Wersja graficzna

Prof. UAM Michał Urbańczyk. Amerykańskie wybory

Prof. UAM Michał Urbańczyk
Prof. UAM Michał Urbańczyk

Wybór Trumpa, który kampanię oparł na obietnicach poprawy sytuacji ekonomicznej i większej dbałości o bezpieczeństwo i porządek na granicy, pokazuje kryzys polityki tożsamości, która była jednym z podstawowych pomysłów na kampanię wyborczą Kamali Harris. 

Dla Stanów Zjednoczonych i Amerykanów zakończone wybory oznaczają drugą kadencję Trumpa w Białym Domu i republikańską przewagę w Senacie i (prawdopodobnie) Izbie Reprezentantów. Wyraźne zwycięstwo w głosowaniu powszechnym (ponad 3,5 mln głosów przewagi) i wygrana we wszystkich siedmiu swing states dają silny mandat do rządzenia i realizacji zmian, które Trump i republikanie zapowiadali w trakcie kampanii. Dla Partii Demokratycznej i jej wyborców oznacza to konieczność analizy dotychczasowej polityki i diagnozy popełnionych błędów. Warto jednak spojrzeć na te wybory szerzej i zastanowić się, co wynik wyborów mówi o samym społeczeństwie amerykańskim i jakie niesie konsekwencje dla całego świata. 

Zakwestionowane mity i prognozy 

Wynik wyborczy obalił kilka mitów i prognoz, które od lat pojawiały się w przestrzeni medialnej po drugiej stronie Atlantyku. Po pierwsze amerykański system wyborczy nie jest niesprawiedliwy i niewydolny. Dowodem na pierwszą opinię miały być wybory w 2016 roku, w których zwyciężczyni głosowania powszechnego Hillary Clinton zdobyła mniej głosów elektorskich i przegrała wyścig o Biały Dom. Dowodem na drugą opinię były wybory w 2020 roku, a właściwie kwestionowanie ich wyniku przez Trumpa, co zakończyło się niesławnym szturmem na Kapitol. Obie te sytuacji okazały się wyjątkami od reguły. Zwycięstwo we wszystkich stanach wahających się i zdecydowane zwycięstwo w głosowaniu powszechnym przełożyło się na znaczącą przewagę głosów elektorskich oraz jednoznaczny wynik, który nie sposób kwestionować. W dodatku wyborczy aparat urzędniczy, zreformowany po 2020 roku, zadziałał nadzwyczaj sprawnie i wyniki z poszczególnych stanów znane były po kilkunastu godzinach od zamknięcia pierwszych lokali wyborczych na Wschodnim Wybrzeżu. A przecież obawiano się przedłużającego się liczenia głosów, co mogło być wykorzystywane do wzbudzania niepokojów społecznych, skutkujących zamieszkami i starciami na ulicach. 

Tymczasem amerykański system pokazał swoją stabilność i sprawne funkcjonowanie. Bez względu na sympatie polityczne to najlepszy możliwy scenariusz. 

Po drugie zachwiał się chyba mocno mit o społeczeństwie amerykańskim spolaryzowanym i skonfliktowanym wedle rasy czy religii. Znaczący wzrost liczby Afroamerykanów, Latynosów czy Amerykanów pochodzenia żydowskiego głosujących na Trumpa i republikanów każe zakwestionować przekonanie, że mniejszości są naturalnym i stałym elektoratem Partii Demokratycznej. 

Po trzecie wybór Trumpa, który kampanię oparł na obietnicach poprawy sytuacji ekonomicznej i większej dbałości o bezpieczeństwo i porządek na granicy, pokazuje kryzys polityki tożsamości, która była jednym z podstawowych pomysłów na kampanię wyborczą Kamali Harris. To nie kwestie różnic kulturowych i ideologicznych były najważniejsze, ale obietnica zajęcia się bieżącymi problemami zwykłego Amerykanina, takimi jak inflacja, deindustrializacja i nielegalna imigracja. Oczywiście otwarta pozostaje kwestia, czy proponowane przez Trumpa i republikanów lekarstwa okażą się skuteczne. 

Nieuniknione konsekwencje dla świata 

Dla zwykłego Amerykanina polityka zagraniczna w trakcie kampanii wyborczej była kwestią drugorzędną. W dodatku Stany Zjednoczone mają obiektywnie istniejące interesy narodowe na arenie międzynarodowej i amerykańska racja stanu nie zmienia się co wybory. Przesuwanie się punktu ciężkości polityki zagranicznej USA z Europu do Azji, konflikt z Chinami i polityka na Bliskim Wschodzie są trendami niezależnymi od jednej kampanii wyborczej. Wybór Trumpa oznaczać może jednak przyspieszenie pewnych procesów, zmianę stylu dyplomacji i większe ryzyko eskalacji trwających konfliktów na Ukrainie, Bliskim Wschodzie i wokół Tajwanu. Oznaczać to może konieczność odegrania przez Europę większej roli w odparciu rosyjskiej agresji i zajęcia wyraźniejszego stanowiska w konflikcie z rosnącą potęgą Państwa Środka. 

Zobacz też: Prof. Radosław Fiedler. Nie(wywiad) Carlsona z Putinem

Nauka Wydział Prawa i Administracji

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.