W czasopiśmie Ecological Complexity ukazała się publikacja, mówiąca o skomplikowanych relacjach pomiędzy populacjami kotów i ptaków krajobrazu rolniczego. Z jej autorem, prof. UAM Jakubem Kosickim, kierownikiem Zakładu Biologii i Ekologii Ptaków na Wydziale Biologii UAM rozmawia Magda Ziółek
Czy możemy powiedzieć coś więcej o zależnościach pomiędzy populacjami zdziczałych kotów domowych i ptaków występujących na terenach rolniczych?
Odpowiedź na to pytanie wymaga szerszego kontekstu ekologiczno-ewolucyjnego. Przede wszystkim koty i ich potencjalne ofiary tj. ptaki i małe ssaki z nietoperzami włącznie, współwystępują w naszej części świata od wielu setek lat. Dlatego w toku ewolucyjnych przystosowań – myślę, że można już użyć takiego sformułowania – u potencjalnych ofiar powstały mechanizmy, pozwalające do pewnego stopnia unikać presji ze strony drapieżców, w tym kotów. Są to różnego rodzaju adaptacje behawioralne, polegające głównie na – w przypadku ptaków - na wyborze miejsca na gniazdo, ukrywaniu gniazda, specyficznego zachowania, które bezpośrednio nie wskazuje drapieżnikowi, gdzie jest gniazdo etc. Oczywiście koty też się przystosowują do tego typu adaptacji ze strony potencjalnych ofiar – między nimi a ofiarami trwa coś, co w biologii potocznie nazywane jest wyścigiem zbrojeń. Nie do końca było jednak jasne, jakie są te relacje nie na poziomie osobników, tylko na poziomie populacji kotów i ich potencjalnych ofiar. Właśnie ten kontekst poruszyłem w opublikowanych wynikach badań. Nie wchodząc już w szczegóły metodyczne: okazuje się, że ptaki do pewnego stopnia tolerują koty, gdy ich liczebność jest niska. Problem zaczyna się, gdy liczebność kotów wzrasta. To powoduje, że wzrasta presja drapieżcza z ich strony, co z kolei przekłada się na unikanie przez ptaki takich miejsc i w konsekwencji zmniejsza się liczebność populacji ptaków, nawet w optymalnych dla nich siedliskach.
Czy coś zmieniło się w ciągu ostatnich lat? Dlaczego postanowił pan zbadać właśnie te dwie populacje?
Koty, mam tutaj na myśli tzw. koty domowe i ich zdziczałe formy, były są i będą. Jak każdy organizm w – nazwijmy to - naturalnym środowisku podlegają mechanizmom regulacji liczebności populacji, które utrzymują jego liczebność na pewnym zrównoważonym poziomie. Problem zaczyna się, kiedy do środowiska np. z gospodarstw domowych wprowadzane są nowe osobniki. W tym przypadku ten bardzo delikatny mechanizm, regulujący liczebność, zostaje bardzo mocno zakłócony. Przyroda nie jest w stanie w żaden sposób zbilansować nadmiernej drapieżczej eksploatacji środowiska i dochodzi do gwałtownego spadku liczebności potencjalnych ofiar. To jest właśnie to, co obecnie obserwujemy. W wielu krajach Europy liczebność kotów gwałtownie zwiększa się np. w ciągu ostatnich 7 lat w Belgii ich liczba wzrosła o 200 tys. Z drugiej strony obserwuje się gigantyczne ilości zjedzonych przez koty zwierząt, np. w Kanadzie 350 mln ptaków rocznie, około 150 mln ptaków w Polsce, ponad 270 mln w Australii.
Na warsztat wziął pan dwa gatunki ptaków: trznadla i pliszkę żółtą. Dlaczego właśnie one?
Próbowałem znaleźć ogólny wzorzec wpływu kotów na populację ptaków. Jest oczywiste, że nie da się przetestować takiej relacji dla wszystkich gatunków ptaków krajobrazu rolniczego. Najlepszym rozwiązaniem jest więc znalezienie gatunków modelowych. Dlatego wybrałem trznadla i pliszkę żółtą, ponieważ są one nieodłącznym elementem otwartego krajobrazu. Ich podstawowe elementy biologii i ekologii są bardzo dobrze znane. Jest to ważne w budowaniu układu analitycznego, gdyż można przyjąć realne tj. adekwatne do ich biologii założenia. Pliszka żółta i trznadel są gatunkami bardzo licznymi i szeroko rozpowszechnionymi; co więcej, oba gniazdują na ziemi, a to dodatkowo wzmacnia ich podatność na presję drapieżczą. Są więc idealnym modelem w analizach tego typu.
Pańska publikacja mówi o tym, że w miejscach gdzie jest liczniejsza populacja kotów występuje mniej ptaków. Dowodzi Pan to na podstawie modelu matematycznego – możemy coś więcej o tym powiedzieć? Czemu służy ten model?
Proszę zwrócić uwagę, że badaniami objęto obszar całego kraju, a jest to ponad 311 tys. km2 powierzchni lądowej. Jak zatem na takim obszarze ocenić ilościowo populację kotów i ptaków ? Nie trudno sobie wyobrazić, że nie da się żadnymi zasobami ludzkimi przeprowadzić badań terenowych w takiej skali. Pozostaje więc sięgnięcie po reprezentatywne, dostępne już dane i złożone techniki analityczne. W Polsce od wielu lat funkcjonuje Monitoring Ptaków Lęgowych. W skrócie; na ponad 1000u kwadratów o powierzchni 1 km2 rozmieszczonych losowo na terenie Polski, co roku wolontariusze liczą ptaki i kilka gatunków ssaków m.in. koty. Łącząc te dane z informacjami o siedliskach, a te informacje pochodzą z obrazów satelitarnych i następnie analizując te powiązania metodami uczenia maszynowego, otrzymuje się najbardziej prawdopodobny rozkład zagęszczeń danego gatunku, w tym przypadku dla obszaru całej Polski. Ten rozkład w dość prosty sposób można następnie zobrazować w postaci tzw. mapy predyktywnej. Taki protokół zastosowałem właśnie w tych badanych tj. użyłem zagęszczenia populacji kotów do przewidywania zagęszczenia ptaków.
Jakie wnioski płyną z pańskich badań? Czy możemy wspomóc ptaki? A w końcu: czy powinniśmy ingerować w środowisko?
Główny i niepodważalny wniosek jest jeden. Wzrost liczebności kotów ma negatywne konsekwencje dla populacji potencjalnych ofiar. Najprostszym rozwiązaniem jest unikanie wprowadzania do środowiska nowych kocich osobników i niedokarmianie ich w okresie zimowym. Przyroda sama wyreguluje ich populację i sprowadzi ją do sensownego poziomu. Ptaki sobie w takiej sytuacji też świetnie poradzą. Po prostu ludzie muszą być świadomi, że ich decyzja o wypuszczeniu jednego kota na wolność ma daleko idące konsekwencje.
zob. też. Prof. Magdalena Wrembel. Dynamika wielojęzyczności