Wersja kontrastowa

COVID-19. Koronawirus na białym koniu

COVID-19 - pandemia XXI wielu. Obraz: "Triumf śmierci" Pietera Bruegla
COVID-19 - pandemia XXI wielu. Obraz: "Triumf śmierci" Pietera Bruegla

Jeszcze rok temu nie wyobrażaliśmy sobie, że grozi nam COVID-19 i pandemia. W połowie XX wieku ogłoszono, że choroby zakaźne przeszły do historii. Jak się okazało, poczucie bezpieczeństwa było złudne. W naszym stuleciu naukowcy zidentyfikowali ponad 300 nowych lub odradzających się chorób zakaźnych – pojawienie się pandemii było kwestią czasu.

Wielkie epidemie odcisnęły swoje piętno na losach ludzkich cywilizacji. Mówi się o tragicznych skutkach: wyludnieniu, załamaniu gospodarki, zerwaniu więzi społecznych, ale w dłuższej perspektywie czasu również o pozytywnych zmianach, takich jak np. rozwój medycyny, współpracy między krajami w celu opanowania epidemii, poprawa warunków pracy robotników (np. gręplarzy we Florencji). Trudno w tym momencie ocenić, jakie skutki przyniesie pandemia COVID-19 dla naszego świata. Sięgając do przeszłości możemy za to już dziś dostrzec podobieństwa w sposobie, w jakim ludzie radzili sobie i radzą z chorobami zakaźnymi.

 

Żaby, kometa i boska zemsta

Aż do wieku pary i elektryczności ludzie nie wiedzieli o istnieniu bakterii, a wirusy poznali za kolejne sto lat. Do tego czasu uważano, że nadejście epidemii zwiastowały znaki – kometa na niebie, pojawienie się dużej ilości żab i inne niecodzienne zjawiska w przyrodzie. Wszystkiemu winne było przekroczenie boskich praw – zaraza była karą za grzechy wymierzoną przez Boga/bogów. Takie wyjaśnienie znajdziemy w Biblii, Iliadzie Homera, Królu Edypie Sofoklesa i innych dziełach. Podobne przekonania propagował również Kościół, co więcej, przetrwały one do naszych czasów.

– Słychać głosy, które otwarcie mówią o karze bożej, mimo że nauka Kościoła obecnie takich przekonań nie podtrzymuje – mówi prof. Danuta Penkała-Gawęcka, kierowniczka grupy badawczej Antropologia Medyczna,działającej od 3 lat w Instytucie Antropologii i Etnologii UAM. – W różnych wypowiedziach pojawia się też motyw zemsty natury w odpowiedzi na to, co zrobiliśmy ze światem. To nawiązuje do wcześniejszych przewidywań, że wydarzy się coś strasznego, co przewartościuje myślenie o przyrodzie.

Z drugiej strony już Hipokrates szukał racjonalnych wyjaśnień. Według niego źródłem chorób zakaźnych było „złe powietrze”, w którym unosiły się „chorobliwe miazmaty”, w późniejszych czasach znane jako „morowe powietrze”. Starożytny medyk proponował zabójczą terapię – jak najbardziej ograniczyć dostęp powietrza do chorego, odchudzić go i przenieść w inne miejsce. Możemy wzruszyć ramionami na myśl o tym, w co ludzie kiedyś wierzyli, ale czy naprawdę jesteśmy lepsi? Spiskowe teorie łączące epidemię koronawirusa z chorobą popromienną rozprzestrzenianą przez sieć 5G doprowadziły do podpalenia czterech masztów w Wielkiej Brytanii!

 

Czytaj też: Życie codzienne w czasie pandemii - raport

 

Przez setki lat medycyna była bezradna wobec epidemii. Najlepszym sposobem było zapobieganie rozszerzaniu się choroby. Wtedy jak i dziś stosowano kwarantannę. Określenie to pochodzi od włoskich quaranta giorno – 40 dni, podczas których przybysze do Republiki Raguzy (obecny Dubrownik) byli oddzielani od mieszczan. Mieszkańcy dużych miast uciekali na prowincję – podobne zjawisko obserwowaliśmy w marcu we Francji. Dziś zamykamy restauracje, kawiarnie, puby, kiedyś zamykano karczmy i szynki. Znachorzy sprzedawali cudowne amulety i mikstury mające moc ochrony przed plagą, podobnych oszustów nie brakuje i w nowoczesnym, jakby się zdawało, XXI wieku. Bogatsi kupowali drogie panacea o tajemniczym składzie, a dla biedaków zostawał uniwersalny lek na wszystko – czosnek. Do dziś jest zachwalany, podobnie jak picie alkoholu, jako sposób na uniknięcie wirusa, mimo że WHO w rubryce „Pogromcy mitów” zaprzecza, by środki te mogły zapobiec zakażeniu i podkreśla, że nie istnieją dotąd żadne specyficzne leki skuteczne w prewencji i leczeniu COVID-19.

Wreszcie do pomocy zaprzęgano magię – oprócz wspomnianych amuletów również zaklęcia odczyniające, okadzanie domów i miejsc publicznych. Tę ostatnią metodę stosuje się do dzisiaj np. w Turkmenistanie, gdzie wobec dramatycznego położenia służby zdrowia szczególnie chętnie wraca się do metod medycyny tradycyjnej. Okadzanie popularną od wieków w Azji Środkowej rośliną – pogankiem rutowatym (Peganum harmala), oficjalnie propaguje prezydent Turkmenistanu, Gurbanguly Berdimuhamedow jako środek przeciw wszelkim bakteriom i wirusom.

– Celem tego zabiegu jest odganianie złych duchów lub – według innych interpretacji – zabijanie mikrobów, stąd okadzaniu tą rośliną przypisuje się skuteczność w zwalczaniu koronawirusa. Według doniesień z Kazachstanu, w związku z epidemią COVID-19 na miejskich bazarach ceny adraspanu (poganka) bardzo wzrosły – wyjaśnia prof. Penkala-Gawęcka, która prowadziła badania antropologiczne w Kazachstanie i Kirgistanie.

 

Zderzenie wiary z tradycją

Za najbardziej skuteczną broń w walce z zarazą uważano jednak praktyki religijne. Zbiorowe modlitwy, pokutne rytuały, takie jak procesje biczowników, miały odwrócić boży gniew. Dziś w reakcji na epidemię COVID-19 daje się zaobserwować zderzenie wiary z tradycją.

– Coraz więcej duchownych w Polsce wskazuje, że otoczka tradycji, np. święconka wielkanocna nie jest niezbędna dla prawdziwego, głębokiego przeżycia religijnego. Początkowo część wiernych opierała się apelom o pozostanie w domu w niedzielę – mówi prof. Penkala-Gawęcka. – To osoby szczególnie przywiązane do tradycji. Natomiast dla tych wiernych, którzy rzadko odczuwają autentyczną wspólnotę podczas uroczystości w kościele, powrót do tzw. normalności może przynieść takie przeżycie.

W Kościele prawosławnym tradycjonaliści bardzo bronili świętej łyżki, z której wierni po kolei przyjmują eucharystię w postaci chleba i wina, a także całowania ikon oraz krzyża. Niektórzy duchowni głosili, że święta komunia nie może rozprzestrzeniać choroby, inni jednak apelowali, żeby wierni przynosili swoje naczynia na chleb i wino. W Tbilisi święcono ulice, natomiast w Ukrainie namawiano do odkażania ikon. Pojawiły się doniesienia z Iranu, kraju mocno dotkniętego zarazą, że ajatollah Ali Chamenei zakazał wstępu do mauzoleów i innych świętych miejsc, do których masowo się pielgrzymuje, co spotkało się z protestami wielu wiernych. Według ostatnich informacji, ajatollah zabronił również odprawiania wspólnych modlitw w czasie zbliżającego się ramadanu.

 

Proszek z ciał zadżumionych

Epidemie skłaniają ludzi do szukania kozła ofiarnego, na którego można zrzucić winę za pojawienie się katastrofy. Za winnych zarazie uważano najczęściej obcych, „innych”, ludzi żyjących na marginesie społeczności. Piętnowano i prześladowano Żydów, włóczęgów, czarownice. Podobnie było ze znachorami i grabarzami, oskarżanymi o celowe zarażanie. Zarzucano im koszmarne czyny: wytwarzanie proszku ze zwłok chorych na dżumę, smarowanie klamek zakaźnymi miksturami. Nieszczęśnikom przypisywano żądzę zysku – dążenie do zwiększenia liczby pogrzebów i sprzedanych leków przeciw zarazie.

– Figura roznosiciela zarazy, o której pisał włoski filozof Giorgio Agamben w książce „Stan wyjątkowy”, jest bardzo użyteczna także w dzisiejszym myśleniu o epidemii. – mówi prof. Penkala-Gawęcka – Może nim być zarówno zakażony, jak i anonimowy nosiciel wirusa, czyli właściwie każdy napotkany człowiek. Szczególnie chętnie obciąża się winą za roznoszenie wirusa migrantów.

Fala hejtu, która doprowadziła do samobójstwa ginekologa z Kielc również zakażonego COVID-19, pokazuje, jak łatwo jest obarczyć winą innego człowieka.

 

Antropolodzy na ratunek lekarzom

Problematyka epidemii, a szczególnie ich doświadczania przez ludzi w różnych kontekstach społeczno-kulturowych, znajduje się w obszarze zainteresowań antropologii medycznej. Ta dynamicznie rozwijająca się subdyscyplina antropologii wyłoniła się w odpowiedzi na zapotrzebowania instytucji medycznych i programów zdrowia publicznego na ekspertyzy kulturowe. Niepowodzenia inicjatyw zdrowotnych prowadzonych po II wojnie światowej w krajach tzw. Trzeciego Świata przez WHO i inne instytucje międzynarodowe ujawniły nieprzystawalność zachodniego systemu medycznego do lokalnych warunków. Antropolodzy okazali się pożądanymi ekspertami, którzy pokazywali, że pracownicy sektora zdrowia powinni brać pod uwagę tubylcze przekonania i praktyki i modyfikować programy medyczne tak, by lepiej służyły ludności. Również obecnie antropologia medyczna jest w dużej mierze nauką stosowaną.

– Oprócz współpracy między antropologami a epidemiologami i lekarzami bardzo ważne jest włączanie do działania miejscowych badaczy i aktywistów, którzy dobrze rozumieją lokalne uwarunkowania społeczno-kulturowe. Dzięki temu mogą pośredniczyć między lekarzami a osobami, którym ci oferują pomoc. Zaangażowanie antropologów było szczególnie widoczne podczas obydwu fali epidemii gorączki krwotocznej Ebola w Afryce. Ich etnograficzna ekspertyza pomogła opanować epidemię, jednak nie przez wskazanie na stojące na przeszkodzie przesądne przekonania i praktyki społeczności dotkniętych chorobą (jak często, w tonie sensacyjnym, przedstawiały to media), a dzięki zrozumieniu złożonych lokalnych uwarunkowań, nie tylko kulturowych, ale także społecznych, ekonomicznych i politycznych. – podkreśla prof. Penkala-Gawęcka.

Wydarzenia Wydział Antropologii i Kulturoznawstwa

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.