- Najbardziej pamięta się nauczycieli zarówno wymagających, jak i życiowych czyli takich, którzy bez większego rozgłosu bardzo dużo od siebie dają – mówi filolog dr Łukasz Małecki. Z potrójnym “belfrem roku” rozmawia Ewa Konarzewska-Michalak.
Otrzymał pan Nagrodę Praeceptor Optimus, co świadczy, że jest pan cenionym nauczycielem akademickim. Szczególnie przez studentów, którzy trzy razy z rzędu uznali pana za najlepszego dydaktyka roku. Jakie znaczenie ma dla pana to wyróżnienie?
Pamiętam dzień, w którym dowiedziałem się o przyznaniu nagrody. Jechałem tramwajem na wydział, słuchając dobiegających z kabiny motorniczego dźwięków piosenki „Dni, których nie znamy” Marka Grechuty. Bardzo lubię tą piosenkę, szczególnie słowa: “Ważne są tylko te chwile, których jeszcze nie znamy, ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy”. Nie mogę powiedzieć, że czekałem na tę nagrodę, ale czasem wystarczy jedna chwila, która nadaje głębszy sens temu, co się robi.
Gdy odebrałem w sekretariacie list od Rektora, otwierałem go z duszą na ramieniu. W międzyczasie przeleciały mi przed głowę czarnowidzkie wizje - czego nie zrobiłem na czas, co może skutkować, że będę zaraz na dywaniku. Po otwarciu listu moje zdziwienie wzrosło, tym bardziej, że zawierał on informacje o przyznaniu nagrody Praeceptor Laureatus. Mijał wtedy dopiero 4. rok mojej pracy w Instytucie Filologii Rosyjskiej i Ukraińskiej, więc otrzymanie nagrody wydawało mi się czymś zupełnie nierealnym. W pierwszym odruchu chciałem napisać e-mail do Rektora, że to pomyłka, ale pomyślałem, że jak to: ja, zwykły, szary pracownik zwrócę Rektorowi uwagę, że zrobił błąd?
Już sama nominacja była sporym wyróżnieniem, tym bardziej, że uzyskanie tytułu “belfra roku” było i nadal jest ogromnym wyróżnieniem. Zdobycie zaufania, spełnienie oczekiwań studentów nie jest rzeczą prostą. Jeśli studenci zadają sobie trud, żeby ocenić zajęcia w semestralnych ankietach, a następnie oddają głos w konkursie to, mam nadzieję, że się nie mylę, w ich oczach wykładowca, na którego głosują, jest osobą spełniającą oczekiwania, motywującą do nauki i wspierającą.
Nagrody są olbrzymią wartością, ale też motywacją i, nie ukrywajmy, pewnym zobowiązaniem, ponieważ od osób, które już coś osiągnęły więcej się wymaga. Według regulaminu teraz mam tzw. bana czyli zakaz kandydowania w konkursie. I bardzo dobrze - niech inni też mają szansę. Dodam, że Praeceptor Laureatus jest żartobliwie określany przez studentów jako Predator Didacticus – to zbieżność z jednym z filmów, natomiast nazwa Praeceptor Optimus – w opinii studentów – sugeruje, że Pan Rektor Andrzej Lesicki oraz Pani Rektor Prof. Bogumiła Kaniewska są zagorzałymi fanami „Transformersów”, bowiem drugi człon nazwy nagrody jest zbieżny z imieniem postaci - Optimus Prime.
Co sprawia, że „złapał” pan tak dobry kontakt ze studentami?
Sądzę, że nauka na własnych błędach jest dobrym sposobem, żeby zdobyć zaufanie studentów. Zajęcia prowadzę od 11 lat i w tym okresie próbowałem różnych metod: byłem pobłażliwy, surowy, czasem za bardzo wymagający, konsekwentny. Sądzę jednak, że najbardziej pamięta się nauczycieli zarówno wymagających, jak i życiowych czyli takich, którzy bez większego rozgłosu bardzo dużo od siebie dają. Takie osoby zapamiętuje się na długo. Uważam, że aby zostać nauczycielem potrzebna jest bezwarunkowa akceptacja dla ludzi i tolerancja.
Spotkałam się z przekonaniem, że dydaktyka jest obciążeniem, bo nie liczy do dorobku naukowego. Jaki jest pana sposób na zachowanie równowagi między dydaktyką a badaniami?
Obecnie nacisk bardziej jest położony na badania naukowe, granty, publikacje, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby uczelnia skupiałaby się tylko i wyłącznie na samej nauce z pominięciem dydaktyki. Uważam też, że wiedza, którą zyskujemy np. podczas badań naukowych, przekłada się na dobre przygotowanie do zajęć.
Jaki powinien być dobry wykładowca?
Na styl prowadzącego i na jakość prowadzonych zajęć składa się wiele elementów. Oprócz dobrego przygotowania do zajęć i jasności wyrażania myśli istotna jest umiejętność elastycznego dostosowania do potrzeb, możliwości studentów oraz reagowanie na potrzeby grupy. Studentów trzeba umieć zainteresować tematem, ponieważ postawa - “musimy się z tym przemęczyć” - jest bardzo demotywująca. Studentom trzeba także dawkować "rozrywki", czyli prowadzić zajęcia różnorodnie. Odpowiednia dawka humoru również bardzo się przydaje. Sądzę, że ważna jest również pasja, która sprawia, że nawet najtrudniejszy z pozoru przedmiot może stać się ulubionym.
Wszystkie te cechy są w pewnym stopniu składowymi tej jednej najważniejszej - tj. umiejętności dzielenia się – dzielenia się czasem, wiedzą, materiałami z osobami, które tego potrzebują. Wykładowca, który faktycznie ma czas, jasno sygnalizuje, że jest otwarty na rozmowę, cierpliwie wysłuchuje tego, co student ma do powiedzenia. Czy to się opłaca? Jeśli choć jeden student złapie bakcyla i poświęci czas, żeby zgłębić określony temat to myślę, że jest to w pełni wystarczające odwzajemnienie, nawet z nawiązką.
Czytaj też: Rusycystyka europejska a współczesność