Życiorysów prof. Augusta Zierhoffera jest w teczkach kilka. Tylko pozornie brzmią tak samo. Z tych powojennych znika fakt udziału w walkach o Lwów, znika ścisła współpraca z AK, bolszewicy zmieniają się w żołnierzy Armii Czerwonej, a z ukraińskiego uniwersytetu zostaje zwolniony nie z powodu odmowy wykładania po ukraińsku tylko z powodu „wprowadzenia języka ukraińskiego”. Ot, wymogi różnych czasów, w których żył….
W liście z okazji obchodów 50-lecia Atlasu Romera napisał:
„Aż strach pomyśleć, ilu z nas brutalnie porwała ostatnia wojna (tu wymienia kilkanaście nazwisk zabitych lub wywiezionych osób), a ilu z nas rozsianych po świecie! Miałem list od Władysława Skiby, który jest szefem służby geologicznej na Fidżi, Mazurkówna pracuje w Kanadzie (..), Stefan Legeżyński w Londynie para się poezją, nie zaniedbując geografii, Midowiczówna gdzieś w Azji monsunowej, Gorczyński w Palestynie, gdzieś zagranicą Romanowska. Jeśli od czasu do czasu udaje mi się z kimś nawiązać kontakt, staram się go podtrzymać, znajdując w wymianie myśli duże pokrzepienie.
Urodził się 23 lutego 1893 w Wiśniowczyku koło Trembowli. Jak można w świadectwie chrztu przeczytać: z łoża prawego, zaś po wymienieniu nazwisk chrzestnych, w rubryce „położna” czytamy: Żydówka… Ojciec był lekarzem i zachowało się jego świadectwo o tym, że „Augustowi Zierhofferowi 10 lat liczącemu zaszczepiona została ospa ochronna w roku 1893 i 1905 i to ze skutkiem pomyślnym”.
Rzetelny łyk wina
Dawnym zwyczajem nauki pobiera w domu, a potem uczy się w gimnazjum w Buczaczu. Świadectwa i te szkolne i te później akademickie zawierają same bardzo dobre oceny. W tych młodzieńczych papierach jest też kapitalny opis wyprawy dwóch nastolatków w Tatry; opis, który współczesnych rodziców przyprawiłby o grozę. Dwóch szesnastolatków wybrało się bez map, bez sprzętu, bez doświadczenia, bez niczego ( „11 w nocy, przemokliśmy, a ścieżki ani śladu” – pisze Zierhoffer ). Zierhoffer pośliznąwszy się na śniegu spadł. Kolega jego pospieszył po pomoc do Zakopanego. Uwięziony pod górą Zierhoffer czekał na nią do 2 w nocy. Jeden z górali odmówił przeszedłszy pół drogi, bo noc i mgła, dopiero z drugim udało się. Jak pisze z humorem Zierhoffer „parę rzetelnych łyków wina i kawał salami” postawiły go na nogi. Zamiłowania do gór nie stracił, a nawet przekazał je synowi Stanisławowi, lekarzowi i znanemu alpiniście. Wybitnie piękny język jego prac jak i wygłaszanych wykładów, a także równie ładne, wręcz zachwycające pismo to dziedzictwo, które przekazał z kolei drugiemu synowi Karolowi, językoznawcy, profesorowi naszego uniwersytetu…
Jakoś się pozbierałem
Na studiach wybrał pierwotnie politechnikę, ale już po roku przeszedł na geografię ( i jak napiszą później w kondolencjach Anna i Jan Dylikowie: pozostał wierny idei prawdziwej, jednej i jedynej geografii). Szybko zabłysnął na studiach, a mistrzem jego był Eugeniusz Romer, najsłynniejszy polski geograf i wybitny kartograf, doktor honoris causa poznańskiego uniwersytetu. Do końca życia Zierhoffer utrzymywał z nim serdeczne stosunki i dbał o pamięć o nim.
Ale tę piękną karierę akademicką przerwała I wojna światowa, powołanie do wojska, niewola rosyjska, znowu wojsko, a potem udział w wojnie z bolszewikami. „ Proszę sobie wyobrazić moje myśli, gdy w 1921 roku, po siedmiu latach wróciłem do cywila, mając lat 28 i za sobą 3 tylko lata uniwersytetu, głupi jak stołowa noga – i jakoś się pozbierałem” – pisze w liście, zachęcając znajomą, by mimo kłopotów, biorąc z niego przykład, nie porzucała pracy naukowej. W liście z 1966 roku do tejże Anny Kowalskiej jest passus dobrze oddający poczucie humoru profesora: „Myślałem, że przyjedzie pani do Poznania na odsłonięcie tablicy Róży Luksemburg, ale zawiodłem się!” Jest w spuściźnie sporo listów, w których na różne sposoby usiłuje pomóc swoim uczniom czy znajomym, interweniuje w kłopotach, radzi, ręczy. Był bardzo życzliwym człowiekiem. Spuścizna zawiera kilka teczek z opiniami o różnych pracach( te powojenne opinie pisane są z braku papieru na odwrocie poufnych map niemieckich) – widać, że starannie je czytał i zawsze starał się znaleźć dobre strony, co najlepiej ilustruje chyba zdanie z jednej z recenzji: „język szwankuje, literatura przedstawiona niedbale i z błędami, ale w całości praca prawie dobra”.
Czas wojny
Ciekawym nabytkiem w spuściźnie jest opis statystyczny dla Lwowa z roku 1942, zawierający skrupulatnie zapisane przez Niemców dane: o zakładach kąpielowych, o wszystkich cenach, o chorobach ludności, o 13 przedstawieniach w operetce czy 5 koncertach wraz z liczbą widzów, a nawet o rozdziale wśród lwowiaków 483 185 sztuk jajek. Pięknym, wyraźnym, choć mikroskopijnym pismem Augusta Zierhoffera wypełnione są malutkie( zapewne gdzieś przekazywane) notatki o sytuacji materialnej uczonych w okupowanym Lwowie. Czytamy tam np.: Orlicz ma na utrzymaniu żonę i ciotkę, 4 godziny w szkole, zaczyna karmić wszy.
Czytaj też: Stanisław Kozierowski - Małomówny tytan pracy
W 1945 roku Zierhoffer opuszcza Lwów i przyjmuje kierownictwo Instytutu Geografii na uniwersytecie poznańskim, po zamordowanym przez hitlerowców Stanisławie Pawłowskim. Można w spuściźnie zobaczyć dwa notesy z nazwiskami i ocenami studentów. Jest wśród nich wiele nazwisk znanych dziś poznańskich naukowców: Woś, Stankowski, Żynda…
Odra i nie tylko
Był bardzo wszechstronnym geografem: specjalistą od geomorfologii po geografię ekonomiczną; od rzek po osadnictwo i demografię. Wprowadzał do geografii metody taksonomiczne. O rzece Odrze napisał nawet scenariusz filmu „ Z biegiem Odry”. Pierwsza scena to spotkanie straży granicznej ( pisze w scenariuszu: „ jeśli to ze względów politycznych możliwe i jeśli komisja kulturalna dopuszcza, zrobić zdjęcia na obcym terytorium”). Jako ekspert wypowiadał się na temat zachodniej granicy Polski. Uważał, że do Polski powinien należeć kilkunastokilometrowy pas ziemi po drugiej stronie Odry, gdyż inaczej, jak chłodno argumentuje Zierhoffer - ta rzeka będzie martwa gospodarczo i kulturalnie. A jest przez dopływy – podkreśla - 2, 5-krotnie silniej związana z brzegiem wschodnim.
Ciężka choroba serca utrudniła mu w ostatnich latach pełne zaangażowanie w kierowanie Instytutem. To wtedy studenci przychodzili na seminaria magisterskie do jego mieszkania przy ul. Spornej, siadając na desce do prasowania, położonej na krzesłach. Był bardzo lubiany i jak wspomina jeden z jego ówczesnych studentów, młodzież znosiła go czasem na krześle po schodach, by mógł użyć spaceru. To z tego czasu pochodzi zachowany w spuściźnie wzruszający list żony Małgorzaty do jednego z wydawców: „ja stawiam veto na pracę letnią męża i proszę o przesunięcie terminu oddania pracy „O wodach lądowych”. Za dużo włożyłam pracy i troski, by doprowadzić męża do tego stanu zdrowia, w jakim, dziękować Bogu, się znajduje. Sama jestem geografką i pragnę, by mąż mój jak najdłużej mógł dla niej pracować.” ( do czego konieczny był letni wypoczynek).
Zmarł 22 lutego 1969 roku. „Ileż dobrego zostało po tym Człowieku w duszach ludzkich!” – napisała adresatka listu z żartem o Róży Luksemburg.
Poznański oddział Archiwum PAN zawiera 175 zespołów – to spuścizny wybitnych uczonych. Dokumenty, listy, fotografie zawierają informacje ważne, a czasem zabawne i wzruszające. Mówią to, czego nie powie krótka notka biograficzna. W kolejnych numerach Życia będziemy poprzez fragmenty tych spuścizn pokazywać sylwetki uczonych, aby w ten sposób i ci wielcy poprzednicy mogli być obecni w obchodach 100-lecia naszego uniwersytetu.