Informacja o tym, że polski film „Boże ciało” wyreżyserowany przez Jana Komasę, znalazł się w gronie tytułów nominowanych w tym roku do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej (w kategorii „najlepszy film międzynarodowy”) rozbudziło nadzieje wśród kibicujących naszym twórcom na to najbardziej znane z filmowych trofeów.
Czy istotnie „Corpus Christi” – jak brzmi angielski tytuł filmu – ma szansę na Oscara? Z pewnością taki sukces byłby wielką niespodzianką i powodem do jeszcze większej satysfakcji dla twórców, ale i ogromną radością dla polskich kinomanów. Zamiast jednak odmierzać szanse filmu na nagrodę, warto może w pierwszej kolejności pokusić się o krótką refleksję na temat konsekwencji, jakie dla „Bożego ciała” ma już sam fakt zdobycia przez niego nominacji do Oscara.
Wiadomo, że znacznie pełniejszy, różnorodny wachlarz kinematograficznych dokonań niż ten z listy filmów nominowanych do nagród Amerykańskiej Akademii rozpościera się, gdy spojrzeć na tytuły filmów uhonorowanych na najważniejszych festiwalach Europy i świata. Niemniej to właśnie Oscary uchodzą w powszechnej opinii za najbardziej pożądane nagrody i najbardziej godną zaufania rekomendację (dla najszerszego grona widzów), co warto obejrzeć spośród filmów, jakie powstały w minionym roku. O ile jednak większość tytułów nominowanych w głównych kategoriach stanowią dzieła szeroko reklamowane i rozpowszechniane, to obrazy wskazane jako najlepsze z najlepszych pośród produkcji międzynarodowych zyskują rozgłos i szansę na szeroką światową dystrybucję, na jaką bez tej nominacji nie mogłyby liczyć. Innymi słowy „Boże ciało” zdobywając nominację do Oscara zapewniło sobie miejsce na liście „lektur obowiązkowych” dla setek krytyków filmowych i wielotysięcznej widowni ze świata. Znajdą się w tym gronie także badacze kina z kręgu akademickich filmoznawców, dla których przecież nie tylko szeroka recepcja filmu, jego dostępność, ale sam fakt wytypowania przez członków Amerykańskiej Akademii Filmowej wywoła szereg pytań o rangę artystyczną i wymowę obrazu z Polski.
Intryguje, jak film Komasy będzie interpretowany. Będzie to przecież inna lektura niż nasza, czyniona w kontekście polskich realiów i w odniesieniu do różnych rodzimych utworów, nie tylko filmowych. „Boże ciało” będzie oglądane i objaśniane jako utwór europejski, stawiający pytania o europejską tożsamość u początku nowej dekady, czy po prostu przedstawiający światu bohaterów, konflikty, problemy, idee, które choć nam mogą wydawać się bardzo lokalne, dla globalnego odbiorcy będą znaczyły: „tym także żyje dzisiejsza Europa”. W końcu w gronie filmów nominowanych w kategorii najlepszych filmów spoza Ameryki znalazły się tylko trzy tytuły z naszego kontynentu: „Ból i blask” (reż. P. Almodovar) z Hiszpanii, „Nędznicy” (reż. L. Ly) z Francji, oraz dokumentalna „Kraina miodu” (reż. L. Stafanov i T. Kotevska) z Północnej Macedonii. Ostatni z tego grona to film południowokoreański („Parasite”, reż. Joon-ho Bong), faworyt nie tylko w tej kategorii.
Nominacja dla „Bożego ciała” bywa zestawiana z oscarowymi sukcesami, jakie odniosły w ostatnich latach filmy Pawła Pawlikowskiego „Ida” oraz „Zimna wojna”, a zarazem znak świetnej kondycji polskiego kina. Jeśli istotnie mierzyć ją miarą Oscara, to warto wspomnieć o wydarzeniu, które pozostało w Polsce niezauważone. 17 października 2019 roku w Samuel Goldwyn Theater w Los Angeles rozdano przyznawane od 1972 roku Studenckie Oscary (Student Academy Awards) dla najlepszych filmów ze szkół filmowych na świecie (w tym roku zgłoszono ich aż 1615). Studenckiego Oscara (Złoty Medal z jego wizerunkiem) w kategorii „najlepszy film dokumentalny” zdobyła Yifan Sun za zrealizowaną w PWSFTviT w Łodzi krótkometrażową etiudę „Family²” (2019). Ta poruszająca opowieść o spotkaniu dwóch rodzin z Chin i Belgii, z których jedna została zmuszona do oddania swej córki do sierocińca, a druga ją adoptowała, niesie w sobie wyraźne ślady stylu polskiej szkoły dokumentu. Pięknie brzmią podziękowania chińskiej studentki i dokumentalistki, jakie po otrzymaniu nagrody wypowiedziała świetną polszczyzną pod adresem swoich opiekunów artystycznych z łódzkiej szkoły filmowej, wybitnych dokumentalistów, Jacka Bławuta i Andrzeja Sapiji. Może warto potraktować ten niebłahy oscarowy triumf jako dobry znak dla „Bożego ciała” przed ceremonią rozdania nagród Amerykańskiej Akademii, ale także jako jeszcze jeden dowód na dobrą kondycją artystyczną kina z Polski?