Wersja domyślna

Prof. Iwona Sobkowiak-Tabaka. „Okruchy przeszłości” najlepiej widać pod mikroskopem

Profesor UAM Iwona Sobkowiak-Tabaka, archeolożka specjalizująca się w badaniach społeczności epoki kamienia, rekonstruuje prehistorię na podstawie odnalezionych artefaktów. O tym fascynującym procesie, możliwym dzięki zdobyczom współczesnej nauki – z gawędziarską werwą – opowiada w naszej rozmowie.

 

Dziś mówi się dużo o tym, że badania archeologiczne są interdyscyplinarne. Jak to wygląda w praktyce – czy praca archeologa to przede wszystkim praca w zespole, czy raczej indywidualne zajęcie?

– Moje badania nad społecznościami schyłkowego paleolitu, mezolitu i neolitu Europy Środkowej i Wschodniej mogą być prowadzone zarówno w laboratorium, w formie studiów literaturowych, jak i – co w moim przypadku zdarza się najczęściej – poprzez pracę z konkretnym materiałem. Analizuję przedmioty, czyli materiały wykopaliskowe, pozostawione przez społeczności z terenów dzisiejszej Europy Środkowej i Wschodniej. Są to przede wszystkim wytwory krzemienne. Badając ich technologię, typologię oraz ślady użytkowania, staram się odtworzyć, jakie aktywności podejmowały te społeczności i jak wyglądało ich życie.

Przyznam, że odkąd zyskałam możliwość pracy w laboratorium mikroskopowym, moje badania stały się jeszcze bardziej ekscytujące. Pod dużym powiększeniem – zarówno przy użyciu mikroskopu cyfrowego, jak i skaningowego mikroskopu elektronowego – można zobaczyć prawdziwe „okruchy przeszłości”. To one pozwalają zarysować szerszy obraz człowieka, który kiedyś żył, działał i tworzył.

Proszę opowiedzieć, jak z takich „okruchów przeszłości” buduje się wiedzę archeologiczną.

– Możemy snuć tę opowieść, bo stoimy na barkach gigantów. Wiele już zostało odkryte, ale my dysponujemy nowszymi, lepszymi metodami i możemy pogłębiać badania, które kiedyś zostały zapoczątkowane. Badania z lat 50. ubiegłego wieku nie dawały możliwości bezwzględnego datowania obiektów ludzkiej aktywności. My już od 70 lat mamy taką możliwość.

Dziś możemy zaglądać w mikrocząstki. Myślę, że naszym starszym kolegom – ale też mnie samej, bo zaczynałam studia 30 lat temu – takie możliwości nawet się nie śniły. Z kamienia nazębnego społeczności pradziejowych potrafimy odtworzyć ich dietę. Analizujemy mikrobiom jamy ustnej, by sprawdzić, jakie choroby ich trapiły. Dzięki badaniom granulek skrobi czy fitolitów – skrzemieniałych części roślin, które pozostały na narzędziach krzemiennych, kamiennych, np. rozcieraczach czy żarnach – wiemy, jakie gatunki zbóż i innych roślin przetwarzano, nawet jeśli ich szczątki się nie zachowały. To niemal tak, jakby udało się złapać człowieka pradziejowego za rękę i zobaczyć jego codzienne zajęcia.

Na tej podstawie możemy tworzyć szerszy obraz życia dawnych społeczności, co bardzo mnie cieszy. Jeszcze do niedawna społeczności te postrzegane były w sposób nieco pejoratywny – jako mniej zaawansowane technologicznie, prowadzące trudny żywot. Kiedy jednak udało nam się przyjrzeć im bliżej, widać, że ich styl życia bliżej natury był swego rodzaju bonusem. Wiedzieli, jak poruszać się w swoim środowisku, potrafili reagować na zmiany, które ono przynosiło, i nie byli jedynie biernymi uczestnikami rzeczywistości, ale także jej twórcami.

Zaskoczyło mnie, kiedy na jednym z wykładów na podstawie śladów po ząbkach na łyżeczkach określiła pani, czym były karmione dzieci. Czy to nie za dalekie idące spekulacje?

– Istotnie, były różnice między karmieniem dzieci przez społeczności łowiecko-zbierackie a społeczności rolnicze. Te ostatnie dysponowały już zbożami i mogły przygotowywać różnego rodzaju papki, dzięki czemu łatwiej było karmić dzieci i szybciej można było odstawiać je od piersi.

Oczywiście wiele kwestii pozostaje trudnych do zbadania. Cała sfera duchowa tych społeczności jest wyjątkowo nieuchwytna, ponieważ trudno zrekonstruować ich wierzenia. Próbujemy to oczywiście robić dzięki różnym podejściom metodologicznym, ale wiele informacji pozostaje dla nas niedostępnych. Często wspieramy się analogiami etnograficznymi, choć musimy pamiętać, że współczesne społeczności łowiecko-zbierackie nie są „fosylnymi” kopiami dawnych ludzi i nie można tych porównań przenosić wprost, 1 : 1.

Wspomniała pani o profitach, jakie wynikały z bliskiego kontaktu z naturą. Możemy rozwinąć tę myśl? 

– Społeczności łowiecko-zbierackie bytujące na Nizinie Środkowoeuropejskiej w okresie między 15 a 10 tys. lat przed Chrystusem często postrzega się jako silnie uzależnione od środowiska przyrodniczego. Tymczasem nasze ostatnie badania dowodzą, że potrafiły one bardzo dobrze funkcjonować w tym środowisku i – kiedy było to potrzebne – zmieniały obszar bytowania albo modyfikowały tryb życia. Były to społeczności bardzo mobilne – często określane jako „łowcy reniferów”. W okresach, gdy występowała tundra parkowa, wędrówki reniferów w pewnym stopniu organizowały ich życie, ale to tylko część obrazu. Analizy granulek skrobi, fitolitów czy badania izotopowe pokazują, że dieta roślinna była równie ważna. Polowano także na mniejsze zwierzęta niż renifery – zające, bobry czy sarny w cieplejszych okresach.

Te społeczności świetnie adaptowały się do lokalnych warunków, co widać w obróbce surowców do wytwarzania narzędzi. W zależności od tego, z jakim surowcem miały do czynienia – czy był to krzemień czekoladowy o bardzo dobrej łupliwości, czy krzemień narzutowy, niewielkich rozmiarów, przyniesiony przez lądolód skandynawski i wielokrotnie poddany działaniu czynników atmosferycznych – znajdowały rozwiązania. Ich wielką zaletą była elastyczność i umiejętność radzenia sobie w trudnym krajobrazie.

Okazuje się też, że wywierały istotny wpływ na środowisko. Część badaczy uważała, że takie oddziaływanie pojawiło się dopiero w neolicie, gdy społeczności rolnicze zaczęły hodować zwierzęta i uprawiać rolę. Jednak łowcy-zbieracze również intensywnie eksploatowali otoczenie. Proszę sobie wyobrazić tundrę krzewiastą z karłowatą brzozą czy wierzbą polarną – a te społeczności potrzebowały dużych ilości paliwa do ognisk. Ognisko było niezwykle ważnym elementem obozowiska – służyło nie tylko do obróbki pokarmu; dawało światło, dzięki czemu możliwa była np. naprawa narzędzi, i ciepło. Przy ognisku toczyły się rozmowy. Uważam, że jest to jedna z naszych cech atawistycznych – do dziś ludzie lubią spędzać czas przy ogniu, piekąc kiełbaski czy śpiewając. Sama mam takie wspomnienia z czasów harcerskich.

Brakowało paliwa, dlatego częsta zmiana obszaru bytowania była spowodowana nie tylko migracją za stadami reniferów, lecz także koniecznością zdobywania opału i zaspokajania podstawowych potrzeb związanych z ogniem. Często mówi się, że wykorzystywano kości zwierząt – i owszem, mogły być używane, ale raczej do podtrzymywania żaru, nie do rozpalania, ponieważ z reguły były wilgotne.

zob. też Twarzą w twarz z pradziejowymi społeczeństwami Eurazji

Podobnie trudna do zbadania jest kwestia odzieży. Najstarsze igły pochodzą sprzed prawie 40 tys. lat. Oprócz skór mamy ślady wyplatania różnego rodzaju mat, a w cieplejszych okresach (np. w neolicie, podczas optimum klimatycznego) odzież mogła być wytwarzana z włókien roślinnych, np. łyka czy lnu. Archeologia eksperymentalna podejmuje takie próby. Często wyobrażamy sobie, że była to niekształtna odzież ze skór narzuconych na siebie, tymczasem wyglądało to inaczej. Mamy analogie etnograficzne i znaleziska bagienne z późniejszych czasów, w których zachowały się całe stroje.

Skąd pani krytyczny stosunek do określenia „rewolucja neolityczna”? 

– Myślę, że społeczność łowców-zbieraczy – to jedna z ciekawszych form bytowania. Na pewno zdrowsza, niż dotychczas się wydawało. Przez długi czas rolnictwo traktowane było właśnie jako „rewolucja neolityczna”, tymczasem niektórzy badacze porównują zmianę trybu życia z łowiecko-zbierackiego na rolniczy do „wygnania z raju”. Społeczności łowiecko-zbierackie mogły zawsze uzupełniać zapasy rybołówstwem. Oczywiście zdarzały się okresy głodu, ale wraz z rozwojem rolnictwa życie – teoretycznie łatwiejsze, bo osiadłe – wiązało się z ryzykiem nieudanych zbiorów, chorób zbóż czy plag trapiących zwierzęta. Poza tym ludzie żyli blisko zwierząt na niewielkim obszarze, co sprzyjało rozwojowi chorób.

Najlepiej widać to w stanie uzębienia. Łowcy-zbieracze byli zdrowsi niż społeczności rolnicze – ze względu na obecność węglowodanów w zbożach i ograniczone możliwości higieny jamy ustnej.

Widziałam na YT kilka pani wykładów popularnonaukowych. O co najczęściej pytają uczestnicy tych spotkań? 

– Ludzie chcą wiedzieć, jak wyglądało życie dawnych społeczności, a na takie pytania nie zawsze łatwo odpowiedzieć. Padają np. pytania o wielkość rodzin, życie w obozowiskach czy o dzieciństwo. Tu archeologia dostarcza kilku ciekawych przykładów. Wiemy, że dzieci – podobnie jak współczesne – bawiły się i miały swoje zabawki. Często były to miniaturowe narzędzia, ale zdarzają się też tzw. traumatropy: krążki z otworem i rysunkiem zwierzęcia, które wprawione w ruch dawały wrażenie animacji.

Nieobce były im także zwyczaje związane z muzyką czy tańcem – mamy na to dowody w postaci znalezisk. Bardzo ciekawi właśnie ta codzienność, choć najtrudniej ją zrekonstruować. I to jest w archeologii najbardziej fascynujące – wciąż dowiadujemy się czegoś nowego, a społeczności pradziejowe wciąż potrafią nas zaskakiwać. Choć nie miały nowoczesnych technologii, świetnie radziły sobie w swoim świecie.

A gdyby mogła pani zadać jedno pytanie ludziom epoki kamienia – o co by pani zapytała? 

– To jest trudne pytanie, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Dla mnie jedną z trudniejszych kwestii był brak światła – fakt, że społeczności te były zależne od światła naturalnego i ewentualnie od ogniska. I właśnie o to mogłabym zapytać: jak sobie z tym radzili i czy w ogóle postrzegali to jako problem.

Chciałabym też zapytać o dietę, bo oczywiście rekonstruujemy ją na podstawie tego, co zachowało się do dzisiejszych czasów. Pewne rzeczy wydają się trudne – może nie tyle trudne do przyjęcia, ile trudne do wyobrażenia, że w ogóle można je było spożywać.

Czyli co?

– Surowe mięso – jeśli spojrzymy na społeczności żyjące daleko na północy, na przykład Inuitów, języki reniferów, które uchodzą za przysmak, dla mnie byłyby bardzo trudne do zaakceptowania. Chciałabym więc zapytać, jak oni odbierali te smaki i jak sobie z tym radzili.

Trzecie, najważniejsze pytanie – bo na nie najtrudniej znaleźć odpowiedź – brzmi: w co wierzyli? Czy mieli jakieś wyobrażenia dotyczące śmierci i życia po śmierci? Czy w ogóle przychodziły im one do głowy i jak sobie to wyobrażali?

Miejsca pochówków nam tego nie mówią?

– Jeżeli mówimy o terenach Polski, takie przykłady można policzyć na palcach jednej ręki. Natomiast jeśli spojrzymy szerzej – może nie na schyłkowy, ale na górny paleolit – mamy wiele dowodów na to, jak zmarli byli wyposażani na życie po śmierci. Oczywiście jest to nasze współczesne postrzeganie.

W grobach znajdowano różnego rodzaju wytwory codziennego użytku, narzędzia, ale także pięknie zdobione stroje – ozdabiane muszlami, paciorkami wykonanymi z muszli itp. To kolejne potwierdzenie, że nasze wyobrażenie o tej odzieży jako wyłącznie praktycznej jest błędne – odnajdujemy również nakrycia głowy całkowicie obszyte paciorkami z kości, muszli czy zębów zwierzęcych.

Na tej podstawie możemy formułować pewne wnioski i porównywać je ze współczesnymi społecznościami, ale jak było naprawdę – tego nigdy się już nie dowiemy.

Na koniec chciałam zapytać, kiedy zainteresowała się pani archeologią. 

– Moja droga do archeologii nie była prosta. Zaczęło się od wycieczki do Biskupina, gdzie jako dziesięciolatka po raz pierwszy usłyszałam, że z kości można odczytać płeć człowieka. To zaszczepiło we mnie fascynację, która przetrwała mimo wyboru liceum ekonomicznego. Ostatecznie archeologia była jedynym kierunkiem, na który aplikowałam – i nie żałuję tej decyzji.

Od zawsze najbardziej ciekawiły mnie społeczności epoki kamienia. Początkowo zajmowałam się neolitem, ale już podczas studiów rozpoczęłam pracę w Instytucie Archeologii i Etnologii PAN, gdzie skierowano mnie ku starszym epokom. Tak zostało – i stało się moją pasją.

Dla mnie archeologia nie jest „pracą” w tradycyjnym sensie. To zajęcie, które codziennie stawia nowe wyzwania i daje możliwość współpracy z młodymi ludźmi. Ich ciekawość i dociekliwość sprawiają, że sama muszę być na bieżąco z wynikami badań. To wymaga wysiłku, ale daje ogromną satysfakcję. Nawet mniej przyjemne obowiązki, jak pisanie artykułów czy punktacja, nabierają sensu, gdy praca zespołowa owocuje spójnym tekstem i nowymi odkryciami.

 

Prof. Iwona Sobkowiak Tabaka wraz z dr Aldoną Krurzawską opiekują się laboratorium mikroskopowym na Wydziale Archeologii. Laboratorium wyposażone jest w mikroskopy stereoskopowe, cyfrowe, metalograficzne oraz skaningowy mikroskop elektronowy, które wspierają badania archeologii eksperymentalnej, mającej na celu potwierdzanie lub obalanie teorii. W pracowni badane były materiały z różnych okresów: od paleolitycznego przez neolityczny, z czasów Imperium Rzymskiego i wczesnego średniowiecza po bardziej współczesne. Obie badaczki prowadziły również prace nad ceramiką, tekstyliami i ozdobami z muszli, które stanowią główny obszar zainteresowań dr Krurzawskiej.   

Nauka Wydział Archeologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.