Od 2015 roku przyjeżdżam do pracy na Kampus Morasko, do budynku Collegium Historicum. Latem wita mnie skwar, jesienią i zimą hulające tam wiatry. Wokół piękna przyroda, łąka i aż chciałby się usiąść na ławce, ale jedyna – z Józefem Kostrzewskim – pomieści tylko dwie osoby. Koszy na śmieci na zewnątrz budynku też nie ma. Poza siłownią nie ma żadnej przestrzeni wspólnej, w której mogliby się spotykać studenci i studentki, pracownicy i pracowniczki Wydziałów Archeologii, Antropologii i Kulturoznawstwa, Nauk o Sztuce, Historii, Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, Biologii i Chemii.
Z zainteresowaniem przeczytałam tekst „Przyszłe zielone inwestycje” w Życiu Uniwersyteckim (wydanie specjalne z października 2021 r.), który wskazuje na potrzebę powiązania budynków na Kampusie Morasko „za pomocą założeń architektury krajobrazu i odpowiedniego doboru rodzimych gatunków drzew i krzewów”. Dzięki temu powstanie „przestrzeń wytchnienia i przeżyć estetycznych”.
W 2017 r. miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji „Migration, Diversity and Cities” w ramach sieci IMISCOE, która odbyła się na kampusie Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie. Z zewnątrz przypominał on Kampus Morasko – dość długa podróż poza miasto tramwajem i jeszcze kilkaset metrów pieszo, wzdłuż łąk i ulicy. Pustka, upał, wiatr. Jednak na miejscu było już zupełnie inaczej: między budynkami wydziałów mnóstwo wspólnych przestrzeni, ławki w kręgu, w szeregu, stoły z krzesłami i hamaki. Nad częścią z nich zadaszenia z drewna lub płótna, przestrzenie do grillowania i plac zabaw dla dzieci. Dziesiątki stojaków dla rowerów, śmietniki z segregacją. Pomiędzy budynkami akademickimi duży parterowy pawilon z tzw. food court, gdzie mieszczą się restauracje, kawiarnie, z potrawami i napojami z różnych stron świata, dla osób z różnym budżetem, do zjedzenia zarówno na miejscu, jak i na wynos. Ponadto księgarnia uniwersytecka z materiałami papierniczymi, apteka, sklep spożywczy, punkt pocztowy, bankomaty. W przerwach między sesjami konferencji to tam przenosiły się rozmowy, spotkania i odpoczywanie. I pewnie tam integrują się osoby z uniwersytetu podczas roku akademickiego. To tylko przykład, takich kampusów czytelnicy widzieli pewnie wiele.
Jako wieloletnią działkowiczkę cieszy mnie perspektywa posadzenia drzew i krzewów, ale jako pracowniczkę uniwersytetu jeszcze bardziej ucieszy mnie stworzenie przestrzeni, w której będę mogła spotkać się z koleżankami i kolegami z instytutu, Wydziału Antropologii i Kulturoznawstwa czy innych wydziałów z Kampusu Morasko; gdzie w dobie pandemii i przywiązania do ekranów będzie można poprowadzić zajęcia na powietrzu w sprzyjającej temu przestrzeni. Na razie pozostaje siedzenie na gazecie na schodach bądź w nielicznych wydziałowych kawiarniach i stołówkach, co jeszcze bardziej czyni każdy wydział osobnym bytem. Poza przeżyciami estetycznymi przydałyby się na Morasku też miejsca interakcji i współpracy ludzi, które mogłabym pokazywać naszym gościom, przybywającym z innych ośrodków badawczych, z dumą. Wspólna przestrzeń spowodowałaby też, że po zakończonej pracy nie uciekałabym z tej nieprzyjaznej pustyni do miasta. Przykre jest uczucie dojmującej pustki Kampusu Morasko, a pomiędzy budynkami częściej spotkać można rodziny dzików niż nas – społeczność akademicką.