Wersja kontrastowa

Prof. Isański, prof. Nowak. Zmienimy się dzięki Ukraińcom

Prof. Marek Nowak i prof. Jakub Isański, fot. Adrian Wykrota
Prof. Marek Nowak i prof. Jakub Isański, fot. Adrian Wykrota

Profesorowie Jakub Isański i Marek Nowak prowadzą unikalne badania, których pierwszym rezultatem jest raport „Odbiór społeczny i integracja uchodźców z Ukrainy”. Z naukowcami rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.

 

Czy dla socjologów trudne czasy to ciekawe czasy? 

Prof. Jakub Isański: Tak właśnie jest. Od razu nawiążę do naszego projektu. Nikt nie spodziewał się kierunku ani głębokości zmian, które teraz zachodzą. To rzecz niesłychana, żeby w ciągu trzech miesięcy monoetniczna struktura Polski, która jest novum w naszej wielowiekowej historii, zmieniła się tak bardzo. Ponad 3 miliony uchodźców wojennych przekroczyły naszą granicę, znaczna część z nich została w Polsce. W samym Poznaniu to ponad 100 tysięcy ludzi. Widzimy ich w codziennym życiu.  

Prof. Marek Nowak: To ciekawy fenomen, o którym wiemy coraz więcej, ale ta wiedza jest rozproszona, jeszcze nie układa się w całość. Jakie konsekwencje przyniesie dla społeczeństwa polskiego w perspektywie 10 lat? Szukanie odpowiedzi na to pytanie jest najbardziej intrygujące. 

 

Na czym polega projekt i kto w nim uczestniczy? 

Prof. M.N: Badanie o zasięgu międzynarodowym składa się z trzech części. Pierwsza, ilościowa, która już się odbyła, miała sens diagnostyczny. Próbowaliśmy dowiedzieć się więcej o uchodźcach z Ukrainy, pochodzących z różnych stron tego kraju.  

Prof. J.I: Docieramy do ludzi, nie tylko do statystyk publicznych. Zgromadziliśmy ponad 520 wypowiedzi Ukraińców, przebywających w Polsce i innych krajach. Ankieterzy pytali o ich potrzeby, obawy, plany. To ciekawe uświadomić sobie, że ludzie, tacy jak my, podróżują w ekstremalny sposób i muszą podejmować krytyczne decyzje. Pytając o plany na przyszłość, z góry założyliśmy, że ulegną one zmianie, jednak uzyskane odpowiedzi pozwalają częściowo przewidzieć, a nie tylko diagnozować sytuację, w której nagle wszyscy się znaleźliśmy.  

Prof. M.N: W drugiej części będziemy prowadzić wywiady pogłębione i obserwować, jak przebiega proces zakotwiczania czyli jak ludzie próbują się odnaleźć w nowym miejscu. W trzecim etapie zestawimy ze sobą obraz pobytu w Polsce z obrazem po kilku miesiącach, kiedy uchodźcy będą mogli również w formie kwestionariuszowej odpowiedzieć na pytania: Jak widzą swoją sytuację? Jak wyobrażają sobie Ukrainę po wojnie?  

Prof. J.I: W projekcie współpracują trzy osoby z uniwersytetu i dwie koleżanki z uczelni w Kijowie i Lwowie, obie przebywają teraz w Europie Zachodniej. To, że zespół był międzynarodowy wpłynęło na ankietę dostępną w czterech wersjach językowych: po ukraińsku, rosyjsku, angielsku i po polsku. Z osób, które wzięły udział w badaniu, ponad trzy czwarte zostawiło dane adresowe i wyraziło chęć kontynuacji, co nieczęsto się zdarza. Druga część będzie miała charakter jakościowy. To będzie o wiele większe wyzwanie badawcze, zarówno jeśli chodzi o organizację, jak i analizę danych. Mamy nadzieję, że w efekcie powstaną nie tylko artykuły naukowe, planujemy także wydanie  monografii, która pozwoli w perspektywie kilku miesięcy zabrać głos w tej sprawie. Oddajemy głos ludziom, żeby mogli powiedzieć o potrzebach, obawach i planach. 

 

Kto finansuje badania? 

Prof. M.N: Władze rektorskie oraz władze Wydziałów: Socjologii oraz Antropologii i Kulturoznawstwa.  

 

Czego możemy się dowiedzieć o badanej grupie? 

Prof. J.I:  Zadawaliśmy pytania ludziom tworzącym grupy, w których podróżowali. Pilotaż naszego narzędzia pokazał, że właściwie nikt nie przyjeżdża sam, to nieczęste w badaniach socjologicznych. Dzięki ich doświadczeniom mamy zamiar zbudować obraz o wiele większej diaspory, poprzez odniesienie do danych, które będą porównywalne z bazą PESEL. To pozwoli nam powiedzieć trochę więcej o samej populacji imigrantów. Pierwsze, co się rzuca w oczy: dominują kobiety z dziećmi - to 84 - 90 procent odpowiadających na pytania. Zbiorowość bardzo szczególna, jeśli chodzi o potrzeby np. związane z rynkiem edukacyjnym i rynkiem pracy, co nas trochę zaskakuje. Pierwszą potrzebą z wymienianych było znalezienie pracy, a nie socjalne transfery czy inne formy pomocy, które oczywiście są udzielane. Są to osoby dość dobrze wykształcone, mające konkretne kwalifikacje zawodowe, co jest potencjałem dla naszego kraju, pytanie tylko, w jaki sposób rynek pracy jest w stanie ich wchłonąć?  

 

Co było największym wyzwaniem, z którym zespół musiał sobie poradzić? 

Prof. M.N: Na przykład to, że kwestionariusz omijał najbardziej interesujące nas pytania: czy uchodźcy zostaną w Polsce, czy będą chcieli pracować, czy nas lubią, czy nie? Zdawaliśmy sobie sprawę, że tych osób nie możemy dodatkowo traumatyzować. Mieliśmy obawy, jak będą reagować na naszych ankieterów, ale niepotrzebnie, uchodźcy byli otwarci, a studenci niezwykle zaangażowali się w wywiady. Dobrą decyzją było włączenie do badań koleżanek z Ukrainy, które czytały nasze propozycje, uzupełniały je, wskazywały to, co je interesuje, bo z początku mieliśmy tendencje, żeby mówić o Ukraińcach naszymi ustami. Skądinąd w podobny sposób zareagowało całe środowisko socjologiczne, uruchomione zostały kontakty z socjologami z Ukrainy, którzy sami np. zaczęli przygotowywać biuletyny o tym, co się dzieje w ich kraju. Europejskie Towarzystwo Socjologiczne upowszechniało ich analizy. Była to reakcja na dezinformację rosyjską.  

Prof. J.I: Wyzwaniem było przygotowanie narzędzia badawczego w czterech językach i integracja bazy - respondenci wybierali, w jakim języku chcą odpowiadać. Trudności metodologicznych nastręczało też przygotowanie bazy do analiz na poziomie kulturowej specyfiki, dbanie o to, żeby to samo pytania zadawane w różnych językach było tak samo rozumiane przez ludzi, którzy pochodzą z bardzo rozległego kraju, różnych tradycji, mających różne wykształcenie. 

 

Jak mogą się ułożyć relacje między Ukraińcami i Polakami w przyszłości? 

Prof. J.I: Teraz trwa miesiąc miodowy. Gdy Ukrainiec zajedzie drogę, nikt nie trąbi; w tramwaju ludzie są przyjaźni, natomiast prędzej czy później nastąpi nie tylko zmęczenie, ale też pytanie o koszty ekonomiczne, bo one już są widoczne w postaci inflacji, podwyżki cen. Jak będzie w przyszłości - tego nie wiemy. Pozostaje mieć nadzieję, że kapitał tego czasu otwartości, w który wszyscy zainwestowaliśmy, zwróci się w postaci przyjaznych i utrwalonych relacji. Może się okazać, że pobyt imigrantów będzie dłuższy, wtedy pojawią się wyzwania np. związane z tym, w jakim języku powinny być podręczniki, jak mają wyglądać treści o wydarzeniach zapalnych w naszej wspólnej historii. W przyszłości trzeba będzie odpowiedzieć na te pytania.  

Prof. M.N: Ja nie jestem pesymistą. Od 2014 r. Ukraińców było bardzo dużo w Polsce i prawie ich nie widzieliśmy. Funkcjonowali trochę obok, co ma tę negatywną stronę, że do końca się z nami nie integrowali, ale ta cecha dosyć dobrze stabilizuje relacje, nie stawia nas w sytuacji, w której musimy się z nimi konfrontować. Nie spodziewam się końca miesiąca miodowego, który byłby „tąpnięciem”, natomiast na pewno w perspektywie kilku miesięcy, lat, my się bardzo mocno zmienimy. Jako monokulturowe społeczeństwo wracamy do formuły, która jest dla kultury polskiej bardziej naturalna. Oceniam to jako dużą szansę.  

Zobacz też: Dr Krzysztof Mączka. Suma wszystkich strachów

Nauka Wydział Socjologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.