- Na naszych oczach intensyfikują się podziały wywołujące migracje ludzi, którzy uciekają nie tylko z terenów zagrożonych wojną, ale klęskami ekologicznymi. Jeżeli nie zmienimy podejścia do środowiska, wszystkim nadal będzie sterowała chęć zysku, a nie solidarności, to grozi nam katastrofa - mówi prof. Michał Buchowski w rozmowie z Ewą Konarzewską-Michalak.
Jak to się stało, że światowy kongres antropologiczny odbył się na UAM w Poznaniu?
Naukowcy z Międzynarodowej Unii Nauk Antropologicznych i Etnologicznych, którzy znali mnie z różnych organizacji zapytali, czy podjęlibyśmy się tego zadania. Powiedziałem, że tak, jeśli znajdą się u nas ludzie na to gotowi, i się znaleźli. Logistycznie to było bardzo duże wyzwanie, które kosztowało miesiące pracy jedenastoosobowego komitetu. Paradoksalnie, tym samym roku, kiedy mamy największy kongres antropologiczny w historii Polski, władze wykreśliły antropologię z listy dyscyplin. Na szczęście możemy być wdzięczni władzom uniwersytetu, które wykazały się dużym zrozumieniem dla naszej sytuacji. Mamy nowy wydział, który wkrótce powstanie na Uniwersytecie będzie nosił nazwę: Wydział Antropologii i Kulturoznawstwa. Nazwa dyscypliny zostanie w Poznaniu zachowana na tym właśnie szczeblu.
Kongresowi przyświecało hasło Światowe Solidarności. Czy w świecie, w którym istnieje tak wiele podziałów solidarność jest jeszcze możliwa?
Moim zdaniem jest nie tyle możliwa, co konieczna. Rozciągamy ją na solidarność z planetą, ekosystemami, innymi żyjącymi istotami. Współczesna antropologia, kojarzona z problemami kulturowymi i społecznymi, wraca do korzeni, do biologicznych uwarunkowań egzystencji. Na naszych oczach intensyfikują się podziały wywołujące migracje ludzi, którzy uciekają nie tylko z terenów zagrożonych wojną, ale klęskami ekologicznymi. Jeżeli nie zmienimy podejścia do środowiska, wszystkim nadal będzie sterowała chęć zysku, a nie solidarności, to grozi nam katastrofa.
W jaki sposób antropologia mogłaby pomóc w ratowaniu świata?
Oczywiście najprostszą odpowiedzią byłoby, że przez podnoszenie świadomości, wskazywanie na rodzące się problemy, bycie krytycznym wobec tego, co się wokół nas dzieje. O antropologii mówi się, że to dyscyplina, która idzie pod prąd z dominującymi dyskursami. Użyję przykładu - przez lata trwał entuzjazm dotyczący neoliberalizmu ekonomicznego, czyli reform rynkowych przeprowadzonych w latach 90. Już wtedy antropolodzy zwracali uwagę, że rodzą one nowe nierówności, wprowadzające dyskryminujące podziały ludzi, np. na zaradnych i nowoczesnych i Homo sovieticus. Pisaliśmy, że jeżeli tych ludzi potraktuje się godnie, nie będzie programów, które pomogą pokonać zmiany systemowe, to dojdzie do sytuacji, z jaką mamy do czynienia dziś: odwróceniem od idei demokracji liberalnej i zwrotem ku prawicowemu populizmowi.
Czytaj też: Kongres IUAES 2019 Poznań: Światowe solidarności
Etnologia i antropologia bywają niewygodne dla rządzących np. w Brazylii prezydent Bolsonaro zapowiedział, że państwo nie będzie łożyło pieniędzy na nauki humanistyczne i społeczne. Co będzie dalej?
Mówimy, że World Solidarities może oznaczać również solidarność między antropologami. W wspomnianej przez panią Brazylii konflikty między neoliberałami eksploatującymi środowisko, a antropologami sprzeciwiającymi się niszczeniu ekosystemów, w których żyją rdzenne ludy trwa od lat. Niestety dominuje wciąż myślenie w kategoriach zysku ekonomicznego, które opiera się na grabieżczej gospodarce niszczącej zarówno naturę, jak i ludzi w niej funkcjonujących, nie tylko w Amazonii, lecz też np. na Śląsku. Taki imperializm myślowy rozciąga się też na sferę nauki rozumianej wyłącznie w kategoriach postępu technologicznego, w którym dyskredytuje się nauki krytykujące nadmierną eksploatację środowiska, nierówności społeczne, a zarazem anty-liberalne i ksenofobiczne systemy polityczne. Głęboki powód tej sytuacji tkwi w tym, że nie pasują te ostatnie do neoliberalnego modelu świata i ekonomii. W imię Światowych Solidarności nie poddajemy się jednak i jeszcze antropologia nie zginęła, póki my żyjemy.