopolska w większości opowiedziała się po stronie rządu. Piłsudski był politykiem, a polityk nigdy się nie obraża. Chwalił Wielkopolan za solidność i przywiązanie do polskości. Bardzo cenił powstanie wielkopolskie, bo w pewnym sensie uratowało jego działania na Kresach Wschodnich. Było bowiem dywersją na zapleczu armii niemieckiej. Z powodów pragmatycznych Piłsudski próbował nawet pomagać Wielkopolanom - w Poznaniu działała Polska Organizacja Wojskowa Zaboru Pruskiego. Jej przywódcami byli znani później powstańcy wielkopolscy – Mieczysław Paluch i Wincenty Wierzejewski.
Ile zatem prawdy jest w plotce, że zrezygnował z Wielkopolski w zamian za uwolnienie z Magdeburga.
To nie było tak. Gdy wracał z internowania w pociągu dostał depeszę, że alianci podpisują rozejm z Niemcami. Ze zdziwieniem skonstatował, że w ogóle nie było w nim mowy o Polsce. Rozejm zakładał, że niemieckie wojsko musi się cofnąć do granicy z 1914 roku. W tym momencie alianci zachodni nas po prostu zdradzili. Zatem, gdyby nie działania Dmowskiego i powstanie wielkopolskie, a potem powstania śląskie, przynależność polityczna Kresów Zachodnich byłaby pod wielkim znakiem zapytania. Piłsudski wysyłając swojego współpracownika Władysława Baranowskiego na paryską konferencję pokojową, powiedział, że teraz Polska jest bez granic. To, co dadzą nam alianci na zachodzie zależy tylko od nich, natomiast na wschodzie, ile zdobędziemy zależy od nas.
Wydaje się, że Piłsudski nie miał w Wielkopolsce wielkiego pola do popisu, skoro przed wybuchem wojny był tu nieznany, oprócz nielicznych działaczy politycznych.
Rzeczywiście, nawet go lekceważono. Był całkiem słusznie uważany za socjalistę, a więc człowieka nieprzewidywalnego. W 1908 roku ze swoimi towarzyszami dokonał napadu na pociąg pod Bezdanami, po to żeby zdobyć pieniądze na działalność. Takie rewolucyjne metody za nim szły. W okresie galicyjskim przeżył ewolucję, ale w Wielkopolsce ciągle był postrzegany jako czerwony emisariusz destrukcji. Sam Piłsudski później poprawiał swój wizerunek w okresie II Rzeczpospolitej.
Czytaj też: Gra Ku Zwycięstwu: Sposób na niepodległość
Zostawmy Józefa Piłsudskiego - przenieśmy się do Poznania w listopadzie 1918 roku. Co się tu działo przed wybuchem powstania wielkopolskiego?
„Listopad to dla Polski niebezpieczna pora”, jak pisał w „Nocy Listopadowej” mistrz Wyspiański. Mógłbym doprecyzować, że to pora nadziei. Listopad 1918 roku miał dla Poznania znaczenie wyjątkowe. Zaczęło tu rozkwitać oficjalne, polskie życie polityczne, które wcześniej tliło się w ukryciu. Istniał tajny Międzypartyjny Komitet Obywatelski założony jeszcze na początku wielkiej wojny. W jego skład weszli najbardziej prominentni działacze, którzy później sprawowali władzę w Wielkopolsce np. posłowie do Reichstagu: Bernard Chrzanowski, twórca Narodowej Demokracji w zaborze pruskim i Władysław Seyda. W lipcu 1918 roku organizacja przekształciła się w półtajny Centralny Komitet Obywatelski i otóż w listopadzie nastąpił przełom. Niemcy wiedzieli o tym stowarzyszeniu, ale przymykali na nie oko z kilku powodów. Naczelny prezes prowincji poznańskiej Hans von Eisenhardt-Rothe zasugerował Seydzie, aby komitet ujawnił się i przejął kontrolę nad miastem, ponieważ obawiano się rewolucji socjalnej. Oczywiście w Poznaniu to nie mogło się wydarzyć, bo nie było tu komunistów, ale Niemcy dmuchali na zimne. Centralny Komitet obywatelski ujawnił się 12 listopada. Dwa dni później wyłonił się z niego Komisariat Naczelnej Rady Ludowej – triumwirat: Adam Poszwiński, ks. Stanisław Adamski i Wojciech Korfanty. Odegrali oni kluczową rolę w dalszych wydarzeniach politycznych. CKO stworzył swoje ekspozytury lokalne w różnych miejscach Wielkopolski i Pomorza, które później przekształciły się w Rady Ludowe. Dlaczego? Rady Robotniczo-Żołnierskie i inne były po prostu - od czasów przewrotu bolszewickiego w Rosji – modne, trzeba było wpisać się w tło polityczne, a także terminologiczne, żeby zyskać zwolenników. Komisariat Naczelnej Rady Ludowej zaczął funkcjonować 14 listopada i powoli zaczął dążyć do zbrojnego rozwiązania.
Ale przecież Naczelna Rada Ludowa początkowo popierała pokojowe zabiegi o niepodległość.
Sytuacja ewoluowała. Polacy przenikali do struktur militarnych i politycznych administracji niemieckiej. 15 listopada Naczelne Dowództwo wojsk Rzeszy wydało rozporządzenie mówiące, że należy stworzyć specjalną formację: Służbę Straży i Bezpieczeństwa, która miała chronić garnizony niemieckie przed bolszewizacją i demoralizacją. Wynegocjowano, że będą one w połowie składać się z Polaków. A Polacy byli sprytniejsi i zaczęli desygnować do struktur także Polaków o niemieckich nazwiskach. W ten sposób zdobyli większość. Podobnie było ze strukturami politycznymi. Polska Rada Robotniczo-Żołnierska połączyła się z niemiecką, zdobywając w formacji tej przewagę. 12 listopada doszło do przewrotu w ratuszu, zmuszono do rezygnacji nadburmistrza Poznania Georga Ernsta Wilmsa. Na jego miejsce desygnowano Jarogniewa Drwęskiego, polskiego adwokata, członka Centralnego Komitetu Obywatelskiego, pierwszego od czasów Księstwa Warszawskiego polskiego włodarza miasta. Mieliśmy swojego burmistrza i wpływy w garnizonie niemieckim. To była pełzająca rewolucja, przejmowanie władzy w wielkopolski sposób - atakuj wtedy, kiedy wiesz, że zwyciężysz. 11 listopada miało też miejsce niezwykle istotne wydarzenie - w sali posiedzeń Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk zebrała się „Komisja Organizacyjna Uniwersytetu Polskiego w Poznaniu”, w czteroosobowym składzie: Heliodor Święcicki, Józef Kostrzewski, Michał Sobeski i ks. Stanisław Kozierowski. Komisja zainaugurowała prace organizacyjne związane z powołaniem Uniwersytetu Poznańskiego, o który walczono od wieków. Wreszcie warunki pozwoliły na to, by tę ideę zrealizować. 30 stycznia 1919 roku dekretem Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej powołano pierwszy wydział, jako zaczątek uniwersytetu – Wydział Filozoficzny. Listopad był kluczowy i nie bez powodu nazwałem go miesiącem nadziei – to była dobra podstawa do dalszych działań czyli powstania wielkopolskiego, ale jak mawiał Kipiling, to już zupełnie inna historia.