Wersja graficzna

Prof. Sylwia Schab. Sto lat od rozwinięcia kłębka

Fot. A. Wykrota
Fot. A. Wykrota

Ingebordze Stemann Uniwersytet Poznański, a potem UAM, zawdzięcza nauczanie języków skandynawskich. Można powiedzieć, że swoje drugie życie Ingeborga Stemann zyskała dzięki pieskom, pupilom prof. Sylwii Izabeli Schab, wykładowczyni w Katedrze Skandynawistyki.

 

Minął właśnie miesiąc od konferencji w Wilnie, na którą prof. Schab przygotowała referat na temat recepcji literatury duńskiej w Polsce w okresie międzywojnia. I właśnie w trakcie spaceru z psami prof. Schab uświadomiła sobie przypadkiem, drogą luźnych skojarzeń, że minęło właśnie okrągłe 100 lat od przybycia do Poznania Ingeborgi Stemann, kobiety, o której na UAM niestety, mało kto pamięta…

Prof. Sylwia Izabela Schab z entuzjazmem zabrała się do pracy przeglądowej. – Zaczęłam od archiwum UAM – i to był dobry trop – mówi – Znalazłam kilka dokumentów potwierdzających obecność Ingeborgi w Poznaniu. Jeden z nich, proszę sobie wyobrazić, z błędem w nazwisku i nieprawdziwą informacją, jakoby była lektorką języka duńskiego i norweskiego. To zmotywowało mnie do dalszej pracy. I tak po nitce do kłębka. Wciągnęłam się w badania archiwalne. Tak trafiłam do Biblioteki Królewskiej w Kopenhadze. Wiedziałam, że przechowują tam dokumenty pozostawione po różnych mniej lub bardziej znanych Dunkach i Duńczykach. Przeglądając te zbiory on-line, znalazłam informację, że materiały należące do Ingeborgi Stemann zajmują – dokładnie -  trzydzieści dziewięć kapsuł. Musiałam tam pojechać. ”

Jak wspomina, archiwalia zajęły pełne dwa wózki. Aby je dokładnie przejrzeć i przestudiować, nie starczyłoby kilku miesięcy. Prof. Schab miała dokładnie cztery dni, które od rana do nocy poświęciła na czytanie, notowanie i robienie zdjęć. To niezwykłe „spotkanie” z Ingeborgą na długo zapadnie jej w pamięć – Chwytasz dokument do ręki… i zamierasz – wspomina – Bo jest to telegram sprzed 100 lat. Te materiały były dla mnie prawdziwym odkryciem.

 

Herstoria z duńskim akcentem

Prof. Schab nosi się z zamiarem napisania artykułu dotyczącego herstorii skandynawistyki polskiej. Historia mówi o doniosłych momentach: uniwersytecie, o jego profesorach, ojcach założycielach. Herstoria to umykający kontekst, zamazujące się z każdym kolejnym rokiem istotne uzupełnienie tych wydarzeń. Bo zanim przecięto wstęgi i ogłoszono powstanie nowych katedr czy wydziałów, musiały pojawić się osoby (a były nimi też kobiety), które te „narodziny” wspierały. Ktoś, kto przetłumaczył pierwszą książkę, wykonał pracę popularyzatorską, wreszcie, kto zwyczajnie zaczął nauczać języków. I w  tym momencie dziejowym pojawia się Ingeborga Stemann. Kim była?

Ingeborga była duńską arystokratką, pisarką, podróżniczką, wykształconą lingwistką i tłumaczką z zamiłowania. Znała kilkanaście języków, w tym również polski. To latem 1921 roku zaprowadziło ją do Poznania, gdzie podjęła pracę lektorki języka duńskiego i szwedzkiego. O doniosłości tego momentu świadczy fakt, że na polskich uczelniach nie istniały wówczas lektoraty języków skandynawskich, a nawet na uniwersytetach europejskich duński był rzadkością.

 – Czytałam raporty, w których krytykuje organizację i brak merytorycznego wsparcia ze strony duńskiej — wspomina prof. Schab — Dziwi ją, że nikt nie chce od niej sprawozdań z jej pracy. Mimo to i tak je wysyła. W tych dokumentach pisze, że mogłyby stać się pomocne dla pozostałych lektoratów i wymienia Londyn, Paryż i Kilonię… Byliśmy zatem w elitarnym gronie uniwersytetów, na których na początku lat 20. XX wieku nauczany był język duński.

Fot. A. Wykrota

Inspiracje z Północy

Zanim jednak Ingeborga Stemann wsiądzie w pociąg do Poznania, gdzie przyjmie posadę lektorki na powstałym dwa lata wcześniej Uniwersytecie Poznańskim, warto nakreślić krótko panoramę polskiego międzywojnia, w którym Skandynawia odgrywała ważną, choć ciągle niedocenioną rolę.

Do tego czasu, poza pewnymi epizodami epoki romantyzmu, myśli badaczy poruszają się po mentalnej osi wschód-zachód. Skandynawia jest krainą tajemniczą, niepoznaną, brakuje osób, które znałyby języki z tego regionu, co utrudnia dialog międzykulturowy. Do reorientacji osi, rozciągnięcia jej między północą a południem w sposób instytucjonalny, dochodzi u nas w 1919 roku, kiedy nawiązane zostały stosunki dyplomatyczne między Danią a Polską.

Stała za tym polityka nowo powstałego kraju, mająca uwypuklić jego obecność nad Morzem Bałtyckim. Była to swoista kontra do tego, co próbowali udowodnić niemieccy badacze na uniwersytetach w Królewcu i Greifswaldzie, a mianowicie, że Polska nie ma tradycji bałtyckich.

Ale nie tylko polityce zawdzięczamy zainteresowanie Skandynawią. Popularność zyskują różne inicjatywy społeczne z tego regionu, wśród nich ruch tzw. uniwersytetów ludowych, który podobnie jak dziś duńskie hygge, stał się produktem eksportowym na całą Europę. – W ubiegłym roku obchodziliśmy jeszcze jedną okrągłą rocznicę – mówi prof. Schab – 5 października 1921 otwarty został u nas pierwszy uniwersytet ludowy według duńskiego wzorca w Dalkach pod Gnieznem. Jego założycielem był ks. Antoni Ludwiczak. Natrafiłam na informację, niestety, nie wiem, czy pewną, że był on uczniem Ingeborgi Stemann. Pewne jest natomiast to, że to właśnie ona umożliwiła mu wyjazd do Danii, gdzie wcześniej nie był ani razu.

Popularna, i to nie tylko wśród Towarzystw Gimnastycznych „Sokół”, jest w tym czasie również gimnastyka duńska wg systemu Nielsa Bukha (zestaw ćwiczeń opartych na dużej zmienności tempa). Prof. Schab znalazła świadectwa, zgodnie z którymi prof. Eugeniusz Piasecki, założyciel Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu, interesował się gimnastyką duńską i z pewnością był jej propagatorem. Te same dokumenty potwierdzają, że swoją pierwszą podróż do Danii prof. Piasecki odbył dzięki staraniom … Ingeborgi Stemann. 

Nic więc dziwnego, że środowisko nowopowstałego Uniwersytetu Poznańskiego miało ambicję, aby języki skandynawskie pojawiły się w ofercie edukacyjnej.

 

Najpierw turystka

Tym, co sprowadziło Ingeborgę w 1921 do Polski, była ciekawość — chęć zobaczenia kraju, który dopiero co odzyskał niepodległość. Przyjechała tutaj jako turystka, choć już wcześniej w Danii zaczęła uczyć się polskiego. Z językami słowiańskimi zetknęła się po raz pierwszy w trakcie I wojny światowej jako wolontariuszka-tłumaczka w obozach dla uciekinierów z armii rosyjskiej. Z tego okresu pozostała liczna dokumentacja, którą najwyraźniej gromadziła, mając nadzieję w przyszłości wykorzystać w kolejnej książce. Wydaje się prawdopodobne, że to właśnie wtedy zetknęła się po raz pierwszy z Polakami. Mogło to stanowić jeden z impulsów do nauki języka. I zapewne też przyczynek do fascynacji młodym krajem, jakim była Polska.

Zachowały się wspomnienia Ingeborgi z jej pobytów w Polsce. – Podejrzewam, że jej obraz Polski ukształtował się pod wpływem konkretnego źródła – mówi prof. Schab – A były to „Wrażenia z Polski” Georga Brandesa, jednego z największych duńskich intelektualistów, krytyka literackiego i podróżnika, który Polskę odwiedził wielokrotnie. Jego teksty wywarły wpływ na sposób postrzegania Polski i Polaków w duńskim dyskursie, nie były też nieznane światu, Brandes był gwiazdą.

W trakcie swojej pierwszej wizyty w Polsce Ingeborga mieszkała w Hotelu Europejskim w Warszawie. Pewnego dnia spotkała w hotelowym holu nieznanego sobie Duńczyka, którego narodowość odgadła na podstawie czytanej przez niego gazety. Nie znamy jego nazwiska, wiemy, że prawdopodobnie pracował w Gdańsku. To od niego dowiedziała się, że jeden z polskich uniwersytetów szuka lektora ze znajomością języków skandynawskich. Tym uniwersytetem, jak łatwo się domyślić, był Uniwersytet Poznański. Koniec końców udało jej się nawiązać kontakt z prof. Mikołajem Rudnickim, kierującym Katedrą Językoznawstwa Indoeuropejskiego na Wydziale Filozoficznym, co doprowadziło do przesłania telegramu. Tego samego, ponad stuletniego telegramu, który prof. Schab trzymała w swoich rękach.

Obecnie znajduje się w zbiorach Biblioteki Królewskiej w Kopenhadze, podpisany przez prof. Adama Mariana Kleczkowskiego, germanistę i językoznawcę. Treść prosta: „Profesor Uniwersytetu Poznańskiego zawiadamia Ingeborgę Stemann, że Wydział Filozoficzny powierzył jej od października lektorat”.

Na UP pracowała przez 4 lata, aż do końca roku akademickiego w 1925 roku, później jeszcze jeden semestr w Warszawie i wróciła do Danii. Nie było to jednak pożegnanie z Polską, bowiem powracała tu prawie co rok do wybuchu II wojny światowej, jak wynika z jej notatek.

W tym czasie pisała artykuły na temat Polski i Polaków. Ostatni raz w naszym kraju była w 1966 roku, w związku z obchodami tysiąclecia chrztu Polski. Napisała wtedy artykuł: „Moje ponowne spotkanie z Polską”. Zmarła siedem lat później, w 1973 roku.

Prof. Sylwia Izabela Schab pracuje właśnie nad monografią poświęconą Ingebordze Stemann. I choć sporo nie zostało jeszcze odkryte, fragmenty tego bogatego życiorysu powoli trafiają na swoje miejsce na linearnej osi życia kobiety, która zaszczepiła na młodym Uniwersytecie Poznańskim miłość do Skandynawii.

zob. też: Prof. Eliza Karmińska. Takich baśni jeszcze nie znamy

 

Nauka Wydział Neofilologii

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.