Dr hab. Damian Łowicki wraz z zespołem, głównie z Wydziału Geografii Społeczno-Ekonomicznej i Gospodarki Przestrzennej, przygotowuje plany adaptacji do zmian klimatu dla metropolii Poznań oraz aglomeracji kalisko-ostrowskiej, o czym rozmawia z nim Krzysztof Smura.
Dziesięciu fachowców z różnych dyscyplin, czas do końca czerwca. Zdążycie?
Musimy. Te plany są dla nas niezwykle ważne, choćby w kontekście wpisywania się UAM w pracę na rzecz przeciwdziałania i ograniczania zmian klimatu. O samym temacie możemy rozmawiać na kilku płaszczyznach. Plany adaptacji mają wymiar bardzo konkretny. Podobne były już wykonywane przez cztery instytucje na zlecenie ministerstwa dla głównych miast Polski. To, co teraz robimy, to plany adaptacji dla metropolii Poznań i aglomeracji kalisko-ostrowskiej. Plan dla metropolii jest pierwszym w wymiarze ponadgminnym. To duże wyzwanie, bo z założenia nie chcieliśmy, by były to plany adaptacyjne dla 22 gmin. Nie chcieliśmy też się ślizgać po temacie. Oczywiście przewidzieliśmy też zadania dla gmin, ale przede wszystkim skoncentrowaliśmy się na instytucjach ponadlokalnych tj. choćby Ośrodku Doradztwa Rolniczego, Lasach Państwowych czy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Oczywiście, w diagnozie są pewne wskazania dla gmin, ale staraliśmy się przede wszystkim ustalić wspólne działania dla całej metropolii.
Dużo jeszcze zostało pracy?
Projekt z metropolią Poznań jest na finiszu. Trwał dokładnie rok. Pierwsza część to konsultacje społeczne. W tym czasie spotykaliśmy się online (niestety) z mieszkańcami poszczególnych gmin. Udostępniliśmy też narzędzie ,,Mapuj klimat’’ (pisaliśmy o nim w Życiu Uniwersyteckim – przyp. aut.) To była forma ankiety, która bardzo nam pomogła. Uzyskaliśmy z niej kilkaset podpowiedzi na temat, co mieszkańcy chcieliby zmienić w swoim otoczeniu.
Teraz skupiacie się na aglomeracji kalisko-ostrowskiej?
Tak. Tu mamy mniej czasu, bowiem całość musimy zamknąć do końca czerwca, a zaczęliśmy na początku roku.
Dlaczego akurat południowa Wielkopolska?
Metropolie przygotowują się do wydatkowania dodatkowych pieniędzy ze zintegrowanych inwestycji terytorialnych. To bardzo duże pieniądze na ochronę środowiska. Muszą być plany, by skorzystać z dobrodziejstwa tych funduszy. Unia chce mieć gwarancje, że wydatkowanie jest racjonalne i przemyślane. My przeanalizowaliśmy sytuację w 431 obrębach administracyjnych i wskazaliśmy te, których problem najbardziej dotyka. Dodatkowo te działania przypisaliśmy konkretnym podmiotom, które powinny to realizować. Pytanie, czy tak się stanie, jest otwarte.
Wasze główne zadanie to?
Dostarczenie informacji. Diagnoza i część programowa muszą być powiązane. Diagnoza ma być wynikiem badań naukowych. Jest mocno rozbudowana, ale ma uświadamiać mieszkańcom ich problemy lokalne. W stanie obecnym. Staraliśmy się na mapach wskazać takie lokalne problemy, jak te związane z powodziami rzecznymi czy deszczowymi. Z wysoką temperaturą czy suszą poza terenem zurbanizowanym. Staraliśmy się też, aby zadania były w miarę bezkosztowe. By pokazać, co można zrobić nieinwestycyjnie, a z drugiej strony chcieliśmy, by te zadania były realizowane na poziomie ponadgminnym.
Bezkosztowe, czyli?
Takim działaniem bezkosztowym jest choćby planowanie przestrzenne. W gminach nadal jego poziom sięga tylko 30 procent. Mało jest planów wyłączających z zabudowy. Przynajmniej na terenach zalewowych powinny być określone miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, które uwzględniają problemy środowiskowe, w tym zmiany klimatu. To absolutna podstawa. Drugi problem, który jest już np. w Poznaniu rozwiązywany, to kwestia powodzi deszczowych. Jest próba odszczelnienia pewnych powierzchni. Poznań to analizuje i robi.
Adaptacja to jedno, ale jest jeszcze mitygacja czyli przeciwdziałanie zmianom klimatu…
Staraliśmy się tego nie mieszać. Przeciwdziałanie dotyczy działań u źródła czyli nieemitowaniu gazów cieplarnianych, a my skupiliśmy się na działaniach adaptacyjnych i one w głównej mierze polegają na zatrzymywaniu wody.
Zapobieganie stepowieniu?
Tak, ale woda odbiera też temperaturę. Pokazaliśmy, jaka jest różnica między najcieplejszymi a najchłodniejszymi miejscami w metropolii.
Jest duża?
Sięga nawet dziesięciu stopni. Mówimy o tych okresach, kiedy nie ma chmur, nie ma wiatru, a zostaje temperatura promieniowania Ziemi. Tam, gdzie powierzchnie są uszczelnione, akumulują one ciepło i nie przepuszczają wody, która jest dość szybko odprowadzana do kanalizacji. To, co my robimy z wodą, to duża niegospodarność. Woda spada, my ją szybko odprowadzamy, a potem czerpiemy tę samą wodę za duże pieniądze spod ziemi. Jeśli do picia, to jest ok, ale używamy jej np. do podlewania roślin czy do fontann.