Na proces wyboru rektora UAM na kadencję 2020-2024 patrzę z perspektywy największej filii uczelni – Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego w Kaliszu. Mam także, nieco może staroświeckie, humboldtowskie przekonanie, że uniwersytet to jedność nauki i dydaktyki. Sądzę więc, biorąc obie te przesłanki, iż rozwiązaniem idealnym byłaby równowaga badawczo-edukacyjna i zrównoważony – przy zachowaniu wszelkich proporcji, związanych z potencjałem kadrowym i liczbą studentów – rozwój placówek poznańskich oraz znajdujących się poza siedzibą UAM.
Brzmi to poniekąd stereotypowo, ale uważam, że nie należy bać się powtarzania oczywistości, gdyż komunały bywają często zaskakująco prawdziwe. Doceniam wielkie osiągnięcie naszego uniwersytetu – uzyskanie statusu uczelni badawczej. Wzrost dotacji na pewno przełoży się na jakość badań oraz przyniesie wymierne sukcesy naukowe. Podobnie cieszę się z przystąpienia UAM do sieci EPICUR, wiążącej cenną współpracą świetne uczelnie europejskie. Tu nawet chyba jeszcze czytelniej odnajduję miejsce mojego wydziału w tym znakomitym projekcie, chroniącym mniejsze gospodarstwa językowe Europy, a jednocześnie włączającym je w międzynarodową wymianę ludzi i myśli.
Zasadniczą kwestią pozostaje jednak dla mnie świadomość wagi obecności uniwersytetu w średniej wielkości miastach regionu: Kaliszu, Gnieźnie, Pile czy – bardziej oddalonych, ale istotnych jako pomost międzynarodowy – Słubicach. Poznańskiej Uczelni są potrzebne te miasta, ona sama zaś jest intelektualnym i artystycznym tlenem dla wspomnianych ośrodków. Nie ma również lepszej reklamy dla jednostki, która walczy o rozpoznawalność poza stolicą Wielkopolski niż dobre filie, pełniące rolę rozsadników nauki, edukacji, kultury i sztuki. Z takiej symbiozy rodzą się sprawy doniosłe dla życia społeczności lokalnych, których beneficjentem staje się również środowisko poznańskie, dyskontując powracające dobro tak pomyślanej współpracy.
Filie są żywymi banerami, przypominającymi ich mieszkańcom o znaczeniu znakomitego uniwersytetu. Przyciągając do siebie, przyciągają zarazem do poznańskiej siedziby, pokazują drogowskaz kontynuowania edukacji lub wręcz pierwszego miejsca jej początku. Zaniedbując filie uczelnia może nie tyle podcina sobie skrzydła – trzymajmy się wskazanych na początku proporcji – ile wyrywa sobie pióra. Wiedzieli to doskonale rektorzy, których pamiętam z okresu mojej pracy na UAM: Jerzy Fedorowski, Stefan Jurga, Stanisław Lorenc, Bronisław Marciniak i obecny rektor, Andrzej Lesicki. Niczego więcej nie pragnę w tej materii, jak kontynuowania i wspierania ich życzliwej dla filii koncepcji rozwoju.
Kalisz ma bardzo długie tradycje wyższego szkolnictwa; już w okresie Przemysława II wysyłał młodzież studencką do Padwy i Bolonii, a za króla Władysława Jagiełły działała tu kolonia akademicka pod patronatem Akademii Krakowskiej. Rektorem wspomnianej Akademii był – za czasów Kazimierza Jagiellończyka – Mikołaj z Kalisza. Nawiasem mówiąc, pierwszym rektorem niedoszłego uniwersytetu poznańskiego miał zostać także kaliszanin, Jan Onufry Gorczyczewski. Piszę o tym z przymrużeniem oka, niemniej mrużę je nie bez pewnej dumy. A tak zupełnie serio, nie wyobrażam sobie przyszłego rektora UAM, który zapomniałby o kaliskiej placówce, tak unikalnej, gdy chodzi o uprawianie sztuki i edukacji artystycznej, oraz tak silnie związanej z poznańskimi wydziałami w obszarze humanistyki i nauk społecznych.
Czytaj też: Prof. Kuligowski. Priorytety mojego rektora
Obecny rektor, profesor Andrzej Lesicki, o wydziale zlokalizowanym w obszarze nazywanym pięknie po łacinie Polonia Maior Orientalis (Wielkopolska Wschodnia) nie zapomniał. Nasze środowisko jest mu wdzięczne za godne miejsce filii w Kaliszu w nowym statucie UAM. Rozciągam tę wdzięczność także na prorektorów, dziekanów, parlament studentów i wszystkich członków Senatu, którzy wsparli nas w procesie legislacji. Będziemy się – najlepiej jak potrafimy – odwdzięczać. Natomiast elektorzy, potencjalnie wybrani z naszego środowiska, na pewno nie poprą kandydata, prezentującego pomysły ograniczające czy likwidatorskie wobec filii, nie tylko zresztą kaliskiej. To wszak całkowicie zrozumiałe.
Ktoś może powiedzieć, że moje spojrzenie jest podyktowane partykularyzmem. Owszem, do pewnego stopnia tak, jednak będę się upierał, że to wyjątkowo zdrowy dla całości partykularyzm. W tym sensie myślę również o konieczności zapewnienia istotnego udziału studentom i doktorantom w budowaniu nowej strategii UAM oraz w ogóle w przyszłym zarządzaniu uczelnią. Młodych ludzi, którzy będą za kilka lat najlepszymi ambasadorami naszej marki, trzeba jak najmocniej i jak najszybciej włączać w badania naukowe, w wytyczanie kierunków edukacji oraz w organizację skomplikowanej struktury uniwersyteckiej. To już chyba nie brzmi partykularnie.