Wersja kontrastowa

Prof. Maciej Walkowski. Niepewna przyszłość świata

PROF. DR HAB. MACIEJ WALKOWSKI. KIEROWNIK ZAKŁADU POLITYKI SPOŁECZNEJ I GOSPODARCZEJ NA WYDZIALE NAUK POLITYCZNYCH I DZIENNIKARSTWA UAM Fot. Adrian Wykrota
PROF. DR HAB. MACIEJ WALKOWSKI. KIEROWNIK ZAKŁADU POLITYKI SPOŁECZNEJ I GOSPODARCZEJ NA WYDZIALE NAUK POLITYCZNYCH I DZIENNIKARSTWA UAM Fot. Adrian Wykrota
prof. Maciej Walkowski

     Pandemia wirusa SARS- CoV- 2 i będącej jej następstwem choroby układu oddechowego COVID 19 oznacza nie tylko poważny kryzys zdrowotny i humanitarny, ale także – szczególnie w dłuższej perspektywie – kryzys gospodarczy i finansowy, z groźbą pojawienia się długotrwałej recesji włącznie.

Współczesna gospodarka światowa, za sprawą postępującej globalizacji, stanowi strukturę ściśle współzależnych gospodarek narodowych. Wpływ na jej rozwój, oprócz polityki gospodarczej poszczególnych państw, mają też regionalne organizacje o charakterze integracyjnym, wielkie globalne korporacje (MNE’s) oraz instytucje o charakterze regulacyjnym i koordynacyjnym typu WTO, MFW, OECD i Bank Światowy. Pandemia zupełnie nieoczekiwanie dotknęła wszystkie podmioty gospodarki światowej, z gospodarkami narodowymi i korporacjami transnarodowymi na czele. Często porównywana jest do Czarnego Łabędzia (Black Swan), czyli zjawisk, de facto nieprzewidywalnych. Pojawienie się epidemii w Chinach, która na skutek globalizacji błyskawicznie rozprzestrzeniała się po wszystkich kontynentach, właśnie do tego typu zjawisk należy. Choćby z tego powodu tak trudno jest z bieżącej perspektywy z  pełnym przekonaniem i pewnością dowodzić co stanie się ze światem pod względem społecznym, gospodarczym i finansowym w najbliższych latach. O pewną diagnozę, kreślącą scenariusz na przyszłość, się jednak pokuszę.  

    Po pierwsze bardzo dużo zależeć będzie od tego jak z kryzysem poradzą sobie największe gospodarki narodowe, mające największy wpływ na rozwój międzynarodowych stosunków gospodarczych i jednocześnie najbardziej dotknięte pandemią. Myślę tu oczywiście o Stanach Zjednoczonych, Chińskiej Republice Ludowej, Unii Europejskiej na czele z Niemcami i Francją, Wielkiej Brytanii, oraz rynkach wschodzących (emerging markets), takich jak Brazylia, Indie, Meksyk, Turcja i Indonezja. Na obszarze tych państw, dodając Japonię i Koreę Południową ogniskuje się ponad 60 proc. światowej produkcji i usług  (PKB wg PPP) i ponad 70 proc. wg. nominalnego PKB. Jak powszechnie wiadomo, szczególnie niepokojąca sytuacja występuje w Stanach Zjednoczonych, co biorąc pod uwagę znaczenie gospodarki amerykańskiej pod kątem światowego handlu i inwestycji, zbyt dużym optymizmem nie napawa. Ponad 20 milionów osób bezrobotnych, kolejnych kilkadziesiąt milionów zaliczanych do tzw. biednych pracujących (working poors), systemowy kryzys służby zdrowia, masowe bankructwa i groźba deflacji to tylko wybrane symptomy obecnego kryzysu zachodzącego w epicentrum światowej gospodarki. Z politycznego punktu widzenia, zarządzania państwem w tak newralgicznych okolicznościach, na pewno nie ułatwia też głęboki konflikt społeczny na tle rasowym jaki ma tam miejsce. Z drugiej jednak strony pamiętać wypada, że Amerykanie to ludzie kultu pracy,  przedsiębiorczy, zaradni i innowacyjni, niemal z wrodzonym umiłowaniem do zasad wolnorynkowych. Społeczeństwu amerykańskiemu skutecznie – jak do tej pory- udawało się wychodzić z każdego kryzysu, z tym z roku 2008 włącznie. Pomóc im w wyjściu z bieżących problemów ekonomicznych może, liczony w bilionach USD i bezprecedensowy w historii kraju, pakiet antykryzysowy. Problem tkwi jednak w tym, że tak jak wirusa SARS -CoV- 2  pod względem skali nie da się porównać z epidemią wirusów SARS, MERS czy Eboli, tak obecnego kryzysu nie powinno się porównywać do globalnego kryzysu finansowego z roku 2008 czy Wielkiego Kryzysu (Great Depression) z lat 1929-1933 minionego stulecia. Szukanie analogii obecnej sytuacji do czasów pandemii tzw. hiszpanki, najgroźniejszego jak do tej pory szczepu grypy na którego to w samych Stanach Zjednoczonych zmarło kilkaset tysięcy osób, też większego sensu nie ma. Owszem, wirus grypy hiszpańskiej podobnie jak koronawirus SARS-CoV-2 rozprzestrzeniał się bardzo łatwo i szybko. Powodował jednak nieporównywalnie większą śmiertelność niż obecny wirus, atakował inne grupy wiekowe, powodując zgon w znacznie krótszym czasie. Grypa hiszpanka pojawiła się  ponad sto lat temu, w zupełnie innych czasach, nieporównywalnych jeśli chodzi o wiedzę medyczną, możliwość opracowania szczepień i leków, a także wdrażanie środków zapobiegawczych i komunikowanie się. Sto lat temu nieporównywalny był też poziom współzależności rozwojowej świata, z wszystkimi jego pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami.

     Pandemia, po raz pierwszy w historii, uderzyła gospodarkę światową dwutorowo. Po pierwsze poprzez negatywny szok podażowy, spowodowany czasowym przerwaniem globalnego łańcucha dostaw (global supply chain). Skutkował on ograniczoną produkcją, zwolnieniami lub wysyłaniem pracowników na tzw. postojowe. Po drugie poprzez drastyczny spadek wydatków konsumpcyjnych, który dotknął wiele branż, a szczególnie transportową, turystyczną, gastronomiczną, noclegową i eventową ( HoReCa -  Hotel, Restaurant, Catering/Cafe). Kryzys, branże te dotknął jako pierwsze. Wielce prawdopodobne jest też, że właśnie one jako ostatnie, o ile w ogóle, z niego wyjdą (first in-last out). Drugi z elementów niemal całkowitego lockdownu z wiosny br. nie przypadkiem więc najsilniej dotknął śródziemnomorskie gospodarki europejskie, takie jak Hiszpania, Grecja, Włochy i Portugalia, ponadto Chorwację, a z państw pozaunijnych: Turcję, Egipt i Indonezję. Są to bowiem gospodarki  o największym udziale sektora HoReCa w tworzeniu PKB i miejsc pracy. Liderem w tej dziedzinie w Europie od lat pozostaje Chorwacja, wyprzedzając Hiszpanię. Drastyczny szok popytowy to szczególna dolegliwość bieżącej sytuacji rozwojowej w świecie. Pamiętać bowiem wypada, że główną, ponad 50 proc. kategorią kosztów pandemii stanowią zmiany w zachowaniach  behawioralnych ludności. Wynika to nie tylko z konieczności ograniczenia kontaktów międzyludzkich (social distance) i ograniczeń w przemieszczaniu się ludzi, ale też naturalnych w czasach niepewnej przyszłości obaw przed wydawaniem pieniędzy na potrzeby inne niż fizjologiczne. Do wydatków tego typu wczasów zagranicznych czy wyjść do dobrych restauracji na pewno zaliczyć nie można. Ów, zrozumiały do pewnego stopnia lęk, potęgowany jest niestety tzw. infodemią czyli zalewem często nieprawdziwych informacji towarzyszących pandemii, które często skutkują brakiem racjonalnych decyzji i zachowań konsumenckich. Pozostałe koszty pandemii stanowią szeroko rozumiane wydatki na profilaktykę i leczenie oraz reorganizacje służby zdrowia (około 15 proc.) oraz stałe lub czasowe wyłączenia produkcji (lockdown) i zwolnienia im towarzyszące (około 30 proc). O ile jednak z perspektywy kilku miesięcy doświadczeń z koronawirusem można stwierdzić, że w wielu regionach świata służba zdrowia stała się lepiej zorganizowana i bardziej profesjonalnie przygotowana na potencjalne kolejne fale zachorowań, a produkcja przemysłowa i sektor usług powoli odbijają od dna (pewna poprawa wskaźnika aktywności gospodarczej PMI- Purchasing Managers' Index), o tyle nadal udział konsumpcji wewnętrznej  w tworzeniu dochodu narodowego, w wielu przypadkach, nadal pozostaje daleki od oczekiwań. W związku z tym pojawiają się opinie, że w obecnej sytuacji rozwojowej preferowana powinna być każda forma zakupów, nawet nieuzasadniona i nieusprawiedliwiona rzeczywistymi potrzebami, mieszcząca się w dość pojemnym i często słusznie do tej pory krytykowanym pojęciu konsumpcjonizmu. Masowy powrót ludzi do galerii handlowych, przy wszystkich swych społeczno-kulturowych mankamentach, stanowiłby widoczny przejaw powrotu do stanu równowagi sprzed pandemii, swoisty symbol postępującego uzdrowienia gospodarczego (global economic recovery), nie wspominając o poprawie obrotów i zysków tysięcy przedsiębiorstw. Jak szybko to jednak nastąpi ? W mej opinii, z wielu zresztą powodów, niezbyt szybko. Myśleć trzeba o tym raczej w perspektywie średnioterminowej, co oznacza tyle, że na powrót do (przed)pandemicznej normalności czekać będziemy co najmniej kilka kolejnych lat, przy czym rozmaite koszty bieżącego kryzysu odczuwalne będą znacznie dłużej. Według rozmaitych analiz gospodarka światowa skurczy się w 2020 roku o co najmniej 10 bln USD, co oznaczać będzie globalną recesję na poziomie zbliżoną do 5 proc. zagregowanego PKB (GDP). Głęboki kryzys, naznaczony rosnącym bezrobociem (w niektórych przypadkach nawet o kilkanaście procent), wzrostem prekarnych form zatrudnienia (umowy cywilno-prawne kosztem stałej umowy o pracę) oraz ogólnym spadkiem dochodów i jakości życia dotknie obywateli wszystkich państw w świecie, szczególnie zaliczanych do grupy „developed countries”, ale też wielu słabiej rozwiniętych z grupy „developing countries”. Znacząco pogłębi też dawno istniejące problemy na rynku pracy w Unii Europejskiej, które to jako kierownik Katedry Jean Monnet (JM Chair: „European Union – Economic Development, Young Europeans and Innovations in Crisis overcoming and Union’s Sustainability”) wraz z grupą doświadczonych naukowców z rodzimego wydziału, badałem w latach 2016 - 2019. Najdłużej  skutki bieżącego kryzysu mogą odczuwać te gospodarki, które przed pandemią cechował bardzo wysoki poziom długu publicznego w relacji do PKB (zbliżony lub powyżej 100 proc. PKB) i/lub w dużym stopniu uzależnione od kondycji sektora usługowego HoReCa. Wśród nich jest niestety wiele państw europejskich. Na początku 2020 roku zadłużenie całego świata wyniosło ponad 320 proc. globalnego PKB, a zadłużenie netto 900 największych korporacji w świecie, szczególnie amerykańskich i niemieckich, wrosło o 1 bln USD ! Według wyliczeń „The Economist”, deficyt budżetowy gospodarek państw wysokorozwiniętych w 2020 roku wyniesie średnio 11 proc. PKB, a ich dług publiczny 122 proc. PKB (66 bln USD). Według symulacji Eurostatu zaprezentowanych nie tak dawno przez Komisję Europejską, w 2020 roku recesja w UE-27 osiągnie poziom 7,5 proc. PKB (7,75 proc. w strefie euro). Najmniejszy spadek zanotować ma Polska, a największy Grecja, Włochy, Francja i Hiszpania. Niewiele lepiej sytuacja wyglądać ma w Niemczech, największej gospodarce europejskiej, która wejdzie w najgłębszą recesję od czasu końca II wojny światowej. W najgorszym od dekad położeniu znajdzie się też gospodarka brytyjska. Według optymistycznych prognoz Komisji Europejskiej delikatne odbicie gospodarcze w UE nastąpi już za rok. Komisja zakłada oczywiście skuteczność narodowych pakietów antykryzysowych, wykorzystanie możliwości jakie daje kolejna wieloletnia perspektywa finansowa UE oraz jej hojny pakiet antykryzysowy. Przywódcy 27 państw członkowskich  w lipcu br. zatwierdzili bowiem wieloletni budżet na lata 2021-2027 i Fundusz Odbudowy (w postaci bezzwrotnych grantów i tanich pożyczek), które mają w sumie wynieść imponujące 1,824 bln euro. W efekcie sprzężenia wymienionych czynników, przy wysokim poziomie odpowiedzialności i dyscypliny społecznej, minimalizującym ryzyko zachorować (o co obecnie najtrudniej), pierwsze symptomy ożywienia gospodarczego w Unii Europejskiej pojawią się już w 2021 roku. W 2022 roku gospodarka europejska zanotuje wzrost o 6,25 proc., przynajmniej „na papierze”  w całości odbijając straty. Niewątpliwie na korzyść UE przemawia fakt, że za sprawą stosowania efektów kreacji i przesunięcia handlu (trade creation and diversion effects), około 75 proc. handlu jej państw członkowskich odbywa się w ramach jednolitego rynku (intra- EC trade). W dużym stopniu uniezależnia to zintegrowaną Europę od sytuacji na innych rynkach, z rynkiem amerykańskim na czele. Problem ten szczególnie jednak dotknie, opuszczającą jednolity rynek Wielką Brytanię. Prognozy KE są mimo wszystko dosyć optymistyczne, co nie oznacza, że wszyscy naukowcy i analitycy ów „umiarkowany entuzjazm” podzielają. W optymistycznym wariancie szybki powrót gospodarki światowej do stanu równowagi makroekonomicznej i wzrostu gospodarczego, po równie szybkim spadku, symbolizowałaby litera „V”. Wariant możliwy, ale raczej mało prawdopodobny, podobnie jak scenariusz oznaczony literą „I”, która oznaczałaby wieloletnią recesję, z groźbą pojawienia się zjawiska deflacji włącznie. Znacznie bardziej prawdopodobny wydaje się być scenariusz stopniowego wychodzenia z recesji zobrazowany za pośrednictwem litery „U” ( ewentualnie jego rozwinięcia w postaci popularnego logotypu znanej światowej korporacji będącej własnością Philipa Knighta). Scenariusz pierwszy, oznaczony literą „V” jest jak wspomniano mało prawdopodobny. Aktualnie nie widać bowiem wszystkich społecznych ekonomicznych i finansowych skutków kryzysu, wciąż amortyzowanych przez działające pakiety/tarcze antykryzysowe. Jednak programy pomocowe tego typu nie są i nie mogą być utrzymywane stale.  „Krajobraz po bitwie” z koronawirusem i jego rozmaitymi skutkami społeczno – ekonomicznymi nie nastraja optymistycznie. Negatywne skutki pandemii, za sprawą wciąż działających pakietów ratunkowych zostały jedynie odłożone w czasie. Pod kątem zapewnienia godziwych warunków życia i pracy miliardów ludzi w świecie, cała dekada 2020-2030 należeć będzie do jednych z najtrudniejszych od czasów końca II wojny światowej. Znaczny wzrost bezrobocia i spadek dochodów wydają się być nieuniknione, a powszechny dziś dodruk pieniądza wiecznie trwał nie będzie. W kolejnych latach, za tak drastyczny wzrost długu publicznego społeczeństwa będą musiały zapłacić. Dokona się to za pośrednictwem zamrożenia lub cięć rozmaitych wydatków publicznych, likwidacji ulg i podwyżek podatków. Stan finansów publicznych w wielu państwach jeszcze przez długie (post) pandemiczne lata do zrównoważonych należeć nie będzie, przez co aspiracje i możliwości rozwoju kolejnych pokoleń zostaną poważnie ograniczone. Tymczasem niepewna przyszłość może spowodować konieczność wygenerowania dodatkowych środków finansowych, tym razem idących na leczenie rosnących uzależnień alkoholowych czy epidemii depresji, zjawiska na coraz większą skalę już dziś obserwowanego w Wielkiej Brytanii. Trudno bowiem przewidywać, aby  kondycja psychiczna miliardów ludzi w świecie, tak osłabiona strachem przed wirusem i jego następstwami, samoistnie, szybko i bez kosztów uległa poprawie. Nie wiemy ponadto jakie skutki przyniesie przewidywana przez epidemiologów jesienna fala infekcji grypowych oraz jakie restrykcje rządowe będą z nią związane. Nie wiemy też jak reagować będą na nie coraz bardziej zaniepokojeni swą pogarszającą się sytuacją materialną obywatele. Upust swym frustracjom, w postaci masowych protestów ulicznych zdążyli dać już Niemcy, Brytyjczycy, Hiszpanie, Amerykanie, Brazylijczycy i Serbowie. Jedno jest jednak pewne: sytuacji pełnego wyłączenia gospodarki, całkowitego jej zamrożenia, nikt już nie jest w stanie sobie wyobrazić. Przyniósł on choćby tak katastrofalne gospodarczo skutki jak spadek liczby pasażerów na londyńskim Heathrow w kwietniu br. o 97 proc. w stosunku do analogicznego miesiąca rok wcześniej, analogicznie spadek wielkości eksportu Korei Południowej. o 46 proc., gospodarki meksykańskiej o 90 proc., ponad 20 proc. wskaźnik odwołań morskich przewozów kontenerowych (transpacific container sailing) i ponad 50 proc. spadek zamówień na flotę samochodową. Podobne  przykłady można by mnożyć niemal w nieskończoność. Musimy więc nauczyć się życia z otaczającym nas wirusem i ….czekać na skuteczną i bezpieczną szczepionkę. Bez wątpienia bowiem, przynajmniej z psychologicznego punktu widzenia, już sama informacja o jej wynalezieniu, byłaby bardzo pozytywnym i oczekiwanym przez wszystkich impulsem do rozwoju. Skutkowałaby rekordowymi zwyżkami kluczowych indeksów giełdowych. Miliardom ludzi dałaby zastrzyk optymizmu i perspektywę większej pewności jutra, czyli elementy których tak bardzo nam obecnie brakuje.

    Aktualnie nad szczepionkami przeciwko SARS-CoV-2 na całym świecie pracuje sto kilkadziesiąt, zazwyczaj renomowanych, farmaceutycznych i biotechnologicznych zespołów badawczych. Cześć z nich, w celu wymiany wiedzy i doświadczeń, nawiązało współpracę badawczo-rozwojową w ramach CEPI (Coalition for Epidemic Preparedness Innovations) i zapowiedziało wdrożenie rozwiązań nieopartych na zysku. Owa współpraca nie wyklucza przy tym swoistego wyścigu o prestiż, o który zabiegają wszyscy, a z wiadomych względów szczególnie władze Chińskiej Republiki Ludowej. Aktualnie zdecydowanymi liderami badań są amerykańskie koncerny Moderna Inc., Novovax Inc., Pfizer Inc. i brytyjsko-szwedzka AstraZeneca Plc, które znajdują się na trzecim etapie badań klinicznych oraz niemiecki CureVac Inc. Swój wkład w badania, choć nie zawsze tak znaczący lub pewny wnoszą tez koncerny rosyjskie i chińskie. Unia Europejska – co warto odnotować – nie tylko wspiera finansowo badania nad szczepionką przeciwko COVID -19, ale też  przystąpiła do programu na rzecz globalnego dostępu do szczepionki (COVAX), promując program darmowych szczepień najbardziej potrzebujących grup zawodowych i społecznych.  Jeśli spełni się najbardziej optymistyczny scenariusz, który zakłada, że szczepionka przeciwko SARS-CoV-2 będzie bezpieczna i dostępna w ciągu kilku najbliższych miesięcy (pięciu lub sześciu jak się często prognozuje), to co najmniej dwa razy tyle (o ile nie dłużej), potrwa akcja masowych szczepień osób nią zainteresowanych. Nie wiadomo też ile czasu będzie potrzebne, aby osiągnąć poziom trwałej odporności zbiorowej społeczeństw. Czynnik ten dodatkowo potwierdza przypuszczenie, że początek powrotu do (przed)pandemicznej normalności, zwanej też czasem „nową normalnością”,  nastąpi nie szybciej niż za 1,5 roku, a według WHO za dwa lata.

PROF. DR HAB. MACIEJ WALKOWSKI. KIEROWNIK ZAKŁADU POLITYKI SPOŁECZNEJ I GOSPODARCZEJ NA WYDZIALE NAUK POLITYCZNYCH I DZIENNIKARSTWA UAM

     Po drugie, szczególnie w dłuższej perspektywie, większy wpływ na poziom światowego rozwoju gospodarczego niż doraźne działania antykryzysowe, będzie miał kształt procesu globalizacji. Choć pojawiają się opinie, że świat szybko wróci do realizacji idei „business as usual” (z pewnymi korektami typu wzrost znaczenia e-commerce i home-working ), to dominuje przekonanie o konieczności „przemyślenia globalizacji na nowo” czy wręcz dążenia do tzw. deglobalizacji. Spór o główny paradygmat rozwoju świata trwa już zresztą od wielu lat, co najmniej od kryzysowego roku 2008. Pandemia go jedynie wzmogła i wyostrzyła. Globalizacja w swym ekonomicznym wymiarze - w największym skrócie -oznacza skoordynowane działania służące likwidacji wszelkich barier i utrudnień mogących zniekształcać kierunki, charakter i strukturę światowego handlu. Proces ten cechuje bardzo silna współzależność rozwojowa oraz wdrażanie zasad wolnorynkowych, zapewniających swobodny przepływ towarów, usług, kapitału, technologii, pieniądza oraz ludzi (siły roboczej). Globalizacja to otwarcie się na konkurencję i wielopłaszczyznowa współpraca międzynarodowa. Proces ten na przestrzeni kilku ostatnich dekad przyczynił się do bezprecedensowego wzrostu specjalizacji i wydajności produkcji oraz poprawy ogólnego poziomu dobrobytu społecznego. Wydobył ze skrajnej nędzy setki milionów ludzi żyjących na wszystkich kontynentach globu. Przyczynił się też jednak do bezprecedensowego rozwarstwienia dochodowego i majątkowego w skali narodowej, kontynentalnej i globalnej, oraz ogromnych nadużyć finansowych (m.in proceder optymalizacji podatkowej dokonywanej w centrach usług finansowych typu offshore, zwanych potocznie rajami podatkowymi). Skutkiem eksploatacyjnego modelu rozwoju stał się dramatycznie pogarszający się stan ekosystemów, ze zjawiskiem globalnego ocieplenia i jego katastroficznymi skutkami na czele. Pandemia SARS- Cov-2 uwypukliła wiele słabości globalizacji, dobrze widocznych już w czasach (przed)pandemicznych. Ponadto przerwała łańcuchy dostaw, co szczególnie widoczne było w przemyśle farmaceutycznym, chemicznym, motoryzacyjnym, elektronicznym i odzieżowym. Państwa tzw. wąskiej Triady (USA, UE i Japonia) straciły z tego powodu dziesiątki miliardów USD, a  przerwy w dostawach z Chin - „największej fabryki świata” wzmogły dyskusje o konieczności powrotu do rozwiązań opartych na zasadach reshoringu i nearshoringu. Zgodnie z tak przyjętym założeniem część kapitału miałaby powrócić do kraju pochodzenia, tworząc tam zatrudnienie i dochód, a inwestycje bezpośrednie (FDI) lokowane miałyby być w regionach o wyższych kosztach produkcji niż Chiny, ale za to bardziej przewidywalnych i bliższych geograficznie. System produkcji bazujący na bieżących dostawach z fabryk chińskich („just in time”), przy niewielkich lub zerowych zapasach własnych, należał będzie do przeszłości. Na tej tzw. desinizacji skorzystać mogą m.in. gospodarki z Europy Środkowej i Wschodniej i Bałkanów Zachodnich, w tym Polska. Ważniejsza bowiem od szybkiego wzrostu wydajności i zysków, stanie się stabilność i odporność gospodarki narodowej (resilience). W związku z tym, wzrośnie tez zapewne nadzorczo-kontrolna i stymulująca rola państwa, nasilą się tendencje interwencjonistyczne i protekcjonistyczne, propagandowo wzmacniane apelami o etnocentryzm konsumencki. Prawdą jest, że polityka tego typu, czego dowodzą rozmaite badania socjologiczne, wychodzi naprzeciw oczekiwaniom społecznym. O ile jednak rozrost regulacyjnych funkcji państwa, podobnie jak zaplanowany, czasowy i selektywny protekcjonizm może mieć głęboki sens społeczno- ekonomiczny, o tyle przedłużanie tego stanu w nieskończoność oraz działania retorsyjne mu towarzyszące mogą przynieść więcej szkód niż pożytku. W efekcie  ”lek okaże się gorszy od choroby”. Owszem, wstrząs społeczny, ekonomiczny i finansowy jakiego jesteśmy obecnie świadkami powinien być impulsem do zredefiniowania procesów globalizacyjnych. Jednak odejście od neoliberalnego paradygmatu rozwoju wcale nie musi oznaczać końca globalizacji. Ważne, aby stała się ona  bardziej transparentna, sprawiedliwa i uczciwa, oparta na solidarności, skutecznym globalnym zarzadzaniu, intensywnej wielopoziomowej współpracy  i co nie mniej ważne ­­- ekonomii wartości.  Wcale nie musi to oznaczać negacji zasad rynkowych, odrzucenia paradygmatu „win-win” i korzyści z handlu międzynarodowego jako takich. Brak działań idących w tym kierunku skutkować będzie wzrostem izolacjonizmu i unilateralizmu, szkodliwymi tendencjami quasi-autarkicznymi i wzajemnie wyniszczającymi wojnami handlowymi. W efekcie, w kolejnych dekadach nasili się problem głodu, ubóstwa i wykluczenia, wzrośnie presja migracyjna (na wzór „ boat people” z regionu MENA do UE), w tym migracja klimatyczna. Pamiętać bowiem wypada, że czasowe zamrożenie gospodarki światowej skutkowało zmniejszeniem globalnej emisji CO2 o zaledwie 17 proc., głównie za sprawą ograniczenia transportu drogowego (dane „Nature Climate Change”).  Katastrofy klimatyczne typu susze, pożary, powodzie, tajfuny czy cyklony, tylko w 2019 roku dotknęły ponad sto państw i  połowę ludności globu. Kilkutygodniowy lockdown z wiosny br. niewiele w tej materii zmienił, a sam problem pozostał aktualny. Wpisy w mediach społecznościowych typu „kogo dziś obchodzą apele Grety Thunberg, skoro kolejne trumny z ciałami wyjeżdżają ze szpitali w Bergamo”, poza wątpliwą wartością polemiczną, niczego do dyskusji o przyszłości świata nie wnoszą.   Jeszcze raz wypada więc powtórzyć: pandemia może stać katalizatorem niezbędnych zmian w świecie, ale skupienie się wyłącznie na powrocie na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego lepszym i sprawiedliwszym go nie uczynią. Pogłębią się i tak ogromne nierówności, utrudni się dostęp do dobrej i powszechnej opieki zdrowotnej, na plan dalszy odsuwając liczne problemy ekologiczne. Zwiększy się liczba ludzi sfrustrowanych i zdesperowanych, pozostających bez pracy lub stałego zatrudnienia, z brakiem dostępu do dobrej edukacji i osiągnięć współczesnej medycyny. Nasili się migracja ekonomiczna i klimatyczna.

    Pesymistycznym wizjom tego typu, skuteczniej niż do tej pory, przeciwdziałać powinna koalicja wysokorozwiniętych, wolnorynkowych  państw demokracji liberalnej, ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską w rolach głównych. Tymczasem mamy obecnie do czynienia z ewidentnym osłabieniem globalnego przywództwa Stanów Zjednoczonych  w świecie, słabnącą pozycją, niespójnej wewnętrznie Unii Europejskiej oraz rosnącą rolą i znaczeniem politycznym, gospodarczym, technologicznym i wojskowym Chińskiej Republiki Ludowej. W związku z tym, w mej opinii absolutnie fundamentalne znaczenie dla kształtu nowego porządku ekonomicznego w świecie będą miały listopadowe wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Kandydat Demokratów Joe Biden wielokrotnie zapowiadał bowiem odbudowanie zaufania do amerykańskiego przywództwa w świecie i tradycyjnych sojuszy w ramach koalicji państw demokratycznych. W owej koalicji wspólnych interesów i wartości oprócz państw członkowskich Unii Europejskiej znaleźć miałyby się m.in. Kanada, Australia, Japonia i Korea Południowa. Pod pewnymi warunkami także Indie, choć „największa demokracja świata” coraz bardziej ewoluuje w kierunku „miękkiego autorytaryzmu”.  Brak Chińskiej Republiki Ludowej w tym gronie wydaje się być bardziej niż symptomatyczny i dużo mówi o kierunkach polityki zagranicznej rywala Donalda Trumpa. Joe Biden za priorytet swej prezydentury uznaje uczciwy handel (fair trade) i przeciwdziałanie tendencjom protekcjonistycznym, przejrzystość światowego systemu finansowego, z likwidacją rajów podatkowych włącznie, zmniejszenie nierówności społecznych, dekarbonizację gospodarki, innowacyjną gospodarkę typu 4.0, powiązaną z zachowaniem wysokiego poziomu suwerenności technologicznej. Przynajmniej „na papierze”, w większości są to postulaty od lat zgłaszane przez Komisję Europejską. Wnioski z tego nasuwają się więc same: wzmocniona współpraca transatlantycka Europy ze Stanami Zjednoczonymi na nowo powinna stać się fundamentem rozwoju świata, w trudnych i niepewnych (post)pandemicznych czasach. Potencjalna prezydentura Joe Bidena daje nie tyle gwarancję, co dużą szansą na reaktywację tego sojuszu. Nadal prawdopodobna reelekcja Donalda Trumpa na pewno wizji tej nie przybliży.

      Po trzecie wreszcie, istnieje przynajmniej jeszcze jeden istotny element decydujący o cechach światowego porządku gospodarczego w bliskiej nam przyszłości. Są nim przyszłe relacje amerykańsko-chińskie, europejsko-chińskie i amerykańsko – europejskie, w ramach nowych geostrategicznych uwarunkowań stosunków międzynarodowych. Co najmniej od kilkunastu miesięcy widoczny jest wyraźny wzrost napięć na linii Waszyngton- Pekin. Nie najlepsze są też relacje na linii Waszyngton- Bruksela. Mnożące się pytania o odpowiedzialność Państwa Środka za pandemię i idące w setki miliardów dolarów żądania odszkodowań płyną z różnych państw świata, a najszerszym strumieniem ze Stanów Zjednoczonych i Australii. Badacze z University of Southampton, jednej z najbardziej renomowanych uczelni wyższych w świecie, wyliczyli, że gdyby władze chińskie nie ukrywały epidemii i przynajmniej trzy tygodnie wcześniej poinformowały społeczność międzynarodową o pojawieniu się wirusa w stolicy prowincji Hubei, geograficzne rozprzestrzenianie się patogenu byłoby znacznie mniejsze, a liczba przypadków infekcji – pod pewnymi warunkami-  spadłaby nawet o… 95 proc ! Chiny, pomimo poważnych poszlak, nie chcą jednak brać odpowiedzialności za pojawienie się koronawirusa i swą spóźnioną reakcją z nim  związaną. Przeciwnie – kreują się na globalnego lidera w walce z pandemią, de facto przejmując kontrolę finansową nad WHO. Widzą się przy tym w roli orędownika globalizacji nowego typu (proponent of globalization). Krytyka poczynań chińskich, przeplata się przy tym z wyrazami podziwu dla tego kraju. Dotyczą one jednak nie tyle sposobów, co efektów działań służących walce z epidemią i jej skutkami. Dodatkowo, przynajmniej u części opinii publicznej i decydentów politycznych, trwałą fascynację budzi model „autorytarnego kapitalizmu państwowego” i „dyktatury deliberatywnej” praktykowany w Państwie Środka. Zauroczenie to wzmocnione jest doniesieniami o sukcesach władz chińskich w zarzadzaniu patriarchalnym społeczeństwem na „froncie walki z epidemią” za pomocą Systemu Zaufania Społecznego (Social Credit System) i szybkim powrotem gospodarki na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego. Właśnie temu problemowi badawczemu poświeciłem swą ostatnią książkę, zatytułowaną Chińska strategia rozwoju społeczno-ekonomicznego. Implikacje dla Unii Europejskiej [UAM, Poznań 2018]. Bez wątpienia władze chińskie podejmą rozmaite starania, także metodami soft power, sharp power i smart power, aby wykorzystać obecny kryzys w celu odbudowy i wzmocnienia osłabionej pandemią geostrategicznej pozycji kraju w świecie. Najlepszym przejawem tych zamierzeń będą dalsze intensywne zachęty do uczestnictwa w geostrategicznej koncepcji „Pasa i Drogi” (Belt & Road Inititive), oraz promocja ultranowoczesnej sieci szybkiego Internetu mobilnego 5G (głównie za sprawą inwestycji koncernu Huawei - chińskiego lidera z branży ICT). Przykładów na potwierdzenie tej tezy można byłoby zresztą podawać dziesiątki. Najnowszym z nich jest gigantyczna promocja towarzysząca wejściu na światowe ekrany kinowe amerykańsko -chińskiej superprodukcji filmowej ”Mulan”, która pomimo raczej słabych recenzji zapewne zyska miano blockbustera, o ile nie w Stanach Zjednoczonych i Europie, to na pewno na chłonnym rynku chińskim.

    Wracając jednak do głównego wątku tej części rozważań, warto podkreślić, że    jak powszechnie wiadomo, administracja Donalda Trumpa traktuje Chiny i ich model rozwoju jako największe zagrożenie dla świata. Joe Biden, co prawda zmienił retorykę, ale sens jego wypowiedzi w niewielkim stopniu w omawianej kwestii odbiega od przemów i tweetów obecnego amerykańskiego Prezydenta. Nie ulega więc wątpliwości, że przyszłe stosunki amerykańsko - europejskie w największym stopniu zależeć będą od kształtu relacji Unii Europejskiej z Chińską Republiką Ludową i to tym bardziej że UE ewidentnie brakuje w tej kwestii spójności, solidarności i strategicznego podejścia. W mej opinii, dla Unii Europejskiej jako ważnego podmiotu stosunków międzynarodowych i nie mniej ważnej organizacji o charakterze  integracyjnym w świecie, nieuchronnie nadchodzi czas prawdziwej próby. UE na nowo stanie przed dylematem wyboru strategicznego partnera i sojusznika w świecie. Wybór pomiędzy Pax Americana nowej ery a Pax Sinica, może stać się naglący, szczególnie wobec obiektywnej niemożności pogodzenia interesów trzech największych potęg gospodarczych w świecie. Co więc z perspektywy zintegrowanej Europy należy w takiej sytuacji uczynić ? Wydaje się, że zarówno instytucje wspólnotowe, jak i rządy państw członkowskich UE muszą skuteczniej niż do tej pory promować swe tradycyjne europejskie wartości. Myślę tu o wyraźnym przesłaniu podnoszącym wagę takich elementów jak wolność, pokój, demokracja, praworządność, prawa człowieka, dobrobyt, trwały i zrównoważony rozwój, sprawiedliwy i etyczny handel ( fair trade) oraz biznes odpowiedzialny społecznie (Corporate Social Resposibility). Nowe podejście UE do polityki handlowej i inwestycyjnej z 2015 roku (new approach) stanowi godzien powielania przykład wykorzystania umów i preferencyjnych programów do promocji wartości  stanowiących o istocie „europejskiego modelu rozwoju”. Takich wspólnych inicjatyw potrzeba jednak znacznie więcej. Unia Europejska powinna stać na straży swych wartości w relacjach z wszystkimi państwami w świecie. Na ich fundamencie powinna dążyć do obustronnie korzystnej współpracy (win-win), ale nie za cenę doraźnych ustępstw i koniunkturalnych rezygnacji, jak już niejednokrotnie w jej historii niestety się zdarzało. Aktualnie szczególnie dotyczy to relacji z Chinami. W państwie tym wciąż bowiem stosuje się wiele nieprzejrzystych praktyk w handlu międzynarodowym, i to pomimo prawie dwudziestu lat doświadczeń związanych z członkostwem w Światowej Organizacji Handlu (WTO). Dodatkowo intensywnie wdraża w nim regulacje Social Credit System, które przynajmniej w państwach zaliczanych do okcydentalnego kręgu kulturowego mogą budzić wiele kontrowersji i zastrzeżeń. Unia Europejska  musi też większym niż dotychczas stopniu chronić swą suwerenność gospodarczą, w tym także - na wzór Stanów Zjednoczonych- swą suwerenność technologiczną. Wymuszać powinna warunkowość współpracy, czyli pełną wzajemność, równoprawność i transparentność. W interesie Unii Europejskiej bez wątpienia leży posiadanie jak najlepszych relacji politycznych i gospodarczych z Chińską Republiką Ludową. Z wielu względów wydaje się to być oczywiste i nie powinno budzić większych kontrowersji. Do wielu chińskich dokonań, zainicjowanych  ponad cztery dekady temu „polityką reform i otwarcia” Deng Xiaopinga, wypada odnosić się z dużym szacunkiem i podziwem. Niekoniecznie musi to jednak oznaczać akceptację dla prób powielania w Europie rozwiązań chińskiego modelu społecznego, uznania chińskiej polityki gospodarczej (Xinomics) za najlepszy wzorzec do naśladowania i traktowania geostrategicznych stosunków z Państwem Środka za najważniejsze na tle pozostałych. W instytucjach unijnych refleksję tego typu już zresztą widać. W wielu dokumentach Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego,  Chińską Republikę Ludową określa się już nie tylko mianem partnera do negocjacji i  konkurenta gospodarczego, ale też rywala systemowego (systemic rival).

      Na charakter, sposób oraz poziom życia milionów obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej w najbliższej dekadzie, oprócz skuteczności wdrażania strategii wychodzenia z kryzysu spowodowanego pandemią wirusa SARS-CoV-2, w największym stopniu [i]wpływać będą takie aspekty jak zmiany klimatyczne, przyspieszony rozwój technologiczny, zmiany demograficzne oraz problemy migracyjne. Zjednoczona Europa posiada wszelkie atrybuty, aby przewodzić transformacji  świata idącej w bardziej ekologicznym i cyfrowym niż do tej pory kierunku. Dzięki skutecznej realizacji wizji zawartej w koncepcji Europejskiego Zielonego Ładu (European Green Deal) Europa ma realne szanse, aby do roku 2050 stać się  pierwszym neutralnym dla klimatu kontynentem. UE posiada też duży i nadal nie w pełni wykorzystany potencjał, aby stać się innowacyjną gospodarką postindustrialną  typu 4.0, gwarantującą wysoki poziom zatrudnienia i stały wzrost gospodarczy, z większą niż dotychczas troską o  suwerenność technologiczną.  Unia Europejska może, a nawet powinna dalej stać na straży realizacji wizji europejskiego modelu społecznej gospodarki rynkowej (European Social Model), wspólnych wartości i praworządności. Jako wspólnota prawa powinna chronić europejski styl życia, dążąc do wzmocnienia procedur demokratycznych w kreowaniu swych polityk, zapewniając ich pełną transparentność. W newralgicznym problemie migracyjnym powinna szukać wspólnie wypracowanych, skutecznych rozwiązań kompromisowych, gwarantujących wysoki poziom humanitaryzmu i poszanowania godności ludzkiej.  W sferze geopolitycznej, priorytetem dla Unii Europejskiej staję się dla znalezienie w świecie odpowiednich sojuszników gwarantujących „odpowiedzialne globalne przywództwo” (responsible global leadership), a w sferze geoekonomicznej  promocja programu otwartego i sprawiedliwego handlu oraz towarzysząca jej reforma WTO. Długofalowo to właśnie kształt nowego (post)pandemicznego globalnego porządku społeczno – gospodarczego, szczególnie w kontekście zajęcia stanowiska wobec narastających napięć w relacjach amerykańsko – chińskich, decydował będzie o miejscu, roli i znaczeniu Unii Europejskiej w świecie. Realizacji zamierzeń nakreślonych w ten sposób przez Przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursule von der Leyen w „Orędziu o stanie Unii 2020” wydatnie pomóc może zwiększenie długoterminowego budżetu UE na lata 2021-2027, wsparte finansowaniem trzech filarów NextGenerationEU, czyli nowego tymczasowego instrumentu na rzecz odbudowy.  

          Wymienione zagadnienia, stanowią na pewno nie jedyne, lecz w mej opinii kluczowe elementy w próbie znalezienia odpowiedzi na pytanie jak będzie wyglądała Unia Europejska i świat pod względem społecznym, gospodarczym i finansowym w kolejnych (post)pandemicznych dekadach i jak szybko uda się wrócić ludzkości do „nowej normalności”.  Wpisują się one w priorytetowe cele prestiżowego grantu unijnego EU EX/ACT Jean Monnet Center of Excellence project: EU External Actions in the contested global order – (in)coherence, (dis)continuity, resilience , realizowanego na UAM pod kierunkiem prof. Tadeusza Wallasa. Od dwóch lat z powodzeniem realizuje go grupa cenionych badaczy z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, a szczegółowe informacje na ten temat znaleźć można na stronie: http://coe.amu.edu.pl/

 

PROF. DR HAB. MACIEJ WALKOWSKI. KIEROWNIK ZAKŁADU POLITYKI SPOŁECZNEJ I GOSPODARCZEJ NA WYDZIALE NAUK POLITYCZNYCH I DZIENNIKARSTWA UAM

 

Czytaj też: Prof. Mariusz Jaskólski. Jest baza dla leków przeciw COVID-19

 

 

 

 

 

 

 

 

Nauka Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.