Wersja graficzna

Twarzą w twarz z pradziejowymi społeczeństwami Eurazji

Prof. Marzena Szmyt, fot. Władysław Gardasz
Prof. Marzena Szmyt, fot. Władysław Gardasz

Mniej więcej w pierwszej połowie III tysiąclecia przed Chrystusem na terenie lasostepu ukraińskiego doszło do spotkania twarzą w twarz dwóch różnych społeczności pradziejowych. Zetknięcie to bada od lat prof. Marzena Szmyt z Wydziału Archeologii. Pani profesor jest współautorką publikacji „Population genomics of post-glacial western Eurasia”, która na początku tego roku ukazała się w czasopiśmie „Nature”. 

 

Publikacje w „Nature” budzą emocje. Opowie pani o kulisach powstania tej pracy? 

 

– Zawdzięczam ją wcześniejszej współpracy. Od lat funkcjonuję w obiegu międzynarodowym i zdarza się, że jestem zapraszana do wieloautorskich zespołów. Publikacja w „Nature”, o której mówimy, to jedna z takich multiautorskich prac poświęconych problematyce kształtowania się struktury genetycznej Eurazji. W tym wypadku międzynarodowy zespół naukowców poddał analizie kilkaset próbek pobranych ze szczątków ludzkich, pochodzących z ogromnego obszaru, sięgającego od Syberii po wybrzeże Atlantyku i od Skandynawii po Bliski Wschód, a datowanych w większości na okres od 9 do 3 tysięcy lat temu. W badaniach wykorzystano również wcześniej opublikowane dane – publikacja ta jest między innymi pokłosiem mojego projektu NCN, który lada chwila będę finalizować. Wynikami zainteresowali się duńscy genetycy i zdecydowali, że wykorzystają je w pracy, którą przygotowywali dla „Nature”. Tak więc to na nich spoczął ciężar napisania artykułu. Powiem jeszcze, że dzięki szeroko zakrojonym badaniom udało się potwierdzić istnienie długotrwałego genetycznego podziału holoceńskich społeczeństw Eurazji na dwa bloki oraz ustalenie rozdzielającej je granicy, która biegła mniej więcej od Bałtyku po Morze Czarne. Ta granica uległa dezintegracji w III tysiącleciu przed Chrystusem, to znaczy w okresie krytycznym dla procesów kształtowania się struktury genetycznej Europy.

 

Czy możemy powiedzieć coś więcej o tych wydarzeniach? 

 

– Odpowiadając na to pytanie, nawiążę do badań, które prowadziłam w ramach projektu „Podole jako przestrzeń kontaktowa w III tys. przed Chr.: kurhany nad rzekami Murafa i Riv”. Jest on poświęcony stykowi dwóch różnych kultur pradziejowych. Mniej więcej w pierwszej połowie III tysiąclecia przed Chrystusem na terenie lasostepu ukraińskiego doszło do spotkania – możemy powiedzieć: twarzą w twarz – dwóch społeczności. Jednej wywodzącej się z Europy Środkowej – mam tu na myśli społeczność wiązaną przez archeologów z tzw. kulturą amfor kulistych – i drugiej, która na tereny lasostepu przybyła z południa, ze strefy stepowej zamieszkanej przez ludność pasterską, wiązaną z tzw. kulturą jamową. Od lat naukowo interesuję się tym stykiem kultur. Mam zgromadzoną całą serię bardzo ciekawych synkretycznych obiektów. Są to groby, w których złożono zmarłych pochowanych zgodnie z ceremoniałem stosowanym przez ludność stepową, jednak z jednym małym wyjątkiem. W tych pochówkach ustawiano – najczęściej przy głowie zmarłego – naczynie wykonane dokładnie według wzorców kultury amfor kulistych. Czyli przedmiot zupełnie obcy, ale jednocześnie akceptowany przez ludzi, którzy owe ceremonie pogrzebowe prowadzili. Mówimy tutaj o serii znalezisk, które jednoznacznie potwierdzają, że te społeczności spotkały się twarzą w twarz. Być może dochodziło między nimi do bardzo bliskich kontaktów, na przykład wymiany małżeńskiej. Na razie bezpośrednich tego potwierdzeń nie mamy. Natomiast na podstawie obiektów, o których wspomniałam, wydać wyraźnie, że byli w stanie zaakceptować obce wzorce, z którymi się stykali.

 

To jest historia, jakiej nie uczą w szkole. Opowie pani coś więcej? 

 

– Kultura jamowa robi obecnie w świecie naukowym globalną karierę. Nazwa odnosi się do reliktów materialnych, które badają archeolodzy. Natomiast jest rzeczą pewną, że za współczesnym mianem kultury jamowej stoją jej twórcy, którzy byli odrębnym ludem. Mieli swoją specyfikę genetyczną, podejmowali dalekosiężne ekspansje, nie tylko w strefie stepowej, gdzie rozprzestrzeniali się mniej więcej ze wschodu na zachód. Docierali również na teren środkowej i południowej Europy, gdzie mamy takie poświadczenia na przykład z dzisiejszych Węgier czy Bułgarii. Wchodzili też w strefę lasostepu, znajdującego się w granicach obecnej Ukrainy i Mołdawii. Jak wspomniałam, mieli oni swoją specyfikę genetyczną, która na skutek ekspansji upowszechniła się szeroko. Po drugie, są wiązani z rozprzestrzenieniem się Indoeuropejczyków. W ostatnich latach ukazało się na ten temat wiele prac. A zatem chodzi zarówno o kształtowanie się struktury genetycznej mieszkańców współczesnej Europy, jak i formowanie się ich kultury rozumianej na poziomie języka i światopoglądu. Twierdzi się, że ludność stepowa wiązana z kulturą jamową przyniosła na teren Europy swoje wzorce kulturowe w postaci wspólnot uformowanych na zasadzie prymatu mężczyzny-wojownika, co zmieniło wcześniejszy obraz społeczności europejskich. 

 

To ciekawe. Czy to oznacza, że wcześniej naszym przodkom bliższe były struktury matriarchalne? 

 

– To nie takie proste. Koncepcja starej Europy pochodzi od nieżyjącej już amerykańskiej badaczki litewskiego pochodzenia, prof. Mariji Gimbutas. Twierdziła ona, że dominującą rolę w tych z reguły rolniczych społecznościach odgrywały kobiety. Miało się to zmienić wraz z inwazją jeźdźców stepowych ze wschodu, którzy narzucili dominującą rolę mężczyzny-wojownika. To jest obraz w tej chwili archaiczny, ale jednocześnie szerokie analizy genetyczne potwierdzają, w powiązaniu ze stwierdzoną archeologicznie ekspansją ludności kultury jamowej na zachód, rozprzestrzenianie się genów właściwych tym społecznościom. Obraz sfeminizowanej starej Europy w świetle najnowszych badań nie został potwierdzony, prawdą jest natomiast fakt, że trakcie III tysiąclecia przed Chrystusem doszło do drastycznej zmiany w strukturze genetycznej Europy. 

 

Zastanawia mnie, na czym budują państwo wiedzę dotyczącą tak odległego historycznie okresu. Przedmiotów jest niewiele, a poświadczenia pisemne nie istnieją…

 

– To prawda, dokumentów pisanych nie ma żadnych. Nasze badania opieramy na wieloaspektowych źródłach materialnych. Interesują nas zarówno artefakty, jak i eko- czy geofakty – wszystko, co wiąże się z działalnością człowieka, co może być także kontekstem tej działalności. Tym zresztą różnimy się od zbieraczy zabytków. Dla nas równie ważny, co zabytek, jest kontekst, w którym został on odnaleziony. Czyli jeśli mamy jakieś naczynie, to pytamy nie tylko o to, jak zostało wykonane, jaką ma formę, w jaki sposób było zdobione, ale również gdzie zostało znalezione, w jakim kontekście – czy w grobie, czy w pozostałościach domu, czy w jakimś innym otoczeniu, na przykład zatopione w bagnie. Interesuje nas, kiedy zostało wytworzone, ale i co było w nim przechowywane. Obecnie archeologia jest nauką interdyscyplinarną jak nigdy wcześniej. Do badań zapraszamy specjalistów reprezentujących różne dyscypliny: korzystamy na przykład z wiedzy antropologów, fizyków, chemików, biologów, geografów, geologów, ale współdziałamy także z przedstawicielami wielu nauk humanistycznych. Patrzymy na nasze źródła jako na pozostałości działalności człowieka. I to właśnie człowiek jest w centrum naszych zainteresowań. 

 

To bardzo intersujące. Ile informacji – wspólnymi siłami – są państwo w stanie wyciągnąć na przykład z pojedynczego koralika? 

 

– I koralik może nam wiele przekazać. Ale proponuję teraz spojrzeć na tę miedzianą siekierkę [prof. Szmyt wyciąga z kartonika przedmiot]. Mam tu taki egzemplarz, niepozorny, ale wykonany z czystej miedzi. Ta siekierka została znaleziona w trakcie badań archeologicznych w miejscowości Dąbrówka pod Poznaniem. W miejscu tym stał gród, założony w IX wieku, który w pełni rozwinął się w X wieku. Siekierka leżała sobie gdzieś tam w humusie, ponieważ – jak się domyślamy – w trakcie budowy grodu zniszczono miejsce, w którym była zdeponowana. Sama siekierka z największym prawdopodobieństwem pochodzi z IV tysiąclecia przed Chrystusem i została gdzieś, na terenie późniejszego grodu, złożona w ziemi. Na podstawie analiz, jakie zleciliśmy, wiemy, że została wykonana z miedzi – wówczas bardzo cennego surowca – lecz nigdy nie była używana do pracy. Sądzimy, że w pewnym momencie zdecydowano, że będzie ona złożona w ziemi. Ale nie tak zwyczajnie. Siekierka została owinięta dość grubo tkaną materią, a następnie przewiązana sznurkiem, włożona do jakiegoś drewnianego futerału i tak zabezpieczona dopiero zakopana w ziemi. Ślady po tkaninie, sznurku i drewnie potwierdziły analizy mikroskopowe. I teraz możemy zadać pytanie, dlaczego tak? Dlaczego, zamiast używać tak cennego przedmiotu, złożono go do ziemi? Przypuszczamy, że siekierka została wytworzona, aby ofiarować ją siłom wyższym. Zapewne ma to związek z wierzeniami dawnych ludzi, których dziś nie jesteśmy w stanie zrekonstruować. Niestety, do dyspozycji mamy tylko wąskie okienka, które pozwalają nam wejrzeć w tak odległe czasy. Na szczęście takich depozytów, nie tylko narzędzi, ale też naczyń i innych przedmiotów użytkowych, jest więcej. Wiemy, że zatapiano je w rzekach czy bagnach właśnie z myślą o tym, aby ofiarować je komuś czy czemuś za coś. 

 

Nauka się rozwija. Może za kilka lat, mając do dyspozycji jeszcze doskonalsze narzędzia, archeolodzy będą w stanie odczytać jeszcze więcej z takich znalezisk? 

 

– Zapewne będziemy coraz lepiej poznawać naszą historię, ale jest to proces nieskończony. Choć jesteśmy przeświadczeni, że świat jest dla nas, to tak naprawdę jesteśmy tylko jednym z wielu pokoleń zamieszkujących Ziemię. Możemy powiedzieć, że wszędzie tam, gdzie idziemy, poruszamy się po śladach minionych pokoleń. Naszą rzeczą jest jak najlepiej wykonywać to, czego się podjęliśmy. Jeśli badamy odległe dzieje, to róbmy to najlepiej jak możemy, używając wszystkich możliwych narzędzi. 

 

Na koniec wrócę do badań, które są przedmiotem projektu NCN. Gdzie konkretnie były prowadzone?

 

– Realizacja projektu wymagała od nas badań na terenie lasostepów wschodnioeuropejskich. Mój projekt był nastawiony na Ukrainę. Tak naprawdę udało nam się jednak przeprowadzić zaledwie dwa sezony badań. Przeszkodziła nam pandemia, a potem nastała wojna wywołana atakiem Rosji na Ukrainę. Nie mogliśmy dalej prowadzić badań terenowych. Natomiast dzięki temu, że mamy bliską i bardzo dobrą współpracę z naszymi ukraińskimi kolegami, udało nam się ściągnąć część próbek. Do Polski przyjechały też nasze ukraińskie koleżanki. Staraliśmy się je wspierać w tych trudnych czasach. Zorganizowaliśmy specjalną zbiórkę na rzecz archeologów, którzy służą w siłach zbrojnych Ukrainy, aby mieli świadomość, że jesteśmy z nimi i kiedy wojna się skończy, tak jak powinna – sprawiedliwym pokojem dla Ukrainy – będą mogli wrócić do tego, co kochają robić. Archeologia jest niełatwą profesją, ale na pewno można się w niej zakochać.

 

zob. też Prof. Janusz Czebreszuk. Warto było

Nauka Wydział Archeologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.