Wersja kontrastowa

Dr Marzena Buchnat. Niania czy żłobek – oto jest pytanie 

fot. A.wykrota
fot. A.wykrota

W dzisiejszych czasach rodzice poddawani są wielostronnej presji. Z jednej strony oczekuje się od nich, że mimo posiadania małych dzieci wywiązywać się będą z obowiązków zawodowych. Nie jest dobrze prosić o ulgi w momencie, gdy za plecami czuje się oddech kolegów, którzy potomstwo mają zapisane w kalendarzu na 2025 albo i później. Z drugiej strony rodzicielstwo to wyzwanie samo w sobie. Już nie chodzi o to, aby dziecko otoczyć miłością, dobrze mieć na nie dobrze przemyślany plan.  

Moja mama zostawiała mnie przed włączonym telewizorem i gotowała obiad, szła po zakupy, a czasem też piła kawę z przyjaciółką. Była zadowolona, że ma takie grzeczne dziecko. Nic – tylko siedzi i ogląda. Później bajki zastąpiły obowiązkowe wycieczki na plac zabaw – oczywiście w ramach opieki nad moją młodszą siostrą. Dzisiaj takie „wychowanie” może skończyć się interwencją opieki społecznej. No, może trochę przesadzam, ale z wiedzą o tym, jak kształtuje się osobowość młodego człowieka, nie zaryzykowalibyśmy pozwu za lat kilkanaście, kiedy nasz potomek złoży w całość wspomnienia z przeszłości i dojdzie do wniosku, że był zaniedbywany przez rodziców…  

Wracając do wątku głównego. Większość z nas, matek pracujących, w końcu staje przed pytaniem: żłobek czy niania. Dla mnie do niedawna odpowiedź  na to pytanie była prosta – oczywiście niania. Tymczasem wśród moich młodszych koleżanek - wręcz odwrotnie. Większość z nich w żłobkach dostrzega większe możliwości rozwoju intelektualnego i społecznego dziecka. Czy jest to efekt marketingu, znak naszych czasów, a może naturalny etap w życiu małego dziecka?  O pomoc w rozwikłaniu tego dylematu poprosiłam dr Marzenę Buchnat z Zakładu Pedagogiki Specjalnej.  

- Rzeczywiście, zmienił się sposób funkcjonowania w życiu społecznym – mówi dr Buchnat. - Z jednej strony coraz więcej kobiet chce jak najszybciej wrócić do pracy, bo taki jest trend. Z drugiej jednak strony zmieniło się też podejście do czasu, który spędzamy z dziećmi. Jest on dla nas ważny. Zaczynamy doceniać jego znaczenie dla budowania późniejszych relacji. Mając na uwadze dobro dziecka, ale także własną potrzebę rozwoju i realizacji planów zawodowych coraz częściej przekonujemy się do żłobków. Instytucja ta staje się coraz bardziej popularna, również dlatego, że przeszły one sporą przemianę. Dzisiaj kładzie się ogromny nacisk na rozwój dziecka, na zaspokojenie jego potrzeb i to zarówno w placówkach opiekuńczych, jak i w domu.  

Dlatego trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co lepsze: dom czy żłobek. W większości przypadków, jak mówi moja rozmówczyni, powinna to być decyzja uwzględniająca przede wszystkim indywidualne potrzeby dziecka. Wszystko zależy od tego, jaki jest stan jego zdrowia, możliwości rozwojowe, w tym adaptacyjne oraz do jakiego żłobka chcemy je posłać i - na jak długo. Ważnym czynnikiem, który powinniśmy wziąć pod uwagę, jest też wiek.  

– Musimy rozróżnić, czy do żłobka wysyłamy 5-6-miesięczne czy 1,5-2-letnie dziecko – ponieważ to nie jest ten sam etap rozwoju. Psychologia rozwojowa pokazuje, że właśnie w okresie niemowlęcym i wczesnego dzieciństwa kształtują się więzi z rodzicami.  Te relacje z matką i ojcem pozwalają dziecku uczyć się samego siebie, dają też poczucie bezpieczeństwa. I to ono właśnie jest fundamentalne dla dalszego rozwoju, buduje poczucie własnej wartości. Jeśli zostanie we wczesnym dzieciństwie właściwie „wysycone”, nasze dziecko w dorosłym życiu nie będzie wciąż zabiegało o uwagę i akceptację ze strony innych ludzi. Nie będzie też tak podatne na wpływy otoczenia, bo to dom i rodzina będą dla niego punktem odniesienia.  

Wśród rodziców często panuje opinia, że im mniejsze dziecko, tym lepiej aklimatyzuje się w żłobku. Nie jest to do końca prawda. Rzeczywiście, najmłodsze dzieci zwykle krócej płaczą w momencie rozstania z rodzicami. Wynika to jednak z faktu, że mają mniej siły na wyrażenie emocji. Szybko męczą się i „odpuszczają”, co wcale nie oznacza, że lepiej zaadaptowały się i dobrze czują się w nowych warunkach.  

Inna sprawa to rozwój społeczny. Młodym rodzicom wydaje się, że ich dziecko potrzebuje kontaktu z rówieśnikami, nawet wtedy, gdy zabawy w piaskownicy polegają na wyrywaniu innym zabawek i salwach płaczu. Tymczasem wiele zależy od tego, na jakim etapie rozwoju społecznego jest dziecko. Niektóre w wieku 3 lat nie potrzebują towarzystwa innych dzieci, ale są też 1,5-roczniaki, które na widok rówieśników wyrywają się z objęć opiekuna. Wiele więc zależy od dojrzałości i temperamentu naszego dziecka. Zakłada się jednak, że takim optymalnym okresem, w którym dzieci zwykle są gotowe emocjonalnie na rozstanie z rodzicami czy opiekunem, jest wiek 2,5 – 3 lat. Do tego czasu to właśnie osoba dorosła stanowi pomost między nimi a otaczającym światem.  

Uwagę też powinniśmy zwrócić na czas, który dziecko będzie spędzało w żłobku. Jeśli będzie to „pełen etat” czyli od 6.30 do 17.00 – bo tak najczęściej pracują te placówki - to na pewno - nawet w przypadku bardzo społecznie rozwiniętych dzieci - nie jest to korzystne.  

- Trzeba pamiętać, że maluch w żłobku, nawet tym najbardziej kameralnym i przyjaznym, nie będzie wypoczywał tak, jak w domu. Każdy z nas potrzebuje wyciszenia i spokoju. Tymczasem w miejscu, gdzie przebywa grupa dzieci, nie jest to możliwe. Problemem może być też rytm, w którym zaczyna funkcjonować dziecko posłane do żłobka. Może on zakłócać jego naturalne potrzeby, choćby chęć wyspania się.  Częsty pośpiech związany z ustalonym harmonogramem dnia może powodować niekorzystny stres.  

Potwierdzają to badania między innymi prof. Drugli. U dzieci żłobkowych i tych przebywających w domu zbadany został poziom kortyzolu. Okazało się, że wydzielanie tego hormonu jest o prawie 32% wyższe w pierwszej grupie badanych. Co to oznacza? Mianowicie to, że w domu dziecko doświadcza mniej stresu. Wyższy poziom kortyzolu u dzieci uczęszczających do żłobka wywołany jest m.in. zmianą rytmu dnia, ale także tęsknotą za opiekunami i konfliktami z rówieśnikami. Napięcie nerwowe w tak wczesnym wieku może zmienić sposób rozwoju mózgu.  

- Z drugiej strony mówi dr Buchnat - mamy też badania amerykańskie, brytyjskie i norweskie, które wskazują, że dzieci, które chodzą do żłobka, lepiej rozwijają się intelektualnie. W żłobku bodźcowanie językowe jest zdecydowanie bardziej nasilone niż w domu. Dziecko zaczyna funkcjonować w grupie i naturalną tego konsekwencją jest rozwój mowy, nauka pewnych zachowań społecznych itd.  

Do niedawna jeszcze żłobki nie należały do instytucji edukacyjnych a pełniły funkcję opiekuńczą. Innymi słowy, mogły w nich pracować osoby, które nie miały wiedzy na temat rozwoju dziecka. Dzisiaj ta sytuacja się zmieniła. Bardzo dba się o poziom wykształcenia pracowników. Wiąże się to z dużą konkurencją zwłaszcza placówek prywatnych i niepublicznych. Nowe żłobki powstają jak grzyby po deszczu. Rodzice, jeśli tylko nie ograniczają ich względy finansowe, mają naprawdę ogromy wybór. A czynnikiem, który wpływa na ich decyzję, bywa oferta dydaktyczna. Możliwości jest wiele a poprzeczkę winduje się coraz wyżej; to już nie tylko nauka angielskiego czy innych języków obcych, ale także joga, zajęcia teatralne czy muzyczne.  

- Jestem sceptyczna wobec takich ofert dydaktycznych, zwłaszcza dla bardzo małych dzieci - mówi dr Buchnat. Na tym etapie rozwoju powinno kłaść się nacisk przede wszystkim na budowanie relacji i poznawanie rzeczy najprostszych: owoców w sadzie, zwierząt domowych, pór roku – wszystkiego tego, co może nie jest tak atrakcyjne marketingowo, ale jest bliskie dziecku, bo znajduje się w jego bezpośrednim otoczeniu. Podobnie z nauką języków obcych, zwłaszcza u dzieci, które dopiero uczą się mówić. U nich ważne jest, aby przede wszystkim rozwijać mowę ojczystą, poszerzać zasób słownictwa, a dopiero później włączać naukę innych języków. Oczywiście, nie mówimy tu o dwujęzyczności dzieci. W innym przypadku mamy do czynienia z osłuchaniem się z językiem obcym, ale nie z nauką słownictwa, która w tym wieku jest nieefektywna. 

Podobnie w przypadku zajęć ruchowych. Zdaniem pedagogów najważniejszym zadaniem dla rodziców czy opiekunów na tym etapie rozwoju powinno być przede wszystkim wykształcenie odpowiednich nawyków ruchowych tak, aby dzieci dbały o utrzymanie właściwej postawy, polubiły zabawy ruchowe. Zajęcia sensomotoryczne są dla nich formą poznawania świata – właśnie przez ruch i dotyk. Należy pamiętać, że dzieci mniej więcej do 5. roku życia są kinestetykami, co oznacza, że najwięcej uczą się poprzez działanie, bezpośrednio doświadczając świata.  

Kolejnym czynnikiem decydującym, czy dziecko może pójść do żłobka, jest stan zdrowia. Są dzieci, które bardzo szybko łapią infekcje. To powoduje, że w ciągu miesiąca są w żłobku nawet tylko kilka dni. To, zdaniem dr Buchnat, jest sytuacja najgorsza. - Dziecko jest kilka dni w żłobku – tam nie zdąży się jeszcze zaaklimatyzować - i wraca chore do domu. Sprawia to, że poziom stresu znacząco się u niego podnosi. Myślę, że nie warto na coś takiego narażać malucha. Wtedy też najczęściej lekarze radzą, aby ten czas, kiedy wysyłamy dziecko do żłobka, przesunąć o kilka miesięcy tak, aby malec nabrał odporności. Oczywiście taką decyzję podejmujemy nie po jednym, dwóch incydentach, kiedy dziecko nam zachoruje. Mówimy o przypadkach, kiedy dziecko ewidentnie reaguje na każdy niemal pobyt w żłobku. 

Wówczas, jeśli nie chcemy rezygnować z pracy, rozwiązaniem staje się niania. Jeszcze kilka lat temu warunki zatrudnienia opiekunki były tylko w gestii rodziców. Dzisiaj z większością z nich trzeba podpisać umowę, zgłosić do ZUS – co wiąże się z dodatkowymi obowiązkami np. odprowadzaniem składek itd. Ujednoliciły się też kwestie wynagrodzenia. Stawki są raczej stałe, a ich wysokość zależy od kompetencji niani. Zarobki tych najbardziej doświadczonych, z przygotowaniem pedagogicznym mogą oscylować w granicach średniej krajowej.  Zatrudniając nianię powinniśmy przede wszystkim zwrócić uwagę, czy potrafi ona nawiązać kontakt z naszym dzieckiem i zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa, a dopiero później, w jaki sposób będzie stymulować jego rozwój.  

Jednak nawet najlepsza opiekunka nie zastąpi dziecku rodziców. Dlatego obowiązki zawodowe nie powinny nam uniemożliwiać budowania relacji z dzieckiem. Nie wszyscy rodzice sprawdzają się w roli pełnoetatowych opiekunów. Są tacy, dla których praca zawodowa stanowi odskocznię od rutyny domowych zajęć. Dla nich ten czas jest bardzo ważny, daje możliwość samorealizacji i zadowolenia. Pozwala im także często w bardziej wartościowy sposób spędzić czas, który mają dla swoich dzieci, doceniając go.  

- Jeśli szukać rozwiązań idealnych – mówi dr Buchnat – to byłaby to taka sytuacja, w której dziecko przebywa z rodzicami lub opiekunem w domu, ale 2-3 razy w tygodniu uczestniczy w zajęciach klubu malucha – gdzie ma kontakt z innymi dziećmi i obcymi dorosłymi. Wtedy też dziecko powoli uczy się rozdzielać z domem – co na późniejszym etapie rozwoju ułatwi mu pójście do przedszkola czy szkoły. Nie wiem jednak, czy jest to rozwiązanie zawsze możliwe, wymaga bowiem m.in. możliwości regulacji godzin pracy. Jedno jest pewne dla każdej rodziny, a przede wszystkim każdego dziecka: ostateczna odpowiedź co jest lepsze, opiekunka czy żłobek, będzie inna, uzależniona od ich indywidualnych potrzeb, oczekiwań i możliwości. 

zob.też 

 

Nauka Wydział Studiów Edukacyjnych

Ten serwis używa plików "cookies" zgodnie z polityką prywatności UAM.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza jej akceptację.