Tytułowe życie po życiu postrzegam w dwóch perspektywach. Pierwsza to działalność człowieka, jego spuścizna, to wszystko to zostawia po sobie. Uniwersytet jest takim szczególnym miejscem, gdzie przeszłość miesza sie z teraźniejszością, nieustannie myśli się o przyszłości, szuka nowych wyzwań. Cały czas nam towarzyszy tutaj dziedzictwo poprzednich pokoleń wielkich uczonych. W tym konteście nauka czyni pewne idee i ludzi z nimi związanych nieśmiertelnymi. Niektóre sprawy się zacierają z biegiem lat, inne na nowo są odkrywane, badane, analizowane. Nadal żyją. Jak ujął to Horacy- non omnis moriar.
Druga perspektywa to przestrzeń wiary, która podpowiada, że jest coś po śmierci. Można to kwitować prostym stwierdzeniem, że naukowo nie udowodniowo w obiektywny sposób, że “tam” coś jest. Mijają lata, nauka się rozwija a człowiek nieustannie tęskni do tego “innego świata”. Właśnie ta tęsknota, sposób jej wierzenia, przeżywania, celebrowania w liturgii jest przedmiotem badań i namysłu teologii. Dynamiczny rozwój nauk i technologii ostatnich dwustu lat miał zaspokoić wszystkie pytania o to, co jest po śmierci? Jak tam będzie? Co może się tam dziać człowiekiem? W jakim będzie stanie? Czy spotka tam Boga? Z biegiem lat i rozwoju nauki mamy coraz więcej pytań. Nauka podzieliła się na bardziej zaawansowane subdziedziny, skupiając się na własnych obszarach badań. Jednak nadal pozostają otwarte pytania o cele ostateczne, ewentualną wieczność człowieka i istnienie Boga.
Teologia podpowiada, że w człowiek chwili śmierci staje przed Bogiem i poznaje swoją wieczność. Kończy się to, co za życia go ogranicza, znika śmierć, ból, cierpienie, strach. Wtedy też kończy się wiara, a zaczyna poznanie Boga w całej pełni. Bez żadnych ograniczeń. Czyż do tego nie dąży nauka w swym najdoskonalszym wydaniu- do poznania prawdy? Zbadania wszystkich tajemnic, które nurtowały człowieka od zarania dziejów? Dla chrześcijan ta perspektywa spotkania Boga po śmierci nie ma znamion naukowych. Jest raczej ukoronowaniem tej tęsknoty, spełnieniem się wszytkich najgłębszych pragnień. Dlatego sami chrześcijanie od początku mieli to poczucie pewnego rozdarcia w postaci tęsknoty za Niebiem, za Bogiem. Tęsknota, która nadawała sens istnieniu na ziemii, w nadziei wiecznego Zbawienia.
Rekapitulując, widzę że drogi badań naukowych i wiary, często mają własne ścieżki, kierują się swoimi prawidłami. Jednak ostatecznie w tych obydwu wymiarach człowieczeństwa, chodzi poznanie prawdy. Jeśli nie za życia, to w życiu po tym życiu.