Obserwuję swoistą sinusoidę, jeśli chodzi o nastroje wokół idei powołania federacji. Obecnie są one gorsze. Wiele zależy od polityki państwa w zakresie organizacji i wspierania szkolnictwa wyższego. Sporo zależy od tego, czy federalizacja jest postrzegana pozytywnie przez poszczególne uczelnie. Pytanie o realne bonusy z tego tytułu też wydaje się zasadne. Moim zdaniem plusów federalizacji jest zdecydowanie więcej niż minusów. Władze uczelni, jak i poszczególne senaty, powinny w myśleniu o przyszłości sięgać dalej niż najbliższe dwie kadencje. Powinno się próbować myśleć nie o tym, co będzie w następnej kadencji, ale w dłuższej perspektywie, dziesięcio- czy dwudziestoletniej. W tej perspektywie federacja wygląda znacznie korzystniej i – moim zdaniem – można to pozytywne myślenie pogodzić z autonomią szkół w ramach sfederalizowanej uczelni. W PTPN-ie mamy coś na jej kształt. Władze PTPN-u w żadnym stopniu nie ingerują w pracę wydziałów. Słowem, warto wznieść się ponad bieżące utrudnienia i spojrzeć szerzej. Ale ten ciężar spoczywa na barkach rektorów. Jeśli sami nie będą przekonani, to nie przekonają też uczelnianych senatów. Ba – jeśli uczelnie obawiają się dominacji na przykład UAM-u czy Uniwersytetu Medycznego, to władze federacji można umiejscowić na neutralnym gruncie. Na przykład u nas.