Zwycięstwo Donalda Trumpa (a przede wszystkim jego skala) w niedawnych wyborach prezydenckich w USA wskazuje, że kandydat Republikanów uzyskał silny mandat do sprawowania władzy.
Wyraża się to przede wszystkim w oczekiwaniach względem dwóch kwestii krytycznych dla każdego Amerykanina, a więc gospodarki i bezpieczeństwa wewnętrznego. W tym pierwszym przypadku możemy mówić o licznych działaniach mających na celu reindustrializację USA po latach prymatu koncepcji globalistycznych i wyprowadzaniu przemysłu poza kraj. Widoczne jest również dążenie nowej administracji do ustanowienia parasola ochronnego nad sektorami innowacyjnymi, a także nad przemysłem obejmującym nowe i przełomowe technologie. Mowa więc o ograniczeniach dostępowych, jeśli chodzi amerykańską przestrzeń nauki, badań i rozwoju – tak, aby amerykańskie pieniądze nie finansowały już w znacznym stopniu projektów, które później uciekają z USA np. do głównego rywala światowego, czyli Chińskiej Republiki Ludowej.
Oczywiście, niezmiernie ważne i potencjalnie wysoce problematyczne pod kątem społeczno-politycznym staną się również procesy ograniczeń narzucanych władzom federalnym, a mające na celu zmniejszenie obciążeń finansowych całego państwa. Myśląc zaś o bezpieczeństwie wewnętrznym, nie da się uciec od amerykańskiej walki o uszczelnienie granicy południowej państwa. W tym przypadku mówimy o dwóch celach, tj. ograniczeniu nielegalnej imigracji przez Meksyk, ale także o walce z epidemią narkotyków przerzucanych z południa kontynentu na północ.
Mandat w tych zakresach, niezależnie od postawy bardziej lewicowych miast sanktuariów, jest niezmiernie widoczny, gdy analizujemy zwycięstwo wyborcze Donalda Trumpa. Trzeba więc uznać, że to będzie nie tylko priorytet nowej administracji, ale także oręż do ukazywania spełniania obietnic wyborczych. Szczególnie, że potencjalnie właśnie w tej administracji możemy zauważyć naturalnego pretendenta do kolejnej prezydentury w postaci J.D. Vance’a. Stąd też sukces na południowej granicy i de facto w całych USA, jeśli chodzi o bezpieczeństwo wewnętrzne, można potraktować już jako wyznaczenie drogi do kolejnej kampanii prezydenckiej, a przynajmniej kolejnej kampanii kongresowej za dwa lata. W tym miejscu należy bowiem przypomnieć, że mandat Trumpa to nie tylko wielki sukces wyborczy wyrażony w głosach bezpośrednich i elektorskich, ale także sukces Republikanów w obu izbach Kongresu USA. Niemniej w Europie i na świecie oczywiście najważniejsze są przede wszystkim pomysły Trumpa na politykę zagraniczną. I w tym miejscu należy podkreślić, że będziemy mieli do czynienia najprawdopodobniej z pewnym pomieszaniem trendów już obecnych w amerykańskiej myśli strategicznej – globalnej rywalizacji z ChRL i nowymi elementami narzędziowymi, związanymi z implementacją kolejnych planów.
W tym ostatnim przypadku zauważyć należy chociażby sygnalizowanie mocnych narracji względem Grenlandii, w domyśle już od lat obecnej w amerykańskiej wizji wzmocnienia swojej obecności w przestrzeni arktycznej, ale z nową dynamiką. USA nie akceptują rozwoju sieci kontroli chińskiej nad portami, infrastrukturą żeglugową i innymi miejscami niezbędnymi do utrzymania roli gwaranta wolności nawigacji (FON). Tutaj mówimy chociażby o symbolicznym wskazaniu na Kanał Panamski, ale kwestia ta powinna być odczytywana o wiele szerzej i obejmować również amerykańską presję na europejskich sojuszników wpuszczających stronę chińską do własnych portów.
I na koniec sprawa zwiększenia wydatków w ramach NATO przez wszystkie państwa członkowskie, jeśli chodzi o obronność. Administracja Trumpa zasygnalizowała, że USA nie będą akceptować dalszego uciekania sojuszników od obowiązków względem systemu obrony kolektywnej. I nie będzie bazować przede wszystkim na przewlekłych formułach negocjacyjnych, jak to czyniła administracja Joe Bidena. Przy czym znów – jest to wdrożenie istniejącej już wizji strategicznej USA w nowe formaty, jeśli chodzi o relacje sojusznicze.
Podsumowując, pojawienie się Trumpa w Białym Domu może oznaczać wymuszenie dynamiki zmian na całym Zachodzie, szczególnie w przypadku systemów bezpieczeństwa regionalnego oraz globalnej architektury, jeśli chodzi o obronność. Ponadto większa amerykańska asertywność wobec sojuszników może okazać się decydująca w przypadku uwidocznionych już wcześniej zagrożeń państwowych i niepaństwowych. I w żadnym razie prezydent Trump nie oznacza dobrego czasu dla państw kwestionujących pozycję umownego Zachodu w skali świata, na czele z Rosją i ChRL.