O bezpiecznym UAM z Maciejem Koniecznym, członkiem Zespołu ds. analizy procedur bezpieczeństwa powołanego przez panią rektor, rozmawia Krzysztof Smura
Wydarzenia na Uniwersytecie Warszawskim z czerwca tego roku pokazały niefrasobliwość, a wręcz niedojrzałość osób, które widząc osobę krążącą z siekierą po kampusie, rejestrowały jej zachowanie, zamiast szukać pomocy…
– Niestety wielokrotnie przekonaliśmy się już, że siła lajków w internecie przewyższa moc zdrowego rozsądku. Dlatego też uczulamy i uczulać będziemy: Nie rejestrujcie. Informujcie, bo od tego zależeć może życie zarówno wasze, jak i osób z waszego otoczenia.
No dobrze, łatwo powiedzieć: informujcie. Ale kogo?
– Najprostszym wyjściem jest telefon pod numer alarmowy 112.
Ale może tak być, że czas reakcji nie pójdzie w parze z zagrożeniem i zanim w miejscu pojawią się służby, będzie już zbyt późno…
– Oczywiście wszystko zależy od miejsca, w którym mamy do czynienia z zagrożeniem.
Porozmawiajmy więc o naszej uczelni. Miejscu, w którym chcielibyśmy się czuć zarówno swobodnie, jak i bezpiecznie. Czy to możliwe?
– Robimy wszystko, by tak było. Uczelnia to kilka tysięcy pracowników i kilkadziesiąt tysięcy studentów. Każdy jest inny. Każdy ma swoje problemy i radości. Każdy ma też prawo do lepszych lub gorszych dni. Ważne jednak, by nie pozostawać obojętnym. Obserwować, wyciągać wnioski, pomagać lub, jeśli widzimy, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli, informować. Jesteśmy wszyscy pierwszym firewallem przed zagrożeniem.
Ale czy korzystamy z tego? Informujemy?
– Z tego, co wiem, to grzech powszedni. Rzadkość. Często uczelnie korzystają z autonomii i starają się załatwić sprawy we własnym zakresie. My w UAM ściśle współpracujemy z wszystkimi służbami i wymieniamy się informacjami. Pracujemy też nad uszczegółowieniem na przykład przepisów dotyczących funkcjonowania domów studenckich i redefinicją portierni. Przepisy dotyczące bezpieczeństwa nie mogą być ogólne. Muszą być szczegółowe i trzeba się liczyć z konsekwencjami, jeśli je naruszymy.
W tym roku pani rektor powołała specjalny Zespół do spraw analizy procedur bezpieczeństwa w UAM. Ta inicjatywa została odebrana bardzo dobrze. Z czym się wiąże?
– W skład Zespołu wchodzą między innymi osoby związane na co dzień z bezpieczeństwem oraz z obszaru organizacyjno-prawnego. Planujemy spotkania z ekspertami z różnych dziedzin. Zapraszamy na nie osoby z uczelnianych jednostek. Powstały strony internetowe: zewnętrzna i wewnętrzna, zawierające kompendium wiedzy dotyczącej bezpieczeństwa, ale wiedzy mocno powiązanej z tym, co dzieje się w UAM. Dzięki zaangażowaniu Centrum Marketingu powstały też komiks i filmy dotyczące zachowań w sytuacji zagrożeń [przykłady na kolejnych stronach – przyp. red.]. Staramy się, by przekaz był jednolity. Nie o wszystkim możemy mówić, bo proszę zrozumieć, że sprawy niejawne takimi muszą zostać. Faktem jednak jest, że mocno pracujemy nad wzmocnieniem poczucia bezpieczeństwa na wszystkich kampusach. Tak jak już wspomniałem, uszczegółowiamy przepisy, monitorujemy zachowania, szukamy słabych punktów i staramy się je niwelować.
To jednak dość ogólne…
– Powtórzę się, ale nie zamierzamy publicznie prężyć muskułów i pokazywać, czym dysponujemy. To świadoma taktyka.
Ale są też konkrety?
– Oczywiście. Pierwszym z nich są szkolenia prowadzone dla pracowników UAM. Zdajemy sobie jednak sprawę, że nie pomogą one, jeśli nie będą kontynuowane, jeśli nie zapadną nam w pamięć. Stąd też obecność na szkoleniach praktyków, którzy na co dzień walczą lub walczyli z zagrożeniami. Ich przykład działa bardzo mobilizująco.
Uczymy, jak się bronić przed zagrożeniem?
– Tak. Jak zachować się w sytuacjach ekstremalnych, jak zbudować sobie bezpieczną przestrzeń wokół miejsca pracy, kogo powiadomić w pierwszej kolejności, a nawet jak się bronić. Uczymy kodowania naszych zachowań, tak aby były one zrozumiałe dla naszych współpracowników, a nawet uczymy przewidywania zagrożeń. Przykładem nasza listopadowa akcja związana z tygodniem bezpieczeństwa na UAM, której kulminację mieliśmy w Collegium Historicum, a która świetnie wpisała się w nasze działania.
Bywa, że zagrożenia nie płyną bezpośrednio od ludzi. Są też przypadki losowe, na przykład pożary.
– I tu też nasza wiedza wydaje się niekoniecznie pełna. Może to ja tym razem zadam pytanie. Co byś zrobił w przypadku pożaru?
Na pewno zamknąłbym drzwi i okna, a potem się ewakuował.
– A drzwi zamknąłbyś na klucz?
Hm…
– No właśnie. Absolutnie – nie. Służby muszą mieć możliwość wejścia do środka. Wszystko było na szkoleniach, tylko kto to pamięta… Będziemy wracać co jakiś czas z komunikatami, ćwiczyć. Tak aby w sytuacji zagrożenia postępować tak, jak należy.
Ok. Zapiszę się na szkolenie. Ale wróćmy do innych konkretów…
– Przykładem może być wsparcie profesjonalistów. Obecnie prowadzimy pilotaż, konsultujemy nasze słabe punkty, wypracowujemy schematy działań. Osoby te wspierają nas codziennie w wyznaczonym obszarze. Efektem tych działań będzie podniesienie bezpieczeństwa, a także świadomości. Przeprowadzane zostaną szkolenia kierowników obiektów wraz z pracownikami obsługi. Tyle mogę powiedzieć. Zespół ds. analizy procedur bezpieczeństwa działa w trybie ciągłym i na pewno pojawią się jeszcze nowe propozycje, rozwiązania. Jednym z nowości jest wprowadzenie w Collegium Minus kart pracowniczych, dzięki którym można wejść do obiektu od strony dziedzińca, dodatkowo umożliwiają one identyfikację osób przebywających w obiekcie. A co przed nami? Może punkt awizacji w Collegium Minus. To potrwa, ale cieszę się, że zespół naszych ekspertów jest otwarty na nowe rozwiązania i wspólnie budujemy bezpieczny UAM.
Monitoring?
– On już jest, ale chcemy go też usprawnić. Zapewne w niedalekiej przyszłości powstanie swoiste centrum monitoringu, które obsługiwać będzie całą uczelnię. Zatrudnione w nim osoby będą miały podgląd na wszystkie miejsca, które wydają nam się szczególnie ważne ze względu na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa. Ale kamery to nie wszystko. Trzeba reorganizować system bezpieczeństwa w zależności od potrzeb. Przykładowo, dla mnie naturalne byłoby, żeby dostęp do rektoratu został ograniczony dla osób postronnych, a każdy z odwiedzających awizował się w wyznaczonym miejscu i tam oczekiwał na osobę, która zaprowadzi go na spotkanie. Takie rozwiązania są praktycznie w każdym urzędzie, nikt postronny nie wejdzie tak po prostu pod gabinet prezydenta czy dyrektora jakiegoś wydziału.
– Trochę prywaty. Przykład Centrum Marketingu. Sąsiadujemy z Centrum Wsparcia Współpracy Międzynarodowej i Centrum Szyfrów Enigma. Odwiedza nas mnóstwo studentów zagranicznych. Dostęp jest otwarty.
– Moim zdaniem tam, gdzie da się to zrobić, powinny być wprowadzone ograniczenia dostępu. Choćby na kartę pracowniczą, a jeśli chodzi o studentów, obszar ten również jest omawiany na spotkaniach zespołu. Z czasem wypracujemy optymalne rozwiązania.
Czyli na początku zawsze będzie portier lub stosowana będzie elektroniczna blokada?
– To nie wszystko. Wspomniałem też o redefinicji pojęcia portierni, w której zatrudnieni pracownicy będą znacznie bardziej uczuleni na to, co dzieje się wokół. Będą szkoleni, będą obserwować i wyciągać wnioski. I informować…
Wracamy do początku rozmowy…
– Zdecydowanie. Nie ma bezpieczeństwa bez informacji o możliwym zagrożeniu. Szkolenia, ćwiczenia i racjonalne działania, nie na pokaz, a skuteczne.
Jak długo potrwają prace zespołu powołanego przez panią rektor?
– Myślę, że nie skończą się nigdy, bo zawsze trzeba będzie coś poprawić, dostosować do zmieniających się warunków itp. Ważne jednak jest, że chcielibyśmy w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat wypracować taki system, jakiego nie będzie miał nikt. System wzorcowy. Stąd tak ważny jest pilotaż prowadzony przez nas obecnie.
Czytaj też: Kanclerz Marcin Wysocki. Bezpieczeństwo zaczyna się od uważności