Wersja kontrastowa

Prof. Eliza Grzelak. Hejt w czasach pandemii

Fot. Archiwum IKE
Fot. Archiwum IKE

W ostatnim czasie coraz więcej złych słów, a nawet czynów doświadczają górnicy i ich rodziny, wcześniej stygmatyzowani byli pracownicy służby zdrowia. Czy w czasach pandemii problem ten narasta? O tym z prof. Elizą Grzelak z Instytutu Kultury Europejskiej rozmawia Jagoda Haloszka. 

 

Naukowcy, twórcy kultury, wielu uczestników życia społecznego coraz częściej zwracają uwagę na potęgującą się w relacjach interpersonalnych agresję. Czy w  czasach pandemii problem ten narasta?

Od około 10 lat badam komunikację międzyludzką, szczególnie komunikację wirtualną. W  pierwszej fazie badań, jako językoznawca zwracałam głównie uwagę na zmiany systemu językowego. Odnotowałam także modyfikację form etykietalnych, postępującą wulgaryzację wypowiedzi. Usprawiedliwiano to anonimowością i brakiem przeniesienia reguł ze świata realnego do wirtualnego. Był to początek przesuwania granic akceptacji społecznej dla zachowań nienormatywnych i niekonwencjonalnych. Do takich zachowań należą dziś: trolling, fake news, hejt, które zaburzają komunikację. Biorąc pod uwagę wielość definicji mowy nienawiści oraz rozwiązań prawnych chroniących nas przed nią, trudno przyjąć, że narastanie agresji werbalnej jest efektem pandemii i izolacji społecznej. Specyfika tego czasu nadaje jej tylko inny kierunek, wskazuje atakującym nowe podmioty.

 

W innych krajach pracownicy ochrony zdrowia są uznawani za bohaterów, otaczani specjalną pomocą i opieką, składane są im wyrazy wdzięczności. W Polsce obok takich zachowań, coraz częściej pojawia się niechęć, która przyjmuje bardzo agresywne formy. 

Mowa nienawiści często ma swoje źródło w strachu, który jest konsekwencją niewiedzy. Negatywne stereotypy lekarza, pielęgniarki i ratownika, wykreowane w dyskursie publicznym, zdominowały nasze wyobrażenie o służbie zdrowia w Polsce. Nawet, jeśli w rzeczywistości spotykano się z odmiennym zachowaniem, kwitowano to stwierdzeniem, że „cuda się zdarzają”. Trudno dziś nagle zmienić te wyobrażenia. Na wzór innych krajów klaszczemy i dziękujemy, jednocześnie jednak nie chcemy mieć z nimi kontaktu. ”Niech siedzą w szpitalach i tam nas ratują, a nie plączą się po naszym bloku”, „Niech nie robią zakupów w naszym sklepie”, „Niech nie posyłają swoich dzieci razem z naszymi”,  „Oni nas zarażają.” W tych wypowiedziach często przewija się określenia  „nasz”, „mój” , „oni”, „jego”. To pokazuje, że lekarz został wykluczony ze wspólnoty chorych lub potencjalnie chorych, wspólnoty zagrożonych, został usytuowany wespół z wirusem, jest jego swoistym przyjacielem, przenosi go, hoduje na sobie, przekazuje go nam. Hejtowanie lekarzy wynika ze strachu, ma jednak swoje źródło w niewiedzy. To medycy najlepiej dbają o swoje i swoich bliskich bezpieczeństwo, wiedzą, jak to robić i znają konsekwencje zaniechania ostrożności. Są mniejszym zagrożeniem, niż sąsiad niemyjący rąk, nienoszący maseczki, lekceważący swoje dolegliwości lub prowadzący wyjątkowo aktywne życie towarzyskie. Dziś, to ktoś wkładający za wycieraczkę samochodową kartkę z pełnym nienawiści tekstem, może być zagrożeniem, nie wie przecież, czy nie jest bezobjawowym nosicielem. 

Podobne źródło mają nienawistne przekazy kierowane do osób będących na kwarantannie?
Tak, te osoby także są potencjalnym zagrożeniem, nawet jeśli przestrzegają zasad kwarantanny. Po kilku tygodniach zaakceptowaliśmy, że żyjemy w czasach pandemii i wokół nas czai się zagrożenie, jednak chcemy, by było ono jak najdalej. Obecność chorego lub potencjalnie chorego w najbliższym otoczeniu uświadamia nam, że zagrożenie jest realne, że dotyczy także nas. W takiej sytuacji często uważamy, że źródłem naszego dyskomfortu pandemicznego jest osoba na kwarantannie. Najbardziej agresywni jednak jesteśmy wobec tych, którzy zarazili, nawet nieświadomie, innych. Według niektórych ”powinno się ich pozamykać, aresztować, skazać”, są oni „głupi”, „nieodpowiedzialni”, a nawet „mordercami”. Analizując towarzyszącą takiej sytuacji komunikację, nie znalazłam wypowiedzi wyrażającej współczucie i zrozumienie, nikt nie okazał się na tyle empatyczny, by zastanowić się, co czuje osoba, której powiedziano, że zaraziła swoich bliskich i znajomych, że zagroziła nie tylko ich zdrowiu ale i życiu. Podobnie traktowani są przyjezdni oraz wracający do Polski rodacy, to oni przywożą chorobę, przecież wirus nie jest nasz, tylko obcy, sprowadzony. To natomiast skutkuje agresją wobec cudzoziemców, szczególnie tych z Azji.

Czy piętnowanie Śląska, wynika także ze strachu i niewiedzy?
Raczej nie, wypowiedzi agresywne wobec Śląska formułują osoby pochodzące z innych regionów, więc nie wynika to z bezpośredniego zagrożenia. Jest to kontynuacja negatywnej oceny społecznej górników. Opowieści o ciężkiej, niebezpiecznej pracy przestały wystarczać, przeciwwagą dla nich jest ekologiczna niechęć do węgla i przekonanie, że to górnicy są winni zacofaniu energetycznemu Polski. Mitologizowane są także przywileje górnicze, ponadto odmienność kulturowa, cenna z perspektywy tożsamości, jest dodatkową barierą, która wzmacnia podział na swoich (tych spoza Śląska) oraz obcych (tych ze Śląska). To powoduje, że w niektórych przekazach pojawiło się nawet zadowolenie, że pandemia dotknęła i ich: „Posiedzą na kwarantannie, to zobaczą, jak łatwo być bez pracy”, „Może wreszcie zamkną te kopalnie i przestaniemy do nich dokładać”. W tym przypadku pojawiła się inna świadomość zagrożenia: „Przez nich jeszcze przez wiele tygodni nie zdejmiemy maseczek”, „Gdyby nie Śląsk moglibyśmy już żyć normalnie”. Wypowiedzi te pokazują, że zmęczeni ograniczeniami Polacy odreagowują swoją frustrację, działając zgodnie z koncepcją opozycji „tłum/społeczeństwo”, jako tłum, pod wpływem alternatywnych faktów, koncentrują się na podobieństwie emocjonalnych reakcji.

Czy taką zbiorową odpowiedzialnością obarczamy jeszcze inne grupy społeczne?
To przykre, ale także starców i osoby chore. W tym przypadku mniej jest wypowiedzi agresywnych, gdyż każdy z nas ma bliskich w wieku podeszłym, zna osoby dotknięte chorobami przewlekłymi. Od początku pandemii wielu znajomych chroni ich, unikając z nimi kontaktu. Jednak wraz z narastającymi zagrożeniami ekonomicznymi oraz ograniczeniami społecznymi młodzi i zdrowi zaczęli szukać rozwiązań, które uchronią starszych, a im pozwolą normalnie żyć. Szybko uznano, że należy „zamknąć ich w domach”, „wyeliminować ich z życia społecznego”, „usunąć z ulic”, „zwolnić na renty i emerytury”, pojawiły się stwierdzenia „niech dadzą nam żyć”, „są źródłem problemów”, „przez starszych panów, bojących się wyimaginowanej pandemii, nie mam z czego żyć”. Pandemiczna marginalizacja starości trafiła na podatny grunt, jest to tendencja narastająca we współczesnych relacjach społecznych, co potwierdzają badacze ageizmu.

Czy te postawy społeczne potęguje komunikacja elektroniczna, szczególnie na portalach społecznościowych?
Rosnąca aktywność najpierw młodych ludzi, później także dojrzałego pokolenia w e-świecie, szczególnie na portalach społecznościowych, zainicjowała odwrócenie kierunku oddziaływania, już nie świat realny jest wzorem dla świata wirtualnego, to w świecie realnym odwzorowywać zaczęto relacje wirtualne. Agresja, nieetykietalność, stereotypizacja stały się normą w debacie publicznej i oficjalnej, wraz z epitetami i wulgaryzmami postrzegane są jako skuteczna forma oddziaływania, bo to skuteczność jest istotniejsza niż fakty. Hejt w świecie realnym stał się narzędziem: walki zawodowej, korporacyjnej, o przywództwo i aprobatę w środowisku szkolnym, także instytucjonalnym rozwiązaniem stosowanym w walce politycznej, jest też coraz częściej formą rozrywki. Portale społecznościowe są tylko zwierciadłem, w którym odbija się nasz niedoskonały obraz. Niestety wraz z upływem czasu zaczynamy ten obraz oswajać i akceptować.

Czy powszechne przekonanie o winie polityków za taką formę komunikacji jest prawdziwe?
Byłoby to zbyt łatwym rozwiązaniem i także pewną formą hejtu określonej grupy społecznej. Hejt pomaga obarczać innych winą za nasze własne błędy, strachy, niewiedzę, wszelkie niedoskonałości. Tworząc negatywne obrazy innych, podświetlamy własne pozytywne cechy. Granicę między konstruktywną, merytoryczną krytyką a emocjonalnym, nieracjonalnym hejtem łatwo przekroczyć. Warto pamiętać, że politycy to nie jacyś obcy, reprezentują nas, by móc pełnić swe role, także hejtować, muszą zyskać akceptację swoich wyborców, aprobując ich zachowania, stajemy się współwinnymi. 

 

Czytaj także: Prof. Janusz Karwat. Uniwersytet Powstańców

 

Powyższe stwierdzenia nie napawają optymizmem. 
Nie jest tak źle. Hejt to jedna ze strategii komunikacyjnych, wykorzystywanych jest także wiele bardziej etycznych i normatywnych. Pani pyta o hejt, nie o wypowiedzi wzorcowe, dlatego ten pesymistyczny obraz. 

Mając na uwadze Pani ostatnią publikację, zapytam o rolę postprawdy we wzmacnianiu mowy nienawiści. 
Z werbalnym wyrażaniem nienawiści mamy do czynienia od wieków, jednak sfunkcjonalizowanie hejtu jako skutecznej strategii komunikacyjnej nastąpiło niedawno. Prowadzone obecnie badania pokazują, że współczesna komunikacja elektroniczna ułatwia podporządkowanie racjonalizmu emocjom, faktów wyobrażeniom, zwalnia uczestników z myślenia na rzecz odczuwania. W ten sposób powstają „prawdy dogmatyczne”, podporządkowane oczekiwaniom uczestników komunikacji, które zastępują sądy naukowe, merytoryczne, dowiedzione. „Prawdy dogmatyczne”, wykluczając słuchanie i zwrotność, ograniczają proces komunikowania społecznego do własnej, podobnie pojmującej świat wspólnoty. Odchodzenie od prawdy potęguje agresję wobec interpretatorów, wybierających inne bardziej użyteczne obrazy świata. Życie w wybranej bańce informacyjnej pozbawia uczestników debaty społecznej prawa do poznania faktów, odrzuca obiektywną prawdę jako źródło wiedzy o świecie. Sprawdza się teza R.Keyesa, że w takiej sytuacji prawdę „lajt” musi zastąpić prawda „hard”, wzmacniająca postawy skrajne, oparte na wykluczeniu i nienawiści. Postprawda, która miała zapewnić poczucie bezpieczeństwa uczestnikom komunikacji poprzez generowanie użytecznych, oczywistych sądów o świecie, kreujących rzeczywistość bez wątpliwości, zgodną z ich wyobrażeniami i potrzebami, nie spełniła tych nadziei, wzmocniła podziały, wygenerowała nowe bariery komunikacyjne, usprawiedliwiła i usankcjonowała mowę nienawiści. Potwierdza to fakt, że w styczniu  2019 roku słowem miesiąca  był leksem „nienawiść”.

Na koniec osobiste pytanie. Skoro hejt jest przez niektórych traktowany jako usprawiedliwiona strategia komunikacyjna, to czy Pani Profesor także z niej korzysta?
Nie jestem święta, wykorzystuję wiele skutecznych strategii manipulacyjnych. Jestem też emocjonalna, zdarza mi się nienawidzić, obarczać winą innych, także całe grupy społeczne, staram się nie werbalizować tych uczuć. Przynajmniej oficjalnie i świadomie. Znam moc sprawczą język, dlatego rozważnie korzystam ze słów. Cenię racjonalność i prawdę, a mowa nienawiści i hejt ani z racjonalnością, ani z prawdą nie mają wiele wspólnego. 
 

Nauka Instytut Kultury Europejskiej w Gnieźnie

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.