Chemik to ma klawe życie. Ledwie oko odemknie rano od razu chemia: woda – najbardziej „męczona” cząsteczka w Uniwersum, mydło – sole kwasów tłuszczowych, skarpetka – chiralność (czemu znowu zakładam lewą na prawą nogę), zapach kawy - furfurylotiol.
Za oknem przemiany – znowu ha-dwa-o, parowanie, skraplanie, piękno kryształów lodu (ponoć nie ma dwóch takich samych) ale już czekamy na wiosenną zieloną fotosyntezę. Jazda do pracy, znowu chemia, trywialne spalanie węglowodorów, mniej trywialne dopalanie katalityczne spalin. A gdyby tak wziąć wodór jako paliwo? Wtedy znowu woda jako produkt. Życie chemika: zestaw molekuł tych znanych i tych „naszych”, których ojcami i matkami jesteśmy. No i reguły, którym podlegają, mamy je w większości odkryte. Ktoś powie słabo, co tu robić jak paradygmat określony? No robić jest co. Wymagania wobec nas rosną. A to zielona chemia (odczepcie się od paliw kopalnych) a to analityka wszystkiego – tania, szybka i miniaturowa.
A nowe leki? Ciągle ponad połowa rejestrowanych to małe cząsteczki autorstwa chemików. Materiały o unikalnych właściwościach, komputer kwantowy czy nanomaszyny wszystko robi się, także w Poznaniu. W życiu trochę z Boga mamy trochę z McGyvera. Chemik wie jak oznaczyć zawartość cukru w cukrze, jak usunąć plamę lub kogoś przeszkadzającego (ten aspekt do dziś dnia wizerunkowo nas obciąża). Potrafi zrobić „prąd” do herbaty i prąd z herbaty jeśli potrzeba.
Chemia konstytuuje nam w miarę elegancki, dość przewidywalny i nieźle objaśniony świat. I to zarówno ten materialny jak i ten duchowy. No bo skoro nawet miłość to reakcje neurochemiczne z udziałem koktajlu różnych cząsteczek? Więcej, wyżej, piękniej, mądrzej – majstrujemy przy człowieku za pomocą molekuł. Szczęście – cząsteczki, pamięć – cząsteczki, piękno i młodość – cząsteczki. Niechby tylko z sensem i znając miarę!
Chemik przez cale życie reaguje, oddziaływuje, pokonuje bariery aktywacji, zwiększa entropie, bywa kwaśny, słodki lub gorzki. Życie uniwersyteckie chemika to lata spędzone w laboratorium, który w pewnych okresach staje się jego drugim domem. Trwa w nim ciągła, międzypokoleniowa „transmutacja” materii i energii oraz uszlachetnianie umysłów i serc. Proces twórczy, raczej przyjemny, często katalizowany.