Wersja kontrastowa

Prof. Heliodor Święcicki. Strzeżmy się szarzyzny życia

Heliodor Święcicki
Heliodor Święcicki

 

12 października minęło sto lat od śmierci prof. Heliodora Święcickiego. O pierwszym rektorze Uniwersytetu Poznańskiego, jego życiu i dążeniu do uruchomienia poznańskiej uczelni z biografem Heliodora Święcickiego, profesorem Michałem Musielakiem z Uniwersytetu Medycznego, rozmawia Krzysztof Smura

 

1872 rok był chyba najtragiczniejszy dla Heliodora Święcickiego. Zmarł ojciec, chwilę później matka, a następnie siostra. Stał się bardzo religijny, ale czy można powiedzieć że był klerykałem?

Myślę, że klerykałem nie był. Mieścił się w modelu religijności inteligencji związanej ze środowiskiem organicznikowskim. Warto tu wrócić do Karola Marcinkowskiego, którego był admiratorem, a który w sferze metafizycznej miał do Kościoła stosunek umiarkowany. Związki przyszłego rektora z Kościołem być musiały, choćby z powodu różnych funkcji, które sprawował, czy działań charytatywnych. Z drugiej jednak strony miał do niego dystans. Trzeba tu podkreślić fakt, że chociaż w końcu XIX wieku darwinizm zdobywał coraz większe uznanie na świecie, to jednak sama idea ewolucjonizmu była ostro krytykowana przez Kościół. Święcicki w jednym z odczytów stanął po stronie Darwina, mówiąc pozytywnie o jego badaniach.  Był krytyczny, ale ich nie odrzucał. Jako badacz, który zaczynał swoją karierę naukową od fizjologii, dysponował sporą wiedzą w tym temacie.  Klerykał, to za mocno powiedziane.

 

Studiując we Wrocławiu, praktykował u najlepszych lekarzy w Niemczech. Miał świetne możliwości rozwoju. Wrócił jednak do Poznania. To był patriotyzm czy coś jeszcze?

 

Jednym z powodów był zapewne fakt, że dla badacza, naukowca i do tego Polaka możliwości rozwoju naukowego w Niemczech nie były wcale najlepsze. Mamy wprawdzie przykłady, chociażby profesora  Antoniego Jurasza, który zrobił w Heidelbergu karierę - to jednak był przypadek odosobniony. Był też powód ekonomiczny. W czasie studiów żył z tego, co zostało mu po rodzicach i co otrzymywał od szwagra, profesora z uniwersytetu we Wrocławiu.

 

Związek tego ostatniego z siostrą Święcickiego był jednak tragiczny…

 

Niestety, małżeństwo po dwóch tygodniach przestało istnieć. Siostra Heliodora, Ofelia, popełniła samobójstwo. Mimo to relacje między jej mężem a naszym bohaterem nie były złe. Szwagier go wspierał, a sam Heliodor zdawał sobie także sprawę z faktu, że w Wielkopolsce był ogromny deficyt lekarzy. Wrócił więc do Poznania.

 

Cenił Teofila Mateckiego. Uwielbiał Marcinkowskiego. Jaki wpływ na jego postawę mieli obaj panowie, a przede wszystkim Towarzystwo Literacko- Słowiańskie?

Święcicki po liceum w Śremie, gdzie był zaangażowany w różnego typu kółka samokształceniowe, towarzystwo Marianów, a później Tomasza Zana, był przygotowany mentalnie do studiów we Wrocławiu, gdzie była spora polska kolonia studencka. Marcinkowskiego znał też z opowiadań ojca. Wrocław był miejscem, które go ukształtowało. Dało mu wzorce. Tu Matecki i Marcinkowski byli bardzo popularni. Towarzystwo Literacko-Słowiańskie było niezwykle inspirujące dla młodego człowieka. Bardzo dużo się działo na jego spotkaniach, a patriotyzm był na porządku dziennym. Rósł kult Karola Marcinkowskiego i znajdował tutaj podatny grunt, bowiem większość studentów pochodziła z Wielkiego Księstwa Poznańskiego.

 

Profesor Adam Wrzosek opisując Święcickiego notował, że nosił się on bardzo elegancko. Był bardzo wrażliwy na opinię. Pisał też, że handlował ziemią i na tym się wzbogacił. To prawda?

 

Święcicki, gdy zacząłem studiować jego postać, w świetle dokumentów jawił mi się jako postać dychotomiczna. Z jednej strony idealista zafascynowany misją niesienia pomocy społeczeństwu, a z drugiej strony miał świetny zmysł do robienia – jak to dzisiaj mówimy – biznesu. Potrafił obracać się na rynku finansowym. O jego majątku krążyły mity, chociaż prawdą jest, że w Poznaniu należał do nielicznego grona Polaków, którzy płacili najwyższą taksę podatkową. Miał świetnie prosperującą klinikę, która  w Pałacu Działyńskich zajmowała całe drugie piętro. Był postrzegany jako wybitny ginekolog. Z drugiej strony poznał też hrabinę Helenę Dąmbską-Zaborowską, wdowę, która wniosła mu w wianie nie tylko trójkę dzieci, ale i pokaźny majątek, który częściowo spieniężył. Trafił na dobry moment z zakupem działek, bo przełom XIX i XX wieku to czas, gdy Poznań z miasta twierdzy stawał się miastem otwartym. Likwidowano obwarowania, a on miał ponoć wiedzę, w jakim kierunku pójdą działania rozwojowe. Owszem, zrobił majątek, ale lwią jego cześć przeznaczał na działania charytatywne, jak choćby na subsydiowanie Towarzystwa Naukowej Pomocy, czy Towarzystwa Pomocy Koleżeńskiej dla wspierania wdów po lekarzach, a także Towarzystwa św. Wincentego à Paulo. U kresu swojego życia Święcicki cały majątek przeznaczył na fundację „Nauka i Praca”, którą założył. To były olbrzymie pieniądze jak na tamte czasy, które pozwalały mu kupić majątek w Laskach koło Kępna na siedzibę fundacji.

Heliodor Święcicki z żoną

 

Był znany z działalności dobroczynnej, organizował wieczory czwartkowe, poświęcał się pracy w Towarzystwie Pomocy Naukowej…

 

Inspiracja zapewne przyszła od króla Stasia. Te spotkania odbywały się w dwóch okresach. Na przełomie wieków, gdy do Pałacu Działyńskich zapraszał osoby z towarzystwa.  Tam rodziły się idee i sposoby wspierania nauki. I w kolejnym okresie po 1919 roku, gdy będąc rektorem, wpadł na pomysł, by pomóc uczonym z trzech zaborów odnaleźć się w specyfice miasta. Pomóc również w sensie egzystencjalnym. To było ważne, bo część profesorów, którzy zasilili Wszechnicę Piastowską, po pół roku zaczęła się wycofywać. Rektor wspierał ich, pomagając np. kupić mieszkanie czy dom. Taką profesorską dzielnicą stał się wówczas poznański Sołacz, gdzie przejmowano wille po oficerach i urzędnikach pruskich.

 

Był nowatorem. Profesor zasłynął  jako lekarz z operacji w znieczuleniu, ale i z zastosowania cesarskiego cięcia. Jaki według niego powinien być nowoczesny naukowiec?

Jako prezes Wydziału Lekarskiego PTPN, ale również współtwórca i wieloletni redaktor Nowin Lekarskich wypowiadał się na ten temat niejednokrotnie. Opisywał zjawiska i je opiniował. Zabiegał też o przyjęcie przez lekarzy Wielkiego Księstwa Poznańskiego ‘’Kodeksu etycznego’’. Pierwsze podejście było nieudane, ponieważ trwała tu walka o rynek między lekarzami polskimi, niemieckimi i żydowskimi. Był rygorystą. Chciał przede wszystkim opisać zachowania między lekarzami, a pacjentami. Dał temu wyraz w 1911 roku, w trakcie zjazdu Towarzystwa Lekarzy i Przyrodników Polskich w Krakowie, gdzie przedstawił swoją wizję, dotyczącą misji lekarskiej. Z drugiej strony swoim własnym przykładem pokazywał, że można do pacjenta podchodzić podmiotowo. Jego nowatorstwo polegało na tym, że cały czas nie zaniedbywał procesu kształcenia. Był lekarzem i uczonym. Brał udział w kongresach naukowych np. położników niemieckich. Publikował w uznanych czasopismach, a trzeba pamiętać, że na przełomie wieków medycyna niemiecka była najlepsza na świecie.  Słowem, trzymał rękę na pulsie zmian. Stąd pomysły dotyczące nowych narzędzi lekarskich czy stosowanie urządzenia do znieczulania.

 

Już jako doktor wyposażył Wydział lekarski w PTPN. Mówi się, że to właśnie w PTPN zakiełkowała w nim myśl o korporacyjności uczonych, co stało się w przyszłości przyczynkiem do powstania UP.  Kiedy tak naprawdę zaczął mówić głośno u uniwersytecie?

 

W świetle źródeł stało się to około 1916/17 roku. Marzył o tym wcześniej, ale przecież do 1917 roku nikt nie przewidywał, że mocarstwa zaborcze upadną, że Prusy przegrają wojnę. Na początek miał jednak trochę inny pomysł. Chciał pójść śladem Warszawskiego Towarzystwa Naukowego i przekształcić PTPN w instytucję quasi naukową. Do tej pory miało ono charakter konserwatywny. Skupiało ludzi zamożnych, gromadzących pamiątki kultury narodowej. Święcicki chciał, by PTPN miało charakter korporacji uczonych. Od 1913 roku działania PTPN uległy zintensyfikowaniu. Święcicki zaczął zapraszać ludzi nauki z trzech zaborów. Wybitnych uczonych, Polaków. Myśl o uniwersytecie stawała się coraz wyraźniejsza.

 

Pierwszy rektor UP od początku wybrał niemiecki model nauki. Nie angielski. Co go w nim tak zafascynowało?

 

Przede wszystkim bardzo dobrze go znał. Nie tylko niemiecki, ale i austro-węgierski. W jednym z listów do prof. Stanisława Ciechanowskiego, dziekana Wydziału Lekarskiego UJ, pisał też o modelu szwajcarskim, ale to wszystko było skupione w jednym kręgu kulturowym. Ten model bardzo wysoko stawiał rolę profesorów i ich wolności naukowej. Niezależności od państwa, ale do pewnego stopnia, bo to państwo w tym modelu łożyło na naukę i trzeba było coś suwerenowi oddać. Model niemiecki zdobywał świat. Stawał się coraz popularniejszy nawet w krajach anglosaskich. Nauka niemiecka od połowy XIX wieku jest postrzegana jako czołowa nauka świata. Sprzyjała prowadzeniu badań, ale nie zaniedbywała funkcji dydaktycznej.

 

Były jednak odstępstwa. Nie wyobrażał sobie UP bez klasyki (filozofia, medycyna, prawo czy teologia), ale stawiał na rozszerzenie zakresu nauczania. Z czego to wynikało?

Myślę, że świadczyło to o tym, że przyszły rektor miał również krytyczne uwagi do preferowanego modelu. Przecież proponował, żeby uniwersytet wzbogacić o wydziały czy fakultety, które bywały wprawdzie na klasycznych uczelniach niemieckich, ale nie na każdej. Przykładowo chodziło o wydział rolniczy czy politechniczny. Niestety, utworzenie tego ostatniego spotkało się z obstrukcją środowiska. Gdyby nie to, Uniwersytet Poznański mógłby być pierwszym w Polsce, który kształciłby inżynierów. Pewną porażką Święcickiego było nieerygowanie Wydziału Teologicznego. Sam się do tego przyznał, robiąc swoisty bilans pod koniec swojego życia. Dziś wiemy, że to nie była jego wina. Mimo zielonego światła danego przez Watykan, nasz bohater spotkał się z oporem Kościoła, który uważał, że seminarzyści na uczelni spotkają się z prądami modernistycznymi i może to mieć destrukcyjny wpływ na kształtowanie ich postaw jako osób duchownych.

 

Doktor Święcicki najpierw zabiegał o profesurę, a gdy jej nie otrzymał, bo był ,,zbyt polski’’, czuł się zawiedziony. W 1913 ziściło się jednak jego marzenie, ale jak pan pisze, za bardzo się nim nie chwalił. Dlaczego?

 

Starania Święcickiego o profesurę zaczęły się na początku XX wieku.  Spotykały się one jednak z oporem władz. Był notorycznie inwigilowany. W Archiwum Państwowym jest do dziś cała teczka dokumentów policji pruskiej, w której znajdują się raporty na temat jego zachowań i krytycznej postawy wobec systemu pruskiego. Przykładowo w dniu urodzin cesarza nie iluminował Pałacu Działyńskich, w którym mieszkał. Kiedy jednak ten tytuł w końcu otrzymał, to nie chwalił się tym. Trzeba tu zauważyć, że silne środowisko endeckie w Poznaniu przed I wojną światową uznawało wszelkie próby współpracy z pruskim zaborcą za niepatriotyczne. O konkretnej dacie odebrania profesury trudno było znaleźć jakąkolwiek wzmiankę. Na taką informację trafił swego czasu prof. Molik. Okazało się, że uroczystość miała miejsce w Zamku, a tytuł wręczał sam cesarz Wilhelm II. Święcicki dostał profesurę, a inni medale. Paradoks polegał na tym, że w cesarsko-królewskim Krakowie profesorowie odbierali tytuły od cesarza Austro-Węgier i nikt im nie miał tego za złe. U nas było inaczej.

 

Czytaj też:Siła uniwersytetu tkwiła w jego kadrach

 

Profesor Święcicki był związany z polityką. Hołdował którejś z opcji politycznych?

Myślę, że tak jak wielu organiczników poznańskich jak chociażby Jarogniew Drwęski, Święcicki był konserwatystą. Sprzyjał z pewnością myśli i przekonaniom narodowym, jednak do żadnej opcji politycznej bym go jednoznacznie nie przypisywał. Dla niego najważniejszy był cel. Wolność i niepodległość.

 

Czy można uznać za przełom w dziedzinie uniwersyteckości przekształcenie w styczniu 1918 roku wykładów naukowych TPNP w dwuletnie kursy naukowe?

 

To był przełom. Kursy były adresowane do tych, którzy mieli aspiracje akademickie. Do ludzi, którzy mieli już pewien cenzus edukacyjny, a że sytuacja była dynamiczna, próbowano tę akademickość zaszczepić. Stworzyć pewien pomost do uniwersyteckości.

 

W czerwcu 1918 roku odbyło się tajne spotkanie przyszłych założycieli UP. Widomo, jaki był jego przebieg?

Niestety, nie ma źródeł, ale z tego co pisze  Adam Wrzosek, sytuacja w czerwcu 1918 roku była graniczna i należało podejmować decyzje, aby tworzyć uczelnię i to mimo tego, że nikt nie był pewien czy w Paryżu wszystko pójdzie po myśli Polaków i czy historia się nie cofnie. Są odpisy listów Święcickiego do prof. Ciechanowskiego w Krakowie, gdzie sonduje środowisko, wiedząc, że będzie musiał szukać pomocy z zewnątrz. Zdawał sobie sprawę, że mimo mówienia o tradycjach Lubrańskiego, tak naprawdę uczelnia startować miała od zera. Nie zaniedbywał lobbowania na jej rzecz. Miedzy innymi uczestniczył w słynnej kolacji u prof. Wrzoska w Krakowie, na początku lutego 1919 r., gdzie decydowały się losy polityki kadrowej wobec przyszłego Uniwersytetu Poznańskiego. Był doskonale zorientowany w meandrach dotyczących tworzenia Uniwersytetu Warszawskiego. Trzymał rękę na pulsie i walczył o pozycję Poznania.

 

 

11 listopada Piłsudski wysiadł na przystanku niepodległość, a profesor Święcicki przedstawił plan tworzenia wydziałów w trakcie prac Komisji Uniwersyteckiej. Przypadek?

Przypadek. To był plan i do tego ściśle realizowany. Wspomniane przeze mnie kontakty ze środowiskiem krakowskim nie były jednostkowe. Nie zaniedbywał środowisk warszawskich, choć odnosił się do poziomu kształcenia w zaborze rosyjskim krytycznie. Dbał o kontakty z naukowcami uniwersytetu lwowskiego. Wprawdzie potrzeby uniwersytetu warszawskiego były traktowane przez władze priorytetowo, to jednak Poznań był zaraz za nim. Nie można też zapomnieć o Wilnie.

 

Czy to prawda, że Poznań konkurował o uczelnię z Gdańskiem?

Pojawiła się w Naczelnej Radzie Ludowej idea, by uniwersytet powołać w Gdańsku, ale nie miała ona szans powodzenia, choćby z tego powodu, że Gdańsk nie miał jeszcze określonego statusu. Siła tkwiła w Poznaniu, w środowisku, które skupiał wokół siebie  Święcicki.  Zapotrzebowanie na naukę i naukowców w rodzącej się Polsce było ogromne, a prywatne kontakty przyszłego rektora odgrywały decydującą rolę w walce o uniwersytet.

 

Wybuch powstania znacznie przyspieszył prace nad powołaniem do życia UP. Zaczęło się przejmowanie budynków. Święcicki współpracował ściśle z NRL. To pomogło?

Wsparcie NRL było niesłychanie ważne. Były zabór pruski w tym momencie nie wchodził jeszcze w ramy państwa polskiego czyli nie można było liczyć na wsparcie Warszawy. NRL dawała to wsparcie zarówno od strony organizacyjnej jak i finansowej.  Walczono o każdy budynek dla poznańskiej uczelni. Największe problemy miał Wydział Lekarski, bo żeby uczyć medycyny trzeba mieć kliniki, a substancja szpitalno-kliniczna była w Poznaniu marna. Doskwierały nam też braki kadrowe. Mimo zakrojonej na szeroką skalę akcji propagandowej niewielu uznanych profesorów zdecydowało się przyjechać do Poznania, a jak już wspomniałem, niektórzy po przyjeździe szybko rezygnowali. Ci, co zostali, stanowili o sile naszej uczelni. Tak np. ściągnął Stefana Dąbrowskiego, biochemika i przyszłego rektora. Przykładem mogą być także  - Florian Znaniecki, który częściowo zrezygnował z kariery w Stanach, czy Jurasz, który z Heidelbergu przybył, by tworzyć poznańską laryngologię, również  Stanisław Pawłowski, uczeń prof. Romera ze Lwowa, bądź Konstanty Hrynakowski, który pracując w Getyndze i Sztokholmie odważył się tworzyć u nas farmację. Oni wnieśli do Poznania uznanie świata nauki. Byli marką samą w sobie. A do tego wszystkiego było środowisko energicznych, zaangażowanych i otwartych na świat młodych naukowców, dla których inne uczelnie nie miały miejsca. Doktorów i docentów, którzy nie mieścili się w konserwatywnych strukturach uniwersytetów w Krakowie i Lwowie, a którzy przyjechali na prośbę rektora Święcickiego. Jednocześnie utworzono na UP kilka katedr, które nie istniały w innych ośrodkach naukowych w Polsce. Przykładem zakład fizyki medycznej, katedra wychowania fizycznego czy raczkująca w Poznaniu ortopedia polska.

 

 

Droga do UP nie była usłana różami. Przykładowo, poznańscy prawnicy odmówili współpracy przy tworzeniu Wydziału Prawnego. Dlaczego?

 

To odnosiło się także do medyków. Twórcy uniwersytetu wymagali od pracowników uczelni ograniczenia praktyki prywatnej. Obydwa środowiska zastanawiały się też, jak pogodzić praktykę dydaktyczną i badawczą z praktyką prywatną. Przykładowo dla jednego z twórców UP, Michała Sobeskiego praca na uczelni winna być priorytetem. Dodatkowo konflikt rodził się między Wydziałem Lekarskim a Filozoficznym, gdzie np. na Wydziale Lekarskim tworzono katedrę fizyki medycznej czy chemii, a podobne już istniały na Wydziale Filozoficznym. Dziś również mamy taką sytuację, że na UAM jest fizyka i chemia, a na UMed funkcjonują podobne jednostki, ale sprofilowane są do medycyny.

7 maja 1919 roku to 400-setna rocznica powołania Akademii Lubrańskiego. Ten dzień był dla Święcickiego najpiękniejszym dniem życia – tak pisał Adam Wrzosek. On sam w przemówieniu inauguracyjnym mówił o unikaniu szarzyzny życia. Jak pan to skomentuje?

 

Można powiedzieć, że  w osobowości pierwszego rektora skupiły się dwie, nie tak często idące w parze cechy – idealisty oraz człowieka czynu. Ukształtowany w duchu chrześcijańskiej spolegliwości i dobroczynności, wzorujący się na czynach i dokonaniach Karola Marcinkowskiego, był typowym przedstawicielem poznańskich organiczników, uznających, że wartości narodowe można i należy osiągać na drodze działań oświatowo-naukowych i społeczno-ekonomicznych. Uniwersytet  przez niego stworzony cechowała więc otwartość na nowe idee naukowe, a także poczucie i dążenie do autonomii akademickiej. Jako człowiek, który znał realia życia, Święcicki uważał, że powstanie uniwersytetu w Poznaniu ma wymiar  nie tylko organizacyjno-edukacyjny, ale również metafizyczny, duchowy. Nagle na tej ziemi, gdzie od lat kaganek oświaty nie mógł zapłonąć na poziomie akademickim, powstaje uczelnia, która daje szansę młodzieży, by przez edukację uniwersytecką mogła rozświetlić tę metaforyczną szarzyznę życia. Inauguracja 7 maja była więc wielkim dniem dla Poznania, dla społeczeństwa Wielkopolski, ale i osobiście dla  Święcickiego. Wszechnica Piastowska była na swój sposób wyrazem jego miłości i poświęcenia dla ojczyzny.  Pisał o tym w odręcznie sporządzonym w sierpniu 1923 r. testamencie, gdy tłumaczył, dlaczego cały majątek ofiarował polskiemu środowisku akademickiemu: „kocham duszę polską, chodź dzikim porosła chwastem. Wielbię jej zdrój i jej płomień. Wierzę w jej moc, w jej zwycięstwo i tem uprzyjemniam sobie resztę dni mego życia”. Był więc Heliodor Święcicki mężem opatrznościowym w realizacji idei budowy Uniwersytetu Poznańskiego.

Ludzie UAM Ogólnouniwersyteckie

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.