Treść
Już dziś o godz. 22:31 polskiego czasu wystartuje Flacon 9 ze specjalną kapsułą Crew Dragon, która po blisko dziesięciu latach przerwy powróci do tradycji wystrzeliwania astronautów. Misja NASA i SpaceX zakłada, że amerykańscy astronauci: Robert Behnken i Douglas Hurley (obaj na zdjęciu) na pokładzie dotrą do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Jeśli wszystko przebiegnie pomyślnie, będzie to istotny element kosmicznej rywalizacji pomiędzy Rosją i Stanami Zjednoczonymi.
Co ciekawe kapsuła z astronautami będzie widoczna z Polski pomiędzy 22:54:38 a 22:57:20.
-Pojawi się nisko nad zachodnim horyzontem i w ciągu niecałych 3 minut przemieszczać się będzie na tle konstelacji Hydry, Sextansu i Pucharu gdzie na wysokości ok. 10 stopni finalnie wejdzie w cień Ziemi i zniknie z pola widzenia. Najlepsze warunki do obserwacji ponownie będą mieli mieszkańcy południowo-zachodniej Polski, najgorsze obserwatorzy na północnym-wschodzie - informuje Karol Wójcicki, autor bloga "Z głową w gwiazdach"
Nie mogliśmy przejść obok tego historycznego lotu i poprosiliśmy dra Krzysztofa Kamińskiego z Instytut Obserwatorium Astronomiczne, Wydział Fizyki, UAM o komentarz:
- Jeśli chodzi o loty załogowe w USA to sprawa jest ciekawa z kilku względów. Ostatni pojazd załogowy NASA - promy kosmiczne - okazał się niezwykle drogi w eksploatacji. Różne szacunki mówią o kwotach od 500 do 1500 mln dolarów za jeden lot, co znacznie przekracza koszt budowy nawet dużej rakiety jednorazowego użytku. Możliwość używania promów wielokrotnie nie przyniosła spodziewanych oszczędności, tylko gigantyczne koszty. Z perspektywy czasu widać, że przynajmniej na początku promy kosmiczne były, podobnie jak np. loty na Księżyc, projektem silnie związanym z rywalizacją pomiędzy USA i ZSRR, a w takich przypadkach opłacalność często nie gra istotnej roli. Kontrprojekt ZSRR - prom kosmiczny Buran - stał się jednym z symboli przegranego wyścigu technologicznego. Przegranego jednak głównie z przyczyn ekonomicznych. Druga sprawa to sens załogowych lotów kosmicznych.
W przypadku np. badań astronomicznych za pomocą orbitalnych teleskopów lub sond podróżujących do innych planet są one praktycznie całkowicie zbędne. Ciekawym wyjątkiem jest tu teleskop kosmiczny Hubble'a, który był aż 5 razy naprawiany i modernizowany przez astronautów. Olbrzymia większość teleskopów kosmicznych obywa się jednak z powodzeniem bez misji naprawczych. Loty załogowe stanowią ogromną komplikację i znaczące podniesienie kosztów, a coraz mniej jest rzeczy które wymagałyby bezpośredniej obecności ludzi w kosmosie. Obecnie głównym celem misji załogowych jest Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Jednak projekty tego typu też są poddawane w wątpliwość ze względu na ogromne koszty i nieproporcjonalnie małe korzyści jakie przynoszą. Trzecia sprawa to kwestia nowego wyścigu technologicznego, tym razem pomiędzy USA i Chinami.
Symboliczne stało się to, że Chiny od 2003 roku mogą samodzielnie wysyłać astronautów na orbitę, a USA od 2011 nie mogą. Z przyczyn czysto wizerunkowych taki stan rzeczy był USA nie na rękę, nie jest więc zaskoczeniem, że postanowiono to zmienić. Dlatego uruchomiono i dofinansowano kilka nowych projektów lotów załogowych, m. in. Boeinga, SpaceX czy Blue Origin. Ciekawe, że chyba wszyscy już zrezygnowali z pierwotnej koncepcji dużych promów kosmicznych na korzyść pojazdów znacznie mniejszych i najczęściej jednorazowego użytku. Dla mniejszych krajów, takich jak Polska jest to cenna wskazówka, że można prowadzić eksplorację kosmosu bez ponoszenia gigantycznych kosztów.
Czytaj też: Ruszył kolejny kosmiczny pociąg
Aktualizacja 22:22 jak podało NASA lot ze względu na złe warunki atmosferyczne został przełożony na sobotę.