Wersja kontrastowa

Dr hab. Katarzyna Waszyńska. I żyli długo i szczęśliwie…

Fot. Adrian Wykrota
Fot. Adrian Wykrota

Z dr hab. Katarzyną Waszyńską kierowniczką Laboratorium Promocji Zdrowia i Psychoterapii WSE UAM rozmawia Magda Ziółek

Zastanawiam się czasem, dlaczego w filmach perypetie pary bohaterów zwykle kończą się ślubem. Przecież to, co dzieje się później, jest znacznie ciekawsze: zdrady, kłótnie, odejścia i powroty…

Bajki i filmy romantyczne kończą się ślubem a w podtekście taką informacją „i żyli długo i szczęśliwie”. Tymczasem rzeczywistość taka nie jest, bo gdyby tak było, to ja nie miałabym części swojej pracy. Bo oprócz pracy na Uniwersytecie prowadzę również terapie indywidualne i dla par. Widzę, że bardzo wiele osób boryka się z problemami w związku. I rzeczywiście – ma pani racje – część z nich myśli, że ślub będzie remedium na wszystkie problemy. Mają takie bajkowe wyobrażenie związku – jak będziemy małżeństwem, to na pewno wszystko samo się naprawi „będzie dobrze”. A to niestety tak nie działa…  Kiedy spotykają się dwie osoby z różnymi życiorysami, różnymi stylami życia, zwyczajami wyniesionymi z domów rodzinnych, to czasem trudno jest ich połączyć w jeden zgrany zespół.

I wtedy trafiają do Pani. Z jakimi problemami zgłaszają się najczęściej?

Moje podstawowe wykształcenie zdobyłam w Instytucie Psychologii UAM, potem uzupełniłam je o pedagogikę i uprawnienia seksuologa klinicznego. Pomogło mi to szerzej spojrzeć na związek. Część trudności w relacji wiąże się z  życiem seksualnym i odwrotnie. Bardzo lubię takie powiedzenie, że kiedy dwie osoby spotykają się w łóżku, to tak naprawdę jest ich tam aż sześcioro. Rodzice jednej strony, rodzice drugiej strony i ta para. „Łóżko” to jest miejsce bliskości i intymności ale też przestrzeń, gdzie ścierają się różne przekonania wyniesione z domu, wyobrażenia na temat siebie, swojego ciała czy też partnera, nasze nastawienie do seksualności, do komunikacji, do okazywania uczuć … Wszystkie te historie mają znaczenie dla jakości związku, dla satysfakcji  z życia seksualnego…

Czyli udane życie seksualne jest receptą na szczęśliwy związek?

To zależy dla kogo. Są pary, dla których ma to istotne znaczenie. Ale są i osoby, dla których ma to znaczenie  drugorzędne.  Ale rzeczywiście, nawet jeśli oprzemy się na trójczynnikowej koncepcji miłości w  związku..

Czyli?

W tej koncepcji brane są pod uwagę trzy aspekty. Bliskość – intymność, rozumiana jako otwartość, umiejętność dzielenia się swoimi przeżyciami, potrzebami ale też słabościami– to są te rzeczy, o których nie rozmawiamy z innymi (obcymi) osobami. Zaangażowanie, czyli uczestniczenie we wspólnych aktywnościach np. tych domowych jak sprzątanie, robienie zakupów ale też działania, które przekształcają relację miłosną w trwały związek.  Ostatni aspekt to namiętność, czyli bliskość fizyczna. To są te trzy składowe trójczynnikowej koncepcji miłości, które powodują, że związek jawi się jako optymalny. Trzeba jednak pamiętać, że w czasie trwania relacji między dwojgiem ludzi mogą one występować w różnym nasileniu. Zarówno intymność, jak i zaangażowanie i namiętność, mogą się zmieniać w zależności od stażu związku, od tego, jak zmieniają się same pary, od potrzeb, stanu zdrowia…od szeregu czynniku. I z namiętnością też tak jest. Najczęściej jest ona najbardziej satysfakcjonująca na początku związku, potem może słabnąć. Dzieje się tak na przykład wtedy, kiedy pary zapominają o tym, aby o nią dbać, wpadają w wir obowiązków, realizują się zawodowo, towarzysko. A z namiętnością jest tak, jak z ogniskiem –warto do niego dokładać. To, na ile życie erotyczne jest udane, zależy też od tego, jak nam jest ze sobą w innych obszarach. Bo to, czy mamy ochotę otwierać się fizycznie przed partnerem, to w dużej mierze zależy od tego, jak czujemy w tej relacji, czy jest nam w niej dobrze. Czyli, innymi słowy, jak się komunikujemy, czy w ogóle umiemy ze sobą rozmawiać.

Zob. też. 

Z doświadczenia wiem, że z tą komunikacją to bywa różnie…

A ma ona fundamentalne znaczenie dla związku. Badania pokazują, że pary, które mają lepszą komunikację, rzadziej zgłaszają trudności natury seksualnej. Czyli może ona działać profilaktycznie. Co jest logiczne, bo jeżeli rozmawiamy o tym, co lubimy, czego potrzebujemy w tej sferze, i jest to swobodna rozmowa, to mamy szansę , aby nasza bliskość fizyczna układała się zgodnie z naszymi pragnieniami. Jeśli tej komunikacji nie ma, to czasem działamy po omacku. Pomoc terapeutyczna polega też na edukacji seksualnej, na tym, aby nauczyć się swobodnie rozmawiać o tej sferze życia.. Niektóre osoby mają z tym trudności, problemem jest dla nich nazwanie np. swoich części intymnych. To jest duże wyzwanie dla pedagogiki seksualnej i psychologii aby z szacunkiem i w oparciu o wiedzę budować pozytywne nastawienie,  świadomość i odpowiedzialność w obszarze miłości, związków, seksualności. Jest to ważne szczególnie w obecnych czasach, gdy w przestrzeni społecznej słyszymy różne sprzeczne informacje na temat edukacji i wychowania seksualnego. Dlatego wciąż pokutuje przekonanie, mocno zakorzenione w naszym społeczeństwie, że seksualność to sfera, o której nie powinno się mówić „bo każdy powinien wiedzieć, jak to ma wyglądać”. Ale niestety tak nie jest. Każdy z nas jest inny i wnosi inne doświadczenia do związku. I to też nie jest tak, że o naszej satysfakcji decydują umiejętności techniczne. To nie jest sport, gdzie można poprawiać technikę. Na satysfakcję wpływa nasza świadomość siebie, swoich emocji, umiejętność spotkania się z drugim człowiekiem.

Po obejrzeniu filmu o Michalinie Wisłockiej – muszę o to zapytać – jak Polacy rozmawiają o seksie?

To się bardzo zmieniło. Pracować terapeutycznie zaczęłam pod koniec lat 90 i wtedy rzeczywiście seksualność, czy problemy z nią związane były tematem tabu. Samo przyjście do seksuolog wiązało się ze wstydem. Dzisiaj jest trochę inaczej i jest to zasługa mediów, wydawnictw, projektów upowszechniających wiedzę naukową. Wiedza seksuologiczna, psychologiczna czy pedagogiczna nie trafia już tylko do specjalistów ale jest udostępniania szerzej. To sprawia, że ludzie znacznie szybciej zgłaszają się ze swoimi problemami. Dwadzieścia lat temu pary przychodziły do gabinetu jak się „waliło i paliło”. Dzisiaj częściej zgłaszają się, gdy pojawiają się pierwsze symptomy. Widzimy też pewną zmianę. Wcześniej do gabinetu przychodziły pary, w których to kobiety odmawiały współżycia, zgłaszały mniejsze potrzeby. Od kilku lat obserwuje się, że kobiety częściej mówią o swoich potrzebach w sypialni. To czasem powoduje zaniepokojenie wśród mężczyzn, utratę pewności siebie. Zmiany społeczne wpływają na zmiany w sypialni.  

Wróćmy do komunikacji a raczej jej baraku. Co jest najczęściej powodem kłótni w związku?

Istnieje kilka obszarów, które są najczęstszymi powodami kłótni:  pieniądze, podział obowiązków domowych, rodzina i seks. Często pary przychodzą po około pół roku od urodzeniu pierwszego  dziecka. Pomimo że bardzo chcieli mieć dzieci, to w momencie kiedy one już są, pojawiają się nowe wyzwania a tym samym też kłótnie i nieporozumienia. Dlatego tak  ważne jest, aby jeszcze przed pojawieniem się dzieci te rzeczy uzgodnić, dokonać podziału obowiązków. Oczywiście wszystkiego nie da się przewidzieć.

I znów wracamy do komunikacji… jakie błędy popełniamy najczęściej?

Podam przykład. Niech to będzie bałagan. Jedna ze stron uznaje, że jest bałagan, a druga, że jeszcze go nie ma. Czasem zamiast skupienia się na tym, czego konflikt dotyczy, osoby zaczynają wyciągać różne rzeczy z przeszłości. Następuje „a bo ty wtedy…” – i tak na zmianę. Czasem dochodzi do tego „bo ty jak twoja mama/tata”. To dodatkowo wzmacnia eskalację konfliktu, czego przejawem może być trzaśnięcie drzwiami, epitety itd. Zamiast rozwiązywać problem toczy się gra: wygrana/przegrana. Po takich sytuacjach gromadzi się żal, złość do tej drugiej osoby.  Dlatego dobrze jest na bieżąco okazywać swoje emocje i być ich świadomym, rozmawiać o nich.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że kryzys w związku jest czymś naturalnym. Trzeba tylko nauczyć się go przezwyciężać…

Kiedyś istniało takie przeświadczenie, że kryzys to jest coś złego. Tymczasem dzisiaj uważa się, że taka sytuacja, może nam pokazać, że to dotychczas robiliśmy już nie działa. Niestety często bywa tak, że kryzys nie występuje równocześnie u obu stron. Czasem też nie jesteśmy świadomi, na ile nasze osobiste kryzysy związane z pracą, karierą wpływają na kryzys w związku. Dlatego tak ważna jest świadomość siebie i swoich potrzeb. Pamiętajmy, że kryzys coś nam pokazuje….

Nie wszyscy jednak chcą. Czasem dominuje takie przeświadczenie, że jak coś się popsuło, to trzeba to wyrzucić/zmienić …

Rzeczywiście, to co się obserwuje współcześnie, to szybszy rozpad związków, już na etapie pierwszego kryzysu. Bardzo często młode osoby, nawet z rocznym stażem małżeńskim, decydują się na rozwód bo nie poradziły sobie z pierwszym kryzysem. Ważne jednak, aby przed wejściem w kolejny związek przeanalizować, skąd brały się te sytuacje. Co leżało po mojej stronie? Warto to przemyśleć, aby wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Mówiliśmy o młodych parach, a jakie problemy zgłaszają pary z dłuższym stażem?

Często pary zgłaszają, że nie umieją ze sobą rozmawiać. Bywa tak, że ludzie słyszą nie to, co do nich mówi partner/ka, ale swoje myśli. W swojej głowie interpretują wypowiedź. Inna kwestia jest taka, że pewne rzeczy, gdy byliśmy młodzi, nam nie przeszkadzały. Przy dłuższym stażu mogą irytować. Na początku akceptowaliśmy to, że partner mniej mówi, a nawet wydawał nam się przez to bardziej tajemniczy,  z czasem jednak  może  nas to frustrować. Są pary, które kiedyś ze sobą rozmawiały, ale w wyniku różnych nierozwiązanych konfliktów,  zatraciły tę zdolność. Czasem przychodzą pary, ponieważ jedna ze stron nie umie się oddzielić od swojej rodziny To jest taka sytuacja, w której jeden z partnerów ma bliższą wieź z matką i ojcem niż z partnerem. Dom rodzinny jest ważnym miejscem ale ważna jest też umiejętność oddzielenia się od niego.

Na co dzień dzieli Pani pracę pomiędzy uczelnią o praktyką terapeutyczną, czy te dwie sfery się uzupełniają?

Dzielę i łączę. Praca terapeutyczna daje mi możliwość zdobycia doświadczenia, z którym dzielę się ze studentami. Dzięki pracy na uczelni mogę poszerzać swoją wiedzę teoretyczną i empirycznie analizować i weryfikować zjawiska, z którymi się spotykam. Dla mnie to uzupełnienie. W gabinecie pracuję między innymi z osobami, które doświadczyły przemocy seksualnej. Za to na uczelni mogę angażować się w działania profilaktyczne w tym obszarze. Ostatnio pod kierunkiem prof. Jacka Pyżalskiego realizowaliśmy projekt Lights4Violence, gdzie przy współpracy z poznańskimi liceami, zajmowaliśmy się problematyką przeciwdziałania przemocy na randkach. To znów piękne połączenie teorii z praktyką i badaniami empirycznymi.

W ramach kierowanej przeze mnie socjoterapii i promocji zdrowia, zajmujemy się zarówno wspieraniem rozwoju jak również pomocą w sytuacjach trudnych, kryzysowych. Stanowi to też połączenie  wiedzy pedagogicznej jak i psychologicznej.

We współpracy z moimi koleżankami i kolegami, zainicjowaliśmy również na WSE UAM działalność międzynarodowej grupy badawczej „Związki międzykulturowe. Społeczeństwo – edukacja – rynek pracy”, której celem jest zarówno teoretyczna jak i empiryczna eksploracja wymienionych w tytule obszarów odnoszących się do związków międzykulturowych. Tych działań jest dużo więcej. Zapraszam do współpracy i na WSE UAM  J

Nauka Wydział Studiów Edukacyjnych

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.